piątek, 20 stycznia 2017
Od Isabelle, Tydzień Polowań
W naszej watasze mamy teraz święto Tygodnia Polowań. Dzisiaj dopisało mi największe szczęście. Szłam sobie, jak zwykle zresztą, po Lesie Wiecznej Jesieni. Chciałam dziś upolować coś niezwykłego. Gdy tylko doszłam do wodospadu, przy jego brzegu stał złoty niedźwiedź. Musiałam go upolować. Zeszłam szybko na dół, do miejsca, gdzie niedźwiedź łapał właśnie swoje śniadanie, czyli ryby. Skradałam się najciszej jak mogłam, ale wielkie zwierze mnie wyczuło. Nie ma na co czekać! Atak! Skoczyłam mojej przyszłej ofierze na kark, wbiłam swoje kły w jego skórę i wpuściłam do jego ciała i żył lód. Ten zrobił swoje, zabił mojego przeciwnika od środka, zamrażając go wewnątrz. Ten padł u moich łap martwy. Stwierdziłam, że łatwo poszło, ale byłam mocno zgrzana. Za pomocą swojej mocy, dostarczyłam swoją ofiarę do watahy, ale wracając, znowu natknęłam się na ten dziwny wilkowaty cień. Znów pojawił się znikąd. Ale zanim zniknął, skinął przede mną głową.
środa, 18 stycznia 2017
Od MoonLight C.D Draco
Nie wiedziałam co powiedzieć, że go śledziłam? Nie sądzę że to by był dosyć dobry pomysł. Ze stresu stworzyłam klatkę z lodu w której uwięziłam basiora.
-Co to ma znaczyć?!-warknął.
-Nie wypuszczę Cię stąd póki nie dołączysz do mojej watahy.
-To jest szantaż?
-A jak sądzisz?-spytałam sarkastycznie po czym zauważyłam że Draco próbował stopić kraty jego więzienia- na nic.
-Zróbmy zakład.-zaproponował więc basior.
-Jaki?
-Kto upoluję najlepszą zwierzynę do nocy-wygrywa. Jeśli ja wygram to zostawiasz mnie w spokoju, ale jeśli ty wygrasz...
-To co?
-Dołączę do twojej watahy i będę na każde twoje rozkazy.
-Zgadzam się-odrzekłam pewna siebie.
Po tej krótkiej wymianie zdań każde z nas pobiegło w inną stronę, ja postanowiłam udać się na górę diamentowych kóz. Gnałam razem z rzeką której źródło znajdowało się w moim miejscu docelowym, gdy już tam dotarłam, zauważyłam że nie ma śladu po jakiejkolwiek zwierzynie, coś musiało ją spłoszyć. Kiedy rozmyślałam na te temat poczułam mocny podmuch zza mych pleców, który niemal powalił mnie na ziemię. Za mną wylądował kilkumetrowy smok którego łuski były czerwone jak krew, skrzydła wielkie jak korony drzew i oczy lśniące jak u najczystszego kryształu. Odwróciłam się w jego stronę i ukłoniłam się, smok odwzajemnił ukłon, po czym zaczęła się podniebna walka. Wywołałam przerażający mróz by spowolnić przeciwnika, w odpowiedzi na to smok potężnie zionął ogniem. Ledwo co udało mi się uniknąć poparzenia. Wytworzyłam strzały z lodu które wycelowałam we smoka ,lecz ledwie drasnęły jego łuski. Spróbowałam ponownie tego posunięcia, na nic. Wpadłam na genialny pomysł, wytworzyłam sobie tarczę lodową i czekałam następny ruch przeciwnika , który najwidoczniej zauważył że tego lodu nie da się stopić. Zaszarżował na mnie z wyciągniętymi pazurami. To było to, chwilę przed tym co mogło zakończyć się sytuacją w której byłabym poszatkowana na plasterki, wzleciałam nad ogromny łeb smoka,wylądowałam na nim i wydłubałam jego piękne jak kryształy oczy. Oślepiony smok nie miał pojęcia gdzie leci ,co skończyło się tym że rozbił się o górę na której była prowadzona bitwa. Stworzyłam coś na kształt wózka z lodu ,który służył mi do przewożenia smoka. Miałam mały problem z umiejscowieniem go na nim ale w końcu się udało. Zaczynało się ściemniać ,więc poszłam szukać Draco. Po kilku minutach znalazłam go, przywitał mnie tymi słowami.
-Nie uwierzysz co upolowałem- powiedział.
-No co -ziewnęłam
-Sama zobaczysz- warknął odsłaniając jego zdobycz, mianowicie złotego dziko-niedźwiedzia który liczył ponad 5 metrów.
-A teraz spójrz co ja mam- powiedziałam zdejmując koc z cienia,który przykrywał smoka.
-Pokonałaś smoka?-powiedział z niedowierzaniem.
-Mhm-przytaknęłam.
-Czyli gdybym poszedł tam gdzie ty poszłaś to ja bym wygrał? Domagam się rewanżu na ilość jeleni w ciągu doby.
Popatrzyłam wtedy na basiora ganiącym wzrokiem i chyba zrozumiał że żadnego rewanżu nie będzie.
-Dobra, rozumiem; dołączam do twojej watahy i co dalej?
-Nic-odpowiedziałam
-Jak to nic?-spytał Draco.
-Idziemy przed siebie tam gdzie życie nas poniesie-odpowiedziałam .-Ale, najpierw powiedz mi coś o sobie-dorzuciłam.
-Co chcesz wiedzieć?
-Nic szczególnego.
-Czyli?-zapytał z nutką podejrzliwości w jego głosie
-Na przykład ile masz lat?
- trzy i pół.
-No widzisz? Tak to będzie przebiegać-powiedziałam uśmiechając się.
-A po co Ci te informacje?
-Z czystej ciekawości. Kolejne pytanie, jak się nazywali twoi rodzice?-spytałam.
-Nie chce o tym mówić-powiedział.
-Zapomniałeś o naszym zakładzie?
-heh...no dobrze, Matka Lilia, Ojciec Dark; miałem jeszcze dwóch braci Arona i Bruno i siostrę Crystal...
-Nie rozpędzaj się tak, nie zapytałam Cię jeszcze o twoje rodzeństwo.- zachichotałam po czym usiadłam obok basiora-ale jak mi już o nich powiedziałeś to kontynuuj-powiedziałam z błyskiem w oczach.
-Nie chcę do tego wracać- oznajmił basior.
-No proszę-zaczęłam błagać.
-Nie..
-Miałeś robić cokolwiek rozkaże, prawda?
-Najwidoczniej...-westchnął.
-To kontynuuj.
-.....Pewnie zauważyłaś że jak mnie spotkałaś nie było ze mną mojej rodziny. Rodzice byli parą alfa, jako najstarszy z braci miałem odziedziczyć ''tron'', ale zaatakowała nas wroga wataha. Moja matka......oni ją zabili, a mój ojciec uciekł. Nienawidzę go za to. Walczyłem razem z braćmi ,ale zmarli ratując Crystal, niestety porwali ją ,ale jestem pewien że wciąż żyje, słyszę jej głos w każdą pełnię. Po tym wszystkim zaprzyjaźniłem się z waderą o imieniu Ellie, zostaliśmy parą ,ale ona mnie zdradziła. Żyję ,bo wierzę że moja siostra gdzieś tam jest. Miejsce w którym mnie znalazłaś było terenem mojej starej watahy, tak samo jak tamta jaskinia.
-Ale, zostaje jeszcze jedno co chcę wiedzieć..
-A co?
-Tamten wielki cień, kto to był? Właściwie to czyj był ten cień?-spytałam, po czym basior wzdrygnął się i powiedział.
-Moja wataha nie była jak wszystkie inne, istniała by powstrzymać coś strasznego przed wydostaniem się do świata zewnętrznego...
-Świata... zewnętrznego?
-To ''coś'' przed czym broniliśmy świat to......
-To?
-Vorigan.....
<Draco?>
-Co to ma znaczyć?!-warknął.
-Nie wypuszczę Cię stąd póki nie dołączysz do mojej watahy.
-To jest szantaż?
-A jak sądzisz?-spytałam sarkastycznie po czym zauważyłam że Draco próbował stopić kraty jego więzienia- na nic.
-Zróbmy zakład.-zaproponował więc basior.
-Jaki?
-Kto upoluję najlepszą zwierzynę do nocy-wygrywa. Jeśli ja wygram to zostawiasz mnie w spokoju, ale jeśli ty wygrasz...
-To co?
-Dołączę do twojej watahy i będę na każde twoje rozkazy.
-Zgadzam się-odrzekłam pewna siebie.
Po tej krótkiej wymianie zdań każde z nas pobiegło w inną stronę, ja postanowiłam udać się na górę diamentowych kóz. Gnałam razem z rzeką której źródło znajdowało się w moim miejscu docelowym, gdy już tam dotarłam, zauważyłam że nie ma śladu po jakiejkolwiek zwierzynie, coś musiało ją spłoszyć. Kiedy rozmyślałam na te temat poczułam mocny podmuch zza mych pleców, który niemal powalił mnie na ziemię. Za mną wylądował kilkumetrowy smok którego łuski były czerwone jak krew, skrzydła wielkie jak korony drzew i oczy lśniące jak u najczystszego kryształu. Odwróciłam się w jego stronę i ukłoniłam się, smok odwzajemnił ukłon, po czym zaczęła się podniebna walka. Wywołałam przerażający mróz by spowolnić przeciwnika, w odpowiedzi na to smok potężnie zionął ogniem. Ledwo co udało mi się uniknąć poparzenia. Wytworzyłam strzały z lodu które wycelowałam we smoka ,lecz ledwie drasnęły jego łuski. Spróbowałam ponownie tego posunięcia, na nic. Wpadłam na genialny pomysł, wytworzyłam sobie tarczę lodową i czekałam następny ruch przeciwnika , który najwidoczniej zauważył że tego lodu nie da się stopić. Zaszarżował na mnie z wyciągniętymi pazurami. To było to, chwilę przed tym co mogło zakończyć się sytuacją w której byłabym poszatkowana na plasterki, wzleciałam nad ogromny łeb smoka,wylądowałam na nim i wydłubałam jego piękne jak kryształy oczy. Oślepiony smok nie miał pojęcia gdzie leci ,co skończyło się tym że rozbił się o górę na której była prowadzona bitwa. Stworzyłam coś na kształt wózka z lodu ,który służył mi do przewożenia smoka. Miałam mały problem z umiejscowieniem go na nim ale w końcu się udało. Zaczynało się ściemniać ,więc poszłam szukać Draco. Po kilku minutach znalazłam go, przywitał mnie tymi słowami.
-Nie uwierzysz co upolowałem- powiedział.
-No co -ziewnęłam
-Sama zobaczysz- warknął odsłaniając jego zdobycz, mianowicie złotego dziko-niedźwiedzia który liczył ponad 5 metrów.
-A teraz spójrz co ja mam- powiedziałam zdejmując koc z cienia,który przykrywał smoka.
-Pokonałaś smoka?-powiedział z niedowierzaniem.
-Mhm-przytaknęłam.
-Czyli gdybym poszedł tam gdzie ty poszłaś to ja bym wygrał? Domagam się rewanżu na ilość jeleni w ciągu doby.
Popatrzyłam wtedy na basiora ganiącym wzrokiem i chyba zrozumiał że żadnego rewanżu nie będzie.
-Dobra, rozumiem; dołączam do twojej watahy i co dalej?
-Nic-odpowiedziałam
-Jak to nic?-spytał Draco.
-Idziemy przed siebie tam gdzie życie nas poniesie-odpowiedziałam .-Ale, najpierw powiedz mi coś o sobie-dorzuciłam.
-Co chcesz wiedzieć?
-Nic szczególnego.
-Czyli?-zapytał z nutką podejrzliwości w jego głosie
-Na przykład ile masz lat?
- trzy i pół.
-No widzisz? Tak to będzie przebiegać-powiedziałam uśmiechając się.
-A po co Ci te informacje?
-Z czystej ciekawości. Kolejne pytanie, jak się nazywali twoi rodzice?-spytałam.
-Nie chce o tym mówić-powiedział.
-Zapomniałeś o naszym zakładzie?
-heh...no dobrze, Matka Lilia, Ojciec Dark; miałem jeszcze dwóch braci Arona i Bruno i siostrę Crystal...
-Nie rozpędzaj się tak, nie zapytałam Cię jeszcze o twoje rodzeństwo.- zachichotałam po czym usiadłam obok basiora-ale jak mi już o nich powiedziałeś to kontynuuj-powiedziałam z błyskiem w oczach.
-Nie chcę do tego wracać- oznajmił basior.
-No proszę-zaczęłam błagać.
-Nie..
-Miałeś robić cokolwiek rozkaże, prawda?
-Najwidoczniej...-westchnął.
-To kontynuuj.
-.....Pewnie zauważyłaś że jak mnie spotkałaś nie było ze mną mojej rodziny. Rodzice byli parą alfa, jako najstarszy z braci miałem odziedziczyć ''tron'', ale zaatakowała nas wroga wataha. Moja matka......oni ją zabili, a mój ojciec uciekł. Nienawidzę go za to. Walczyłem razem z braćmi ,ale zmarli ratując Crystal, niestety porwali ją ,ale jestem pewien że wciąż żyje, słyszę jej głos w każdą pełnię. Po tym wszystkim zaprzyjaźniłem się z waderą o imieniu Ellie, zostaliśmy parą ,ale ona mnie zdradziła. Żyję ,bo wierzę że moja siostra gdzieś tam jest. Miejsce w którym mnie znalazłaś było terenem mojej starej watahy, tak samo jak tamta jaskinia.
-Ale, zostaje jeszcze jedno co chcę wiedzieć..
-A co?
-Tamten wielki cień, kto to był? Właściwie to czyj był ten cień?-spytałam, po czym basior wzdrygnął się i powiedział.
-Moja wataha nie była jak wszystkie inne, istniała by powstrzymać coś strasznego przed wydostaniem się do świata zewnętrznego...
-Świata... zewnętrznego?
-To ''coś'' przed czym broniliśmy świat to......
-To?
-Vorigan.....
<Draco?>
wtorek, 17 stycznia 2017
Od Isabelle, Tydzień Polowań
Dzisiaj, drugiego dnia wielkiego wilczego święta, miałam niezwykłą przygodę. No więc wybrałam się na przydzielony mi teren, by upolować jakieś rzadkie zwierze. Dziś szczęście się do mnie uśmiechnęło. Zaraz po wkroczeniu do lasu, poczułam zapach zająca. Rozejrzałam się w poszukiwaniu ofiary. Ujrzałam przed sobą parę rudych zająców. Bez trudu złapałam jednego z nich. Potem udałam się na skraj lasu. Była tam polanka, na której zobaczyłam pasącą się sarnę. Postanowiłam zaatakować ją od tyłu. Bezszelestnie podkradłam się bliżej, nadal pozostając niewidoczną dla zwierzyny. Najciszej jak było można, wyszłam z ukrycia i ogrodziłam moją ofiarę lodowymi soplami. Następnie zamroziłam jej serce. Gdy już wracałam do watahy, Usłyszałam szum. Rozejrzałam się, ale niczego nie zauważyłam. Nagle na ziemi, przede mną ukazał się cień podobny do wilczego, lecz nim niebędący. Nim zdążyłam zorientować się co się dzieje, cień zniknął.
poniedziałek, 16 stycznia 2017
Od Isabelle, Tydzień Polowań
Dzisiaj jest pierwszy dzień wielkiego wilczego święta, Tygodnia Polowań. Mi przypadły tereny Lasu Wiecznej Jesieni. Dzisiaj rano wyruszyłam na łowy. Moją pierwszą ofiarą padł, niestety zwykły, zając. A że byłam głodna to już inna sprawa, w końcu wyruszyłam skoro świt, nie było czasu na porządne śniadanko. Można się zatem domyślić, co zrobiłam z moją ofiarą. Wtem usłyszałam dziwne charczenie. Skryłam się za drzewem, próbując jednocześnie zlokalizować źródło dziwnego dźwięku. Podczołgałam się pod pobliską kępę krzaków. Przyjrzałam się temu, co wydawało te dziwne dźwięki. To był szafirowy jeleń! Ucieszona, podkradłam się, przyjęłam pozycję i wyskoczyłam jak petarda z kryjówki. Zwierze, wystraszone zaczęło uciekać. Popędziłam za nim. Jeleń był bardzo szybki, widocznie nieźle go wystraszyłam. Jednak po mału, ale zwalniał. Moje łapy zaczęły powoli mnie informować, że już długo nie pociągną. Zaczęłam się zastanawiać, wcale nie zwalniając. Nagle wpadłam na genialny pomysł, mianowicie: czas działać! Przecież byłyśmy w lesie! To takie oczywiste! Las = dużo drzew! Zawyłam więc donośnie, moja ofiara odwróciła głowę w moją stronę, i to ją zgubiło. Na pełnej prędkości wbiegło w drzewo. Czyli śmierć na miejscu. Nareszcie, udało się! Isabelle znowu górą! Teraz już tylko powrót z tym dodatkowym bagażem do watahy, a potem wielka uczta.
Od MoonLight, Rozpoczęcie Tygodnia Polowań!
Dziś obudziłam się i od razu musiałam zabrać do pracy, dlaczego? Dziś jest pierwszy dzień święta które obchodzimy tu w Watasze Szmaragdowego Księżyca, wilki rywalizują ze sobą przez tydzień w tym kogo polowania będą najbardziej udane. Pod koniec imprezy będę musiała wyłonić zwycięzce, który będzie obsypany monetami księżycowymi i najprawdopodobniej dostanie się na wyższe stanowisko lub pozycję. Niestety jako alfa sama w święcie nie mogę uczestniczyć. Domyśliłam się że wilki będą sobie kraść ofiary, więc wymyśliłam następujący plan. Każdy wilk ma teren w którym jego zdobycze liczą się podwójnie. Kilka minut temu wywiesiłam tabliczkę z tym kto ma jaki teren,a wygląda następująco.
Isabelle: las wiecznej jesieni
Draco: las wiecznego mroku
Asa: Anemone Nemorosa
Nadszedł czas, zwołałam wszystkie wilki i zostało mi tylko powiedzieć ''Udanych Łowów''
Isabelle: las wiecznej jesieni
Draco: las wiecznego mroku
Asa: Anemone Nemorosa
Nadszedł czas, zwołałam wszystkie wilki i zostało mi tylko powiedzieć ''Udanych Łowów''
Od Isabelle
Zadanie 2.
Po mojej niezłej akcji z Wilczą Wiedźmą, MoonLight postanowiła mnie wysłać do Wyżyn Zadumy, aby sprawdzić, dlaczego żaden wilk jeszcze nigdy nie powrócił stamtąd żywy (jak widać ja mam być pierwsza, której się to uda). Bez dłuższego namysłu wzbiłam się w powietrze i wyruszyłam na miejsce. Wylądowałam na jakimś wyższym wzniesieniu, było leśno-skaliste. Rozejrzałam się -nic. Za mną las, przede mną przepaść -nic. Weszłam głębiej w las, ale zaraz zawróciłam, bo przypomniałam sobie, że przecież jeszcze żaden wilk nie wrócił z tej krainy żywy. Zastanawiałam się, co robić. Postanowiłam przypatrzeć się temu niezwykłemu miejscu z powietrza. Faktycznie, z góry widać było więcej. Zniżyłam lot, pode mną bowiem była kotlina. Wyglądała dość dziwnie, była pełna pięknych drzew, krzaków i kwiatów o wielkich płatkach. Lądując, przypomniałam sobie słowa MoonLight: ''Zastanów się trzy razy, zanim coś zrobisz''. Dobra, muszę przecież się dowiedzieć o co tutaj chodzi. Nagle usłyszałam kroki, schowałam się pod najbliższym kwiatem-gigantem. Jego ogromny płatek zasłaniał mi jedno oko, więc widziałam tylko połowę całej akcji. Mianowicie, przede mną stały najprawdopodobniej dwa wilki, ale przez ten wkurzający płatek, widziałam tylko jednego. Na szczęście widziałam go perfekcyjnie. Był szaro-biały, miał piękne, jasnoniebieskie oczy. Stał na wprost drugiego wilka, Był w niego wpatrzony. Wtem, jego śliczne jasnoniebieskie oczy zmieniły się na czarne, hebanowo-czarne. Wystraszona chciałam uciekać, ale przecież, jeśli się teraz ruszę, spotka mnie taki sam los, jak tego przede mną. Czekałam z niecierpliwością, aż Czarujące Coś się oddali. Chwilę później usłyszałam kroki, na szczęście oddalały się. Przestraszona, wyszłam z ukrycia. Rozejrzałam się,nikogo nie było w pobliżu. Wzbiłam się w powietrze. ''Teraz szybko do Alfy''. Powoli już zaczynało mi brakować sił, tchu. Nareszcie, to ona, to już tu!
- MoonLight! - wrzasnęłam z daleka
- Isabelle? - powiedziała spokojnie Alfa
- Wróciłam - powiedziałam zdyszana, powoli zaczynałam się już uspokajać
- Całe szczęście - ożywiła się wadera - Szybko, opowiadaj
Gdy MoonLight znała już całą historię, pokiwała tylko głową. Wyraźnie się nad czymś zastanawiała.
<MoonLight?>
Po mojej niezłej akcji z Wilczą Wiedźmą, MoonLight postanowiła mnie wysłać do Wyżyn Zadumy, aby sprawdzić, dlaczego żaden wilk jeszcze nigdy nie powrócił stamtąd żywy (jak widać ja mam być pierwsza, której się to uda). Bez dłuższego namysłu wzbiłam się w powietrze i wyruszyłam na miejsce. Wylądowałam na jakimś wyższym wzniesieniu, było leśno-skaliste. Rozejrzałam się -nic. Za mną las, przede mną przepaść -nic. Weszłam głębiej w las, ale zaraz zawróciłam, bo przypomniałam sobie, że przecież jeszcze żaden wilk nie wrócił z tej krainy żywy. Zastanawiałam się, co robić. Postanowiłam przypatrzeć się temu niezwykłemu miejscu z powietrza. Faktycznie, z góry widać było więcej. Zniżyłam lot, pode mną bowiem była kotlina. Wyglądała dość dziwnie, była pełna pięknych drzew, krzaków i kwiatów o wielkich płatkach. Lądując, przypomniałam sobie słowa MoonLight: ''Zastanów się trzy razy, zanim coś zrobisz''. Dobra, muszę przecież się dowiedzieć o co tutaj chodzi. Nagle usłyszałam kroki, schowałam się pod najbliższym kwiatem-gigantem. Jego ogromny płatek zasłaniał mi jedno oko, więc widziałam tylko połowę całej akcji. Mianowicie, przede mną stały najprawdopodobniej dwa wilki, ale przez ten wkurzający płatek, widziałam tylko jednego. Na szczęście widziałam go perfekcyjnie. Był szaro-biały, miał piękne, jasnoniebieskie oczy. Stał na wprost drugiego wilka, Był w niego wpatrzony. Wtem, jego śliczne jasnoniebieskie oczy zmieniły się na czarne, hebanowo-czarne. Wystraszona chciałam uciekać, ale przecież, jeśli się teraz ruszę, spotka mnie taki sam los, jak tego przede mną. Czekałam z niecierpliwością, aż Czarujące Coś się oddali. Chwilę później usłyszałam kroki, na szczęście oddalały się. Przestraszona, wyszłam z ukrycia. Rozejrzałam się,nikogo nie było w pobliżu. Wzbiłam się w powietrze. ''Teraz szybko do Alfy''. Powoli już zaczynało mi brakować sił, tchu. Nareszcie, to ona, to już tu!
- MoonLight! - wrzasnęłam z daleka
- Isabelle? - powiedziała spokojnie Alfa
- Wróciłam - powiedziałam zdyszana, powoli zaczynałam się już uspokajać
- Całe szczęście - ożywiła się wadera - Szybko, opowiadaj
Gdy MoonLight znała już całą historię, pokiwała tylko głową. Wyraźnie się nad czymś zastanawiała.
<MoonLight?>
niedziela, 15 stycznia 2017
Od Draco C.D MoonLight
-Dlaczego miałbym dołączać do jakiejś watahy?-spytałem.
-A jesteś już w jakiejś?-wadera zadała mi pytanie już z mniejszym entuzjazmem.
-No.. Nie, ale..-zacząłem coś mówić, lecz wadera się wtrąciła.
-To dołączysz?-uśmiechnęła się promiennie przerywając jednocześnie moją próbę łagodnego odmówienia przyłączenia się do tej watahy.
-Nie-powiedziałem jednoznacznie. Może trochę okrutnie, ale skutecznie. Wadera trochę rozzłoszczona moim zachowaniem oddaliła się w stronę watahy.
-Obraziła się?-pomyślałem patrząc na oddalającą się waderę.-Nawet jeśli, to jej wina-
Westchnąłem i zwróciłem się w stronę mojego domu. Po tym co się stało w poprzedniej watasze do której należałem, wolałbym już nie być w takiej wspólnocie. Po dość długiej wędrówce dostrzegłem wejście do lasu. Już z daleka wyczuć można było złą aurę z jego wnętrza. Nic dziwnego.. Zbyt długo zeszło mi z tą waderą. Całe dwa dni.. No cóż. Zmieniłem się w wilka z dymu i wszedłem do środka. Wokół mnie kręciło się dużo najróżniejszych mrocznych stworów. Dzięki mojej przemiany, traktowali mnie jak swojego. czyli albo ignorowali, albo atakowali. Ataki na mnie nie zdarzały się często. Pokonałem każdego stwora z tego lasu. Znam słabości każdego z nich, każdy ich ruch. Dlaczego mieliby podejmować walki z kimś, kto by ich na pewno pokonał lub nawet zabił? Wyczułem kilka nowych stworów.
-Będzie trzeba się z nimi rozprawić.-pomyślałem. Lecz byłem zbyt zmęczony ta całą wędrówką. Reszta drogi przez las przeleciała mi szybko. Wychodząc z lasu poczułem znajomy mi zapach wilka.
-MoonLight?-zapytałem samego siebie. Rozejrzałem się, nikogo nie ma. Zwykle mój węch mnie nigdy nie zwodził.-Dziwne..-szepnąłem. Lecz po chwili usłyszałem huk. Momentalnie się odwróciłem. Wadera wleciała w drzewo.
-Brawo-powiedziałem z wyczuwalną w moim tonie ironią.Wadera spojrzała na mnie i szybko przyjęła pozycję do walki. Zdziwiony na nią spojrzałem. Sekundę potem zrozumiałem. Nadal byłem w postaci "dymnego" wilka. Szybko przybrałem normalną postać. Wadera poznając mnie, przyjęła normalną pozycję.
-Co ty tu robisz?-zapytałem zirytowany.
<Moony? :3>
-A jesteś już w jakiejś?-wadera zadała mi pytanie już z mniejszym entuzjazmem.
-No.. Nie, ale..-zacząłem coś mówić, lecz wadera się wtrąciła.
-To dołączysz?-uśmiechnęła się promiennie przerywając jednocześnie moją próbę łagodnego odmówienia przyłączenia się do tej watahy.
-Nie-powiedziałem jednoznacznie. Może trochę okrutnie, ale skutecznie. Wadera trochę rozzłoszczona moim zachowaniem oddaliła się w stronę watahy.
-Obraziła się?-pomyślałem patrząc na oddalającą się waderę.-Nawet jeśli, to jej wina-
Westchnąłem i zwróciłem się w stronę mojego domu. Po tym co się stało w poprzedniej watasze do której należałem, wolałbym już nie być w takiej wspólnocie. Po dość długiej wędrówce dostrzegłem wejście do lasu. Już z daleka wyczuć można było złą aurę z jego wnętrza. Nic dziwnego.. Zbyt długo zeszło mi z tą waderą. Całe dwa dni.. No cóż. Zmieniłem się w wilka z dymu i wszedłem do środka. Wokół mnie kręciło się dużo najróżniejszych mrocznych stworów. Dzięki mojej przemiany, traktowali mnie jak swojego. czyli albo ignorowali, albo atakowali. Ataki na mnie nie zdarzały się często. Pokonałem każdego stwora z tego lasu. Znam słabości każdego z nich, każdy ich ruch. Dlaczego mieliby podejmować walki z kimś, kto by ich na pewno pokonał lub nawet zabił? Wyczułem kilka nowych stworów.
-Będzie trzeba się z nimi rozprawić.-pomyślałem. Lecz byłem zbyt zmęczony ta całą wędrówką. Reszta drogi przez las przeleciała mi szybko. Wychodząc z lasu poczułem znajomy mi zapach wilka.
-MoonLight?-zapytałem samego siebie. Rozejrzałem się, nikogo nie ma. Zwykle mój węch mnie nigdy nie zwodził.-Dziwne..-szepnąłem. Lecz po chwili usłyszałem huk. Momentalnie się odwróciłem. Wadera wleciała w drzewo.
-Brawo-powiedziałem z wyczuwalną w moim tonie ironią.Wadera spojrzała na mnie i szybko przyjęła pozycję do walki. Zdziwiony na nią spojrzałem. Sekundę potem zrozumiałem. Nadal byłem w postaci "dymnego" wilka. Szybko przybrałem normalną postać. Wadera poznając mnie, przyjęła normalną pozycję.
-Co ty tu robisz?-zapytałem zirytowany.
<Moony? :3>
Od MoonLight C.D Asy
Byłam na polowaniu z Asą, która dołączyła do watahy gdzieś dwa dni temu. Próbowałyśmy dorwać jednego skrzydlatego zająca ,ale nie udało się nam. Nagle zobaczyłyśmy diamentowego dzika. Rzuciłyśmy się za nim w naprawdę ''dziką'' pogoń. Zgubiłyśmy go ,więc postanowiłyśmy się rozdzielić. Ja poszłam pustą ścieżką ,która wyglądała jakby była prowadzącą donikąd, ani śladu zwierzyny. Było dosyć spokojnie dopóki nie usłyszałam głośnego krzyku. Z pewnością była to Asa. Zawróciłam się i zaczęłam biec w jej stronę.
<Asa?>
<Asa?>
Od Asy
Minął już miesiąc odkąd uciekłam z domu.Zaczynam tęsknić za matką, nie wiem dlaczego. Miałam dość tego że rodzice mnie źle traktowali. Zazdrościłam mojemu bratu, po jego urodzeniu rodzice odrzucili mnie. Wciąż trzymałam się z nimi, wierząc że coś się zmieni. Jednak nic nie uległo zmianie. Chyba podjęłam dobrą decyzję. Na polowaniu ujrzałam pewną waderę, była dosyć wysoka i jej oczy świeciły się jak świetliki na nocnym niebie. Podeszłam i spytałam.
-Przepraszam, ale czy aby nie znasz jakieś watahy do której mogę dołączyć?-po mym pytaniu odpowiedziała tak, podnosząc głowę do góry i lekko uśmiechając się.
-Czy znasz watahę szmaragdowego księżyca- powiedziała z zimnym tonem głosu
-Tak- odpowiedziałam stanowczo, przypominając sobie historie o watasze wilków która wywodziła się od pełnokrwistych wilków mroku.
-Jestem alfą, chcesz dołączyć?-zapytała nieznajoma wyciągając do mnie łapę.
-Jasne-odpowiedziałam bez zastanowienia.
<MoonLight?>
-Przepraszam, ale czy aby nie znasz jakieś watahy do której mogę dołączyć?-po mym pytaniu odpowiedziała tak, podnosząc głowę do góry i lekko uśmiechając się.
-Czy znasz watahę szmaragdowego księżyca- powiedziała z zimnym tonem głosu
-Tak- odpowiedziałam stanowczo, przypominając sobie historie o watasze wilków która wywodziła się od pełnokrwistych wilków mroku.
-Jestem alfą, chcesz dołączyć?-zapytała nieznajoma wyciągając do mnie łapę.
-Jasne-odpowiedziałam bez zastanowienia.
<MoonLight?>
Od MoonLight C.D Draco
Obudziłam się pod znaną mi jabłonią. Była połowa kwietnia, więc co jakiś czas drobne kwiaty drzewa o które teraz się opierałam ruszały ku ziemi w swym pięknym,zarazem inspirującym tańcu, o niczym innym nie myślałam. Nie mogłam się ruszać. Po chwili zobaczyłam Draco wychodzącego z zarośli, niósł ze sobą różne rośliny lecznicze.
-W końcu się obudziłaś-powiedział.
-Długo spałam?-spytałam widząc że Słonce znajdowało się w najwyższym punkcie na niebie.
-A jak sądzisz?
-W sumie to mogę się domyślić.
-Nie zaprzeczam-rzucił szybko po czym zaczął opatrywać moje rany.
Czułam się okropnie, nie tylko dla tego że wszystko mnie bolało,świadomość że nie mogę się ruszyć była straszna.
-Przez Ciebie straciłem kolację-powiedział kończąc zajmowanie się moimi obrażeniami.
-Dzięki.
-Nie ma za co-odrzekł.
-Eskortować Cię do twojej watahy?-spytał
-Na obecną chwilę nie mogę nawet wstać-westchnęłam.
-To niedobrze, nie zamierzam Cię nieść kolejny raz-powiedział.
-Niosłeś mnie?-spytałam z niedowierzaniem.
-A umiesz się teleportować?-spytał sarkastycznie .
Nagle, usłyszeliśmy kroki. Po paru sekundach mogłam zobaczyć że to była Isabelle, kiedy mnie zauważyła zaczęła dziko biec w moją stronę. Wepchnęła się między Draco i mnie zaczynając na niego warczeć.
-Kim jesteś?!-warknęła
-Isabelle, to przyjaciel-powiedziałam po czym wadera ochłonęła trochę.
Pomogła mi dojść do jaskini, Draco poszedł z nami. Podziękowałam mu jeszcze raz, bez niego nie wróciłabym do domu.Po tym odszedł w stronę swojego domu. Widziałam jak odchodzi, nie wiem dlaczego ,ale dziwna siła zebrała się wtedy we mnie. Mimo tego że nogi mi się trzęsły, byłam obolała, zmęczona, wola którą miałam pomogła mi się podnieść. Kilka razy się zachwiałam, ale nie dawałam za wygraną. Kiedy złapałam równowagę zaczęłam pędzić za basiorem jak błyskawica. Ostatecznie udało mi nadgonić za nim.
-Draco!-zawołałam po czym basior odwrócił się w moją stronę.
-Ty możesz ustać na nogach?-spytał
-Chyba tak-powiedziałam lekko uśmiechając się, chociaż wciąż się trzęsłam.
Przyjęłam dumną pozę i spytałam.
-Dołączysz do mojej watahy?
<Draco?>
-W końcu się obudziłaś-powiedział.
-Długo spałam?-spytałam widząc że Słonce znajdowało się w najwyższym punkcie na niebie.
-A jak sądzisz?
-W sumie to mogę się domyślić.
-Nie zaprzeczam-rzucił szybko po czym zaczął opatrywać moje rany.
Czułam się okropnie, nie tylko dla tego że wszystko mnie bolało,świadomość że nie mogę się ruszyć była straszna.
-Przez Ciebie straciłem kolację-powiedział kończąc zajmowanie się moimi obrażeniami.
-Dzięki.
-Nie ma za co-odrzekł.
-Eskortować Cię do twojej watahy?-spytał
-Na obecną chwilę nie mogę nawet wstać-westchnęłam.
-To niedobrze, nie zamierzam Cię nieść kolejny raz-powiedział.
-Niosłeś mnie?-spytałam z niedowierzaniem.
-A umiesz się teleportować?-spytał sarkastycznie .
Nagle, usłyszeliśmy kroki. Po paru sekundach mogłam zobaczyć że to była Isabelle, kiedy mnie zauważyła zaczęła dziko biec w moją stronę. Wepchnęła się między Draco i mnie zaczynając na niego warczeć.
-Kim jesteś?!-warknęła
-Isabelle, to przyjaciel-powiedziałam po czym wadera ochłonęła trochę.
Pomogła mi dojść do jaskini, Draco poszedł z nami. Podziękowałam mu jeszcze raz, bez niego nie wróciłabym do domu.Po tym odszedł w stronę swojego domu. Widziałam jak odchodzi, nie wiem dlaczego ,ale dziwna siła zebrała się wtedy we mnie. Mimo tego że nogi mi się trzęsły, byłam obolała, zmęczona, wola którą miałam pomogła mi się podnieść. Kilka razy się zachwiałam, ale nie dawałam za wygraną. Kiedy złapałam równowagę zaczęłam pędzić za basiorem jak błyskawica. Ostatecznie udało mi nadgonić za nim.
-Draco!-zawołałam po czym basior odwrócił się w moją stronę.
-Ty możesz ustać na nogach?-spytał
-Chyba tak-powiedziałam lekko uśmiechając się, chociaż wciąż się trzęsłam.
Przyjęłam dumną pozę i spytałam.
-Dołączysz do mojej watahy?
<Draco?>
sobota, 14 stycznia 2017
Od Draco C.D MoonLight
-Świetnie..-mruknąłem widząc leżącą na glebie waderę. Widać było, że jej klatka piersiowa się poruszała w górę i w dół. -Przynajmniej żyje, nie będę mieć jej na sumieniu-
Przez chwilę przeleciała mi pewna kusząca myśl.. Może ja tak zostawić?
Zacząłem już się powoli oddalać. Gdy byłem już około metra od wadery, przystanąłem. Spojrzałem na nią, zamknąłem powieki.
-Czasem nie cierpię samego siebie...-szepnąłem.
Podbiegłem do wadery, wziąłem ją na plecy i zacząłem iść w stronę Anemone Nemoros. Szedłem dalej przez wybraną przeze mnie ścieżkę. Dalsza część drogi wprowadziła nas do znanego mi lasu. Promyki słońca prześwitujące przez korony drzew tworzyły piękną mozaikę na pokrytej zielenią glebie. Te tereny były bardzo obfite w różnoraką florę. Wokół nas świeciły świetliki, oznaczało to tylko to, że za chwilę wyłonią się ciemności..
Przyśpieszyłem trochę, aby uniknąć tej wojny która się stworzy w nocy. W sumie to fajnie by było trochę popolować.. Usłyszałem odgłos pochodzący z gęstych zarośli. Czuć było zapach krwi, słychać było jej kapanie. Z krzaków wyłonił się dorosły jeleń. Miał on złamaną nogę, był chyba także ślepy. Nie zauważył nas, stałem znieruchomiały. Zew wzywał. Zostawić waderę, iść upolować jelenia i być może zdążyć wydostać się z lasu na czas czy odpuścić las będąc diabelsko głodny? Bezpieczeństwo vs pusty żołądek? Jasne, że bym wybrał pełny żołądek i zostawienie tego zbędnego bagażu leżącego na moich plecach na pewną śmierć. Lecz nie mogłem, mam już kilka wilczych trupów na sumieniu. kolejnego nie mógł bym znieść. To byłby zbyt duży ciężar.
-Kiedyś jeszcze się zobaczymy, jeleniu.-powiedziałem. Zwierzę najwyraźniej usłyszało moje słowa, bo się spłoszyło po wypowiedzeniu ich. Reszta wędrówki szła gładko, nic już mnie nie kusiło. Może tylko kilka zająców po drodze.. Ale dzielnie brnąłem przez las nie zwracając uwagi na otoczenie.
-W końcu mogę odpocząć- szepnąłem wychodząc z tego miejsca. Wędrówka przez las trwała dla mnie wieczność, a w rzeczywistości to było tylko kilka godzin. Idąc bez tego ciężaru na plecach byłbym tu w jakieś pół godziny. No cóż..
Wypatrzyłem sobie ładną jabłonkę osadzoną na pagórku. Podszedłem do niej i położyłem waderę koło niej. W samą porę. Słońce już praktycznie zaszło.
-Na szczęście nie pobiegłem po tego jelenia, nie zdążył bym przed nocą.-szepnąłem. Zmęczony opadłem na ziemię. Spojrzałem na waderę, ma zranione łapy. Że dopiero teraz to zauważyłem.. Niechętnie wstałem i poszedłem poszukać jakiegoś opatrunku..
<MoonLight? Co ty teraz wymyślisz?>
Przez chwilę przeleciała mi pewna kusząca myśl.. Może ja tak zostawić?
Zacząłem już się powoli oddalać. Gdy byłem już około metra od wadery, przystanąłem. Spojrzałem na nią, zamknąłem powieki.
-Czasem nie cierpię samego siebie...-szepnąłem.
Podbiegłem do wadery, wziąłem ją na plecy i zacząłem iść w stronę Anemone Nemoros. Szedłem dalej przez wybraną przeze mnie ścieżkę. Dalsza część drogi wprowadziła nas do znanego mi lasu. Promyki słońca prześwitujące przez korony drzew tworzyły piękną mozaikę na pokrytej zielenią glebie. Te tereny były bardzo obfite w różnoraką florę. Wokół nas świeciły świetliki, oznaczało to tylko to, że za chwilę wyłonią się ciemności..
Przyśpieszyłem trochę, aby uniknąć tej wojny która się stworzy w nocy. W sumie to fajnie by było trochę popolować.. Usłyszałem odgłos pochodzący z gęstych zarośli. Czuć było zapach krwi, słychać było jej kapanie. Z krzaków wyłonił się dorosły jeleń. Miał on złamaną nogę, był chyba także ślepy. Nie zauważył nas, stałem znieruchomiały. Zew wzywał. Zostawić waderę, iść upolować jelenia i być może zdążyć wydostać się z lasu na czas czy odpuścić las będąc diabelsko głodny? Bezpieczeństwo vs pusty żołądek? Jasne, że bym wybrał pełny żołądek i zostawienie tego zbędnego bagażu leżącego na moich plecach na pewną śmierć. Lecz nie mogłem, mam już kilka wilczych trupów na sumieniu. kolejnego nie mógł bym znieść. To byłby zbyt duży ciężar.
-Kiedyś jeszcze się zobaczymy, jeleniu.-powiedziałem. Zwierzę najwyraźniej usłyszało moje słowa, bo się spłoszyło po wypowiedzeniu ich. Reszta wędrówki szła gładko, nic już mnie nie kusiło. Może tylko kilka zająców po drodze.. Ale dzielnie brnąłem przez las nie zwracając uwagi na otoczenie.
-W końcu mogę odpocząć- szepnąłem wychodząc z tego miejsca. Wędrówka przez las trwała dla mnie wieczność, a w rzeczywistości to było tylko kilka godzin. Idąc bez tego ciężaru na plecach byłbym tu w jakieś pół godziny. No cóż..
Wypatrzyłem sobie ładną jabłonkę osadzoną na pagórku. Podszedłem do niej i położyłem waderę koło niej. W samą porę. Słońce już praktycznie zaszło.
-Na szczęście nie pobiegłem po tego jelenia, nie zdążył bym przed nocą.-szepnąłem. Zmęczony opadłem na ziemię. Spojrzałem na waderę, ma zranione łapy. Że dopiero teraz to zauważyłem.. Niechętnie wstałem i poszedłem poszukać jakiegoś opatrunku..
<MoonLight? Co ty teraz wymyślisz?>
Od MoonLight C.D Draco
-Pójdziesz sobie już do swojej watahy, czy gdziekolwiek mieszkasz?- zapytał basior obojętnie
-Powiedz,Jak mam sobie pójść jak nawet nie wiem gdzie jestem.-powiedziałam sarkastycznie.
-To już nie mój problem- odpowiedział nieznajomy.
-Właśnie że twój-odrzekłam
-A niby dlaczego-Powiedział już z lekka zirytowany basior.
-Jeśli nie powiesz mi w którą stronę jest moja wataha, to ani trochę nie zamierzam się stąd ruszyć- Powiedziałam uśmiechając się lekko
-Jak się nazywa?-zapytał
-Wataha Szmaragdowego Księżyca-odpowiedziałam szybko.
-Nie znam-wtrącił.
-Słyszałeś kiedyś o lesie Anemone Nemorosa?
-Tak, bywałem tam kiedyś-odrzekł
-Pokażesz mi drogę?-zapytałam.
-Nie mam innego wyjścia prawda?- Westchnął.
-Zgadza się-odpowiedziałam
Basior wstał po czym pokazał mi łbem na znak że mam za nim iść, tak więc zrobiłam. Przez najbliższe kilkanaście minut prowadził mnie przez straszne zarośla po czym wyszliśmy na polną dróżkę najprawdopodobniej wydeptaną przez zwierzęta zamieszkujące tamtejsze tereny. Dalsza droga prowadziła przez piękne rozlewisko. Było cicho, bardzo cicho.
-Tak z ciekawości, jak masz na imię?
-Jeśli się pytasz to może pierwsza się przedstawisz?
-MoonLight-odpowiedziałam
-Draco-powiedział po chwili
-Miło mi Cię po..-przerwałam w środku zdania, słysząc przerażający ryki i bardzo głośne kroki.
-Uciekamy-Szybko wtrącił basior
Zaczęliśmy biec, nawet nie patrzyłam się w tył. Rany na moich nogach pogarszały się z każdą minutą. Ledwo co mogłam nadążyć za Draco, próbowałam wzbić się w powietrze ,ale jedno moje skrzydło było uszkodzone. Potknęłam się, po czym znowu wstałam i tak w kółko. Zdawałam sobie sprawę że długo tak nie pociągnę. Odwróciłam się i ujrzałam coś co będzie prawdopodobnie mnie nękać przez całe życie. Ponad dwu metrowy wilk z którego łba wyrastały dwie pary rogów. Był prawdopodobnie cały czarny, ale od łap do połowy tułowia był pokryty w krwi. Próbowałam użyć mojej mocy ,ale po tym jak do mych oczu dostały się kawałki tamtego ducha najprawdopodobniej nie umiem używać swojej magii lodu. Nie widziałam swojego Cienia, ale ten wilk który na mnie szarżował wyglądał jak by był z niego stworzony. Draco zauważył że się zatrzymałam i odwrócił się w mojej stronie krzycząc.
-Nie walcz z nim! I tak go nie pokonasz!
-Nie mam zamiaru go pokonać, ale zrobię ile potrafię- powiedziałam.
Wzięłam głęboki wdech i podniosłam łapy. To co stało się później zadziwiło samą mnie. W pełni mogłam kontrolować mojego wroga, moje przypuszczenia były słuszne, był to cień czegoś o wiele potężniejszego, ale czego? Z rogów przeciwnika stworzyłam łańcuch oplatający go i przytrzymującego go przy ziemi. Był to dla mnie okropny wysiłek odwróciłam się w stronę Draco i próbowałam do niego podejść ,ale byłam zbyt wycieńczona. Po krótkiej chwili wszystko stało się czarne.Zemdlałam .
<Draco?>
-Powiedz,Jak mam sobie pójść jak nawet nie wiem gdzie jestem.-powiedziałam sarkastycznie.
-To już nie mój problem- odpowiedział nieznajomy.
-Właśnie że twój-odrzekłam
-A niby dlaczego-Powiedział już z lekka zirytowany basior.
-Jeśli nie powiesz mi w którą stronę jest moja wataha, to ani trochę nie zamierzam się stąd ruszyć- Powiedziałam uśmiechając się lekko
-Jak się nazywa?-zapytał
-Wataha Szmaragdowego Księżyca-odpowiedziałam szybko.
-Nie znam-wtrącił.
-Słyszałeś kiedyś o lesie Anemone Nemorosa?
-Tak, bywałem tam kiedyś-odrzekł
-Pokażesz mi drogę?-zapytałam.
-Nie mam innego wyjścia prawda?- Westchnął.
-Zgadza się-odpowiedziałam
Basior wstał po czym pokazał mi łbem na znak że mam za nim iść, tak więc zrobiłam. Przez najbliższe kilkanaście minut prowadził mnie przez straszne zarośla po czym wyszliśmy na polną dróżkę najprawdopodobniej wydeptaną przez zwierzęta zamieszkujące tamtejsze tereny. Dalsza droga prowadziła przez piękne rozlewisko. Było cicho, bardzo cicho.
-Tak z ciekawości, jak masz na imię?
-Jeśli się pytasz to może pierwsza się przedstawisz?
-MoonLight-odpowiedziałam
-Draco-powiedział po chwili
-Miło mi Cię po..-przerwałam w środku zdania, słysząc przerażający ryki i bardzo głośne kroki.
-Uciekamy-Szybko wtrącił basior
Zaczęliśmy biec, nawet nie patrzyłam się w tył. Rany na moich nogach pogarszały się z każdą minutą. Ledwo co mogłam nadążyć za Draco, próbowałam wzbić się w powietrze ,ale jedno moje skrzydło było uszkodzone. Potknęłam się, po czym znowu wstałam i tak w kółko. Zdawałam sobie sprawę że długo tak nie pociągnę. Odwróciłam się i ujrzałam coś co będzie prawdopodobnie mnie nękać przez całe życie. Ponad dwu metrowy wilk z którego łba wyrastały dwie pary rogów. Był prawdopodobnie cały czarny, ale od łap do połowy tułowia był pokryty w krwi. Próbowałam użyć mojej mocy ,ale po tym jak do mych oczu dostały się kawałki tamtego ducha najprawdopodobniej nie umiem używać swojej magii lodu. Nie widziałam swojego Cienia, ale ten wilk który na mnie szarżował wyglądał jak by był z niego stworzony. Draco zauważył że się zatrzymałam i odwrócił się w mojej stronie krzycząc.
-Nie walcz z nim! I tak go nie pokonasz!
-Nie mam zamiaru go pokonać, ale zrobię ile potrafię- powiedziałam.
Wzięłam głęboki wdech i podniosłam łapy. To co stało się później zadziwiło samą mnie. W pełni mogłam kontrolować mojego wroga, moje przypuszczenia były słuszne, był to cień czegoś o wiele potężniejszego, ale czego? Z rogów przeciwnika stworzyłam łańcuch oplatający go i przytrzymującego go przy ziemi. Był to dla mnie okropny wysiłek odwróciłam się w stronę Draco i próbowałam do niego podejść ,ale byłam zbyt wycieńczona. Po krótkiej chwili wszystko stało się czarne.Zemdlałam .
<Draco?>
Od Draco C.D MoonLight
-Nie- odpowiedziała mi zziajana wadera.
-Serio? Wyglądasz na przestraszoną..- zapytałem.
-Już mówiłam, że nie - spojrzałem na nią nie do końca pewny jej odpowiedzi.
-Ok...- położyłem się znów na kamieniu na którym wcześniej leżałem..
Wadera patrzyła się cały czas na mnie. Szczerze mówiąc czułem się wtedy niezręcznie. W ogóle co ona tu do diabła robi? Nikt nigdy się tu nie zapuszczał, to miejsce było opuszczone. Byłem tam tylko ja. A tu taka niespodzianka! Jakaś wadera ledwo co przechodzi przez jaskinię strzeżoną przez moich przodków a potem tak leży i bezczelnie się na mnie gapi.
-Co w ogóle tu robisz?-zapytałem nie mogąc wytrzymać napięcia spowodowanego tą całą ciszą.
-Leżałam sobie w jaskini i nagle wyjście się zawaliło więc.. znalazłam sobie inne wyjście.- odpowiedziała wadera.
-Aha-rzuciłem szybko.
-A.. ty co tu robisz?-zapytała przerywając ciszę.
-Mieszkam tu-niechętnie odpowiedziałem.
-Sam?-zdziwiona spytała. Nie lubię jak ktoś zadaje za dużo pytań..
-A widzisz tu kogoś poza mną?-odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
Wadera rozejrzała się wokoło, po czym przecząco pokręciła głową.
-No właśnie.. i masz swoją odpowiedź- położyłem głowę na ziemi. W sumie mi tu dobrze samemu. Jest tu dużo zwierzyny, brak wkurzających wilków i czysta woda.. Jaskinia jest jedynym przejściem do tego "magicznego" według mnie miejsca. Nadal mnie zastawiało, kiedy ona sobie pójdzie. Nie przywykłem do towarzystwa innych wilków..
<MoonLight?>
-Serio? Wyglądasz na przestraszoną..- zapytałem.
-Już mówiłam, że nie - spojrzałem na nią nie do końca pewny jej odpowiedzi.
-Ok...- położyłem się znów na kamieniu na którym wcześniej leżałem..
Wadera patrzyła się cały czas na mnie. Szczerze mówiąc czułem się wtedy niezręcznie. W ogóle co ona tu do diabła robi? Nikt nigdy się tu nie zapuszczał, to miejsce było opuszczone. Byłem tam tylko ja. A tu taka niespodzianka! Jakaś wadera ledwo co przechodzi przez jaskinię strzeżoną przez moich przodków a potem tak leży i bezczelnie się na mnie gapi.
-Co w ogóle tu robisz?-zapytałem nie mogąc wytrzymać napięcia spowodowanego tą całą ciszą.
-Leżałam sobie w jaskini i nagle wyjście się zawaliło więc.. znalazłam sobie inne wyjście.- odpowiedziała wadera.
-Aha-rzuciłem szybko.
-A.. ty co tu robisz?-zapytała przerywając ciszę.
-Mieszkam tu-niechętnie odpowiedziałem.
-Sam?-zdziwiona spytała. Nie lubię jak ktoś zadaje za dużo pytań..
-A widzisz tu kogoś poza mną?-odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
Wadera rozejrzała się wokoło, po czym przecząco pokręciła głową.
-No właśnie.. i masz swoją odpowiedź- położyłem głowę na ziemi. W sumie mi tu dobrze samemu. Jest tu dużo zwierzyny, brak wkurzających wilków i czysta woda.. Jaskinia jest jedynym przejściem do tego "magicznego" według mnie miejsca. Nadal mnie zastawiało, kiedy ona sobie pójdzie. Nie przywykłem do towarzystwa innych wilków..
<MoonLight?>
Od MoonLight
A więc, wylegiwałam się jak zawsze w mojej ciepłej i suchej jaskini i nie miałam najmniejszego zamiaru tego zmienić. Niestety, świat miał.
Ni stąd, ni zowąd, usłyszałam huk. Nie taki zwykły huk, lecz najgłośniejszy jaki kiedykolwiek słyszałam, ale to nie był mój problem. Gdyby nie to co się stało ułamek sekundy później wciąż leżałabym bezczynnie, mianowicie- wejście do mojej jaskini zawaliło się, a ja zostałam uwięziona w środku. Na moje nieszczęście żaden z moich przodków nie był wilkiem ziemi. Próbowałam przesunąć głazy blokujące mi drogę wszystkim co miałam, na nic.
Wiedziałam, że została mi tylko jedna opcja. Dawno temu zapuściłam się w głąb jaskini, która teraz była mym więzieniem. Dużo niebezpiecznych istot się tam czai, dużo...duchów i mrożących krew w żyłach zjaw, zamroziłam wejście do tego niebezpiecznego przedsionka jaskini w obawie przed nimi. Teraz była to jedyna moja droga ucieczki, trzeba było spróbować.
Zmieniłam lód blokujący szczelinę w wodę, niemal od razu wyczułam tą przerażającą aurę wiszącą w powietrzu wyłaniającą się z ciemności, z każdym moim krokiem moje oczy zaczynały bardziej świecić co umożliwiało mi wędrówkę. Po krótkiej chwili mogłam zauważyć pierwsze duchy przelatujące obok mnie, ich zimny wzrok wręcz mnie dobijał. Niektóre były jaśniejsze lub ciemniejsze od pozostałych....aż tu nagle wyskoczył na mnie duch o kształcie wilka, prawdopodobnie mający zamiar rozszarpać mnie na kawałki, ciemność praktycznie wylewała się z niego. Próbowałam zaatakować go moim cieniem, ale przelatywał przez niego jak powietrze. Szybko zmniejszyłam więc temperaturę wokół mojego przeciwnika, tak bardzo że po krótkiej chwili stał się posągiem z lodu. Chciałam się mu bliżej przyjrzeć, lecz zanim to zrobiłam- rozsypał się na miliony małych kryształów raniąc przy tym moje oczy, wciąż widziałam, ale przestały świecić po bardzo krótkim czasie. W przerażeniu zaczęłam biec potykając się i raniąc moje łapy. Zobaczyłam światło i już wiedziałam, to było to! Zamknęłam moje obolałe oczy i po chwili potknęłam się o korzeń. Usłyszałam świergot ptaków i poczułam jak muska mnie ciepłe światło słoneczne. Z trudem wstałam patrząc na moje poranione łapy. Wtedy podniosłam szybko łeb do góry, usłyszałam jakiegoś wilka.
-Nic się nie stało?-spytał.
<ktoś?>
Ni stąd, ni zowąd, usłyszałam huk. Nie taki zwykły huk, lecz najgłośniejszy jaki kiedykolwiek słyszałam, ale to nie był mój problem. Gdyby nie to co się stało ułamek sekundy później wciąż leżałabym bezczynnie, mianowicie- wejście do mojej jaskini zawaliło się, a ja zostałam uwięziona w środku. Na moje nieszczęście żaden z moich przodków nie był wilkiem ziemi. Próbowałam przesunąć głazy blokujące mi drogę wszystkim co miałam, na nic.
Wiedziałam, że została mi tylko jedna opcja. Dawno temu zapuściłam się w głąb jaskini, która teraz była mym więzieniem. Dużo niebezpiecznych istot się tam czai, dużo...duchów i mrożących krew w żyłach zjaw, zamroziłam wejście do tego niebezpiecznego przedsionka jaskini w obawie przed nimi. Teraz była to jedyna moja droga ucieczki, trzeba było spróbować.
Zmieniłam lód blokujący szczelinę w wodę, niemal od razu wyczułam tą przerażającą aurę wiszącą w powietrzu wyłaniającą się z ciemności, z każdym moim krokiem moje oczy zaczynały bardziej świecić co umożliwiało mi wędrówkę. Po krótkiej chwili mogłam zauważyć pierwsze duchy przelatujące obok mnie, ich zimny wzrok wręcz mnie dobijał. Niektóre były jaśniejsze lub ciemniejsze od pozostałych....aż tu nagle wyskoczył na mnie duch o kształcie wilka, prawdopodobnie mający zamiar rozszarpać mnie na kawałki, ciemność praktycznie wylewała się z niego. Próbowałam zaatakować go moim cieniem, ale przelatywał przez niego jak powietrze. Szybko zmniejszyłam więc temperaturę wokół mojego przeciwnika, tak bardzo że po krótkiej chwili stał się posągiem z lodu. Chciałam się mu bliżej przyjrzeć, lecz zanim to zrobiłam- rozsypał się na miliony małych kryształów raniąc przy tym moje oczy, wciąż widziałam, ale przestały świecić po bardzo krótkim czasie. W przerażeniu zaczęłam biec potykając się i raniąc moje łapy. Zobaczyłam światło i już wiedziałam, to było to! Zamknęłam moje obolałe oczy i po chwili potknęłam się o korzeń. Usłyszałam świergot ptaków i poczułam jak muska mnie ciepłe światło słoneczne. Z trudem wstałam patrząc na moje poranione łapy. Wtedy podniosłam szybko łeb do góry, usłyszałam jakiegoś wilka.
-Nic się nie stało?-spytał.
<ktoś?>
piątek, 13 stycznia 2017
środa, 11 stycznia 2017
Od Isabelle
Wreszcie nadszedł ten długo oczekiwany dzień. Dziś MoonLight i ja miałyśmy się wybrać na moją pierwszą misję. Alfa powiedziała mi, że na pierwszy raz, najlepsze będzie Anemone nemorosa. Nie chcąc tracić czasu, wzbiłyśmy się w powietrze i poleciałyśmy na miejsce. Po drodze wadera opowiadała mi o tamtych pięknych terenach, co przyprawiło mnie o klejące się powieki. Gdy wreszcie doleciałyśmy do tej pięknej krainy, zobaczyłyśmy coś, co wprawiło nas w osłupienie. Przed nami rozciągała się umierająca ziemia. Wszystko, jak okiem sięgnąć -więdło. Słyszałam tylko jak MoonLight szeptała, że od ponad 100 lat nie stało się tu nic tak strasznego. Powiedziała mi, że Anemone nemorosa umiera, i jeśli nikt mu nie pomoże w trybie natychmiastowym - umrze. Chwilę później, zaczął padać deszcz. Alfa ruchem łba wskazała pobliską jaskinię. Nie odzywała się ani słowem. Po wejściu do środka, oświetliła nam drogę swoimi oczami. Pierwsze co rzuciło nam się w oczy, to był dość duży głaz z wydrążonymi "półkami". Nagle coś przebiegło między nami a regałem. MoonLight zawarczała i wyszczerzyła kły. Nie wiedziałam co robić. Zamknęłam oczy i siedziałam tak chwilę. Wtem zerwałam się z znienacka i niespodziewanie złapałam swoją ofiarę za szyję, i przygwoździłam do ściany, warcząc przy tym ostrzegawczo. Alfa zaczęła "negocjacje" z nieznajomym:
-Czy to twoja sprawka? - warknęła MoonLight
-Być może tak, ale także mylić możesz się - odpowiedziała spokojnie ofiara
-Kim jesteś? - zapytała już spokojniej Alfa
-Wiedźmą wilków zwą mnie - oświadczyła nieznajoma
-Czyli to co dzieje się tam, na zewnątrz, to twoja robota? - znów warknęła MoonLight
-Nienawidzę roślin, nienawidzę! To przez nie mogę wyjść na zewnątrz, od razu zaczynam się dusić! - krzyknęła wiedźma
-Umiesz to odkręcić? - nie dawała za wygraną Alfa
-Ja znać mogę kogoś, kto odwrócić zły czar umiałby - odpowiedziała
MoonLight skinęła na mnie, abym puściła czarownicę. Usłuchałam. Ta zaczęła nam czytać kronikę naszej watahy, o dziwo wiedząc, z której jesteśmy:
-Dawno temu na tych ternach, żyły dwie watahy, dowodzone przez dwóch braci, alfy. Starszy z nich miał żywioł ziemi, a młodszy ognia. Żyły ze sobą w zgodzie, aż do czasu, gdy młodszy z nich nie rozpętał tu wojny o teren. Chciał zabić wszystkich, dosłownie wszystkich. W tym także swojego brata i jego watahę. Rzucił się na niego, ale zanim zdążył zaatakować przeciwnika, on wbił swoje kły w jego kark i tym samym go pokonał. Przeraził się potem i udał się na wygnanie do Lasu Wiecznego Mroku.Tylko on jest na tyle potężnym wilkiem ziemi, aby móc zlikwidować te piękne zmiany, które wprowadziłam.
Alfa zawarczała ostrzegawczo, a wiedźma natychmiast zamilkła. Chciała jeszcze coś dodać, ale MoonLight zamieniła ją w bryłę lodu.
- Czemu to zrobiłaś? - zapytałam
- Już nie była nam potrzebna - odcięła się Alfa, a po chwili dodała - Chodźmy już, przed nami długa droga.
Gdy już doleciałyśmy na miejsce, bez zbytniego trudu odnalazłyśmy Wilka Ziemi. On Nie pytał nas o nic, tylko od razu, bez żadnych wstępów, zaoferował nam pomoc. Nagle zerwał się z miejsca, i wyrwał przed siebie. Goniłyśmy go z trudem, aż do Anemone nemorosa. Tam, zdyszane, usiadłyśmy przed wejściem do jaskini wiedźmy. On obejrzał się, i zawył donośnie, po czym machnął swoją łapą, i nagle wszystko zaczęło znów kwitnąć. Następnie wbiegł na pobliski pagórek i ogłosił:
- Wszystko, co tutaj rośnie, nigdy więcej już nie zwiędnie, gdyż ja, zamieszkam tutaj, i będę doglądał tej krainy codziennie.
Na koniec zawył donośnie, a my przyłączyłyśmy się do niego. Potem popatrzył na nas, schylił głowę, i wszedł do jaskini. Nagle odezwała się MoonLight:
- Myślę, że jak na pierwszą misję Ci wystarczy- zachichotała
- Zdecydowanie - odrzekłam - Myślę, że to był twój pierwszy udany żart
Razem zaczęłyśmy się śmiać, wyć i pobiegłyśmy w stronę naszej watahy. Watahy Szmaragdowego Księżyca.
<Wiedźma wilków mówi jak Yoda xd?>
-Czy to twoja sprawka? - warknęła MoonLight
-Być może tak, ale także mylić możesz się - odpowiedziała spokojnie ofiara
-Kim jesteś? - zapytała już spokojniej Alfa
-Wiedźmą wilków zwą mnie - oświadczyła nieznajoma
-Czyli to co dzieje się tam, na zewnątrz, to twoja robota? - znów warknęła MoonLight
-Nienawidzę roślin, nienawidzę! To przez nie mogę wyjść na zewnątrz, od razu zaczynam się dusić! - krzyknęła wiedźma
-Umiesz to odkręcić? - nie dawała za wygraną Alfa
-Ja znać mogę kogoś, kto odwrócić zły czar umiałby - odpowiedziała
MoonLight skinęła na mnie, abym puściła czarownicę. Usłuchałam. Ta zaczęła nam czytać kronikę naszej watahy, o dziwo wiedząc, z której jesteśmy:
-Dawno temu na tych ternach, żyły dwie watahy, dowodzone przez dwóch braci, alfy. Starszy z nich miał żywioł ziemi, a młodszy ognia. Żyły ze sobą w zgodzie, aż do czasu, gdy młodszy z nich nie rozpętał tu wojny o teren. Chciał zabić wszystkich, dosłownie wszystkich. W tym także swojego brata i jego watahę. Rzucił się na niego, ale zanim zdążył zaatakować przeciwnika, on wbił swoje kły w jego kark i tym samym go pokonał. Przeraził się potem i udał się na wygnanie do Lasu Wiecznego Mroku.Tylko on jest na tyle potężnym wilkiem ziemi, aby móc zlikwidować te piękne zmiany, które wprowadziłam.
Alfa zawarczała ostrzegawczo, a wiedźma natychmiast zamilkła. Chciała jeszcze coś dodać, ale MoonLight zamieniła ją w bryłę lodu.
- Czemu to zrobiłaś? - zapytałam
- Już nie była nam potrzebna - odcięła się Alfa, a po chwili dodała - Chodźmy już, przed nami długa droga.
Gdy już doleciałyśmy na miejsce, bez zbytniego trudu odnalazłyśmy Wilka Ziemi. On Nie pytał nas o nic, tylko od razu, bez żadnych wstępów, zaoferował nam pomoc. Nagle zerwał się z miejsca, i wyrwał przed siebie. Goniłyśmy go z trudem, aż do Anemone nemorosa. Tam, zdyszane, usiadłyśmy przed wejściem do jaskini wiedźmy. On obejrzał się, i zawył donośnie, po czym machnął swoją łapą, i nagle wszystko zaczęło znów kwitnąć. Następnie wbiegł na pobliski pagórek i ogłosił:
- Wszystko, co tutaj rośnie, nigdy więcej już nie zwiędnie, gdyż ja, zamieszkam tutaj, i będę doglądał tej krainy codziennie.
Na koniec zawył donośnie, a my przyłączyłyśmy się do niego. Potem popatrzył na nas, schylił głowę, i wszedł do jaskini. Nagle odezwała się MoonLight:
- Myślę, że jak na pierwszą misję Ci wystarczy- zachichotała
- Zdecydowanie - odrzekłam - Myślę, że to był twój pierwszy udany żart
Razem zaczęłyśmy się śmiać, wyć i pobiegłyśmy w stronę naszej watahy. Watahy Szmaragdowego Księżyca.
<Wiedźma wilków mówi jak Yoda xd?>
Od Isabelle C.D MoonLight
Minął już około tydzień, od kiedy dołączyłam do Watahy Szmaragdowego Księżyca. Jest mi tutaj bardzo dobrze, nigdy nie czułam się tak wolna. Dostałam stanowisko zwiadowcy, z którego jestem bardzo zadowolona. Zdążyłam w ciągu tego tygodnia poznać MoonLight, która opowiadając mi o sobie, sprawiła, że zasnęłam. Jest dość miła, ale poczucie humoru ma zerowe. Obiecała mi, że niedługo będziemy mogły wybrać się na misję. Wiem już, czego mi brakowało w życiu. Brakowało mi dziczy, survivalu. Teraz czuję, że moje życie nareszcie zaczyna nabierać sens. Postanowiłam sobie, że choćby nie wiem co się stało, nigdy nie opuszczę mojej watahy.
<MoonLight?>
<MoonLight?>
wtorek, 10 stycznia 2017
Od MoonLight C.D Isabelle
Zauważyła mnie, więc powoli zaczęłam wychodzić z cienia. Obserwowała każdy mój ruch, najwidoczniej widziała we mnie zagrożenie. Uśmiechnęłam się lekko i spytałam waderę.
-Jak masz na imię?
-Isabelle...-odpowiedziała.
-Powinnaś już wracać do domu, niedługo słońce zajdzie.-powiedziałam.
-Nie mam zamiaru-mruknęła.
Przez krótką chwilę żadna z nas nic nie powiedziała, aż tu nagle..
-Szafirowy jeleń!-krzyknęłam i wskazałam łapą jelenia.
-Nigdy takiego nie widziałam-powiedziała wadera.
Rzuciłyśmy się w pogoń, ale ofiara była szybsza od łowcy, więc postanowiłam wzbić się w powietrze. Po chwili zobaczyłam, że Isabelle też szybuje za naszym celem, chociaż nie miała skrzydeł.
Kilka sekund po tym jak dogoniłyśmy jelenia wadera wróciła na ziemię i zatrzymała go, po czym wywołałam straszliwe zimno, które zamroziło rosę z której potem zrobiłam klatkę na naszą ofiarę.
-Dobra jesteś-powiedziałam zdyszana.
-hah..-uśmiechnęła się do mnie po czym powiedziała -to może teraz się przedstawisz? -i zaczęła się śmiać.
-A tak, zapomniałam. Nazywam się MoonLight-odpowiedziałam.
-Ładne imię-odrzekła.
-Mówiłaś że nie masz zamiaru wracać do domu, tak?-wysunęłam i po wyrazie mojego pyska łatwo było poznać, że coś kombinuje.
-Tak, czuję jakiś podstęp-powiedziała i znowu zaczęła się śmiać.
Mój ton głosu zmienił się na poważny i doniosły, podniosłam głowę do góry, przestałam sapać i spytałam.
-Dołączysz do mojej watahy?
<Isabelle?>
-Jak masz na imię?
-Isabelle...-odpowiedziała.
-Powinnaś już wracać do domu, niedługo słońce zajdzie.-powiedziałam.
-Nie mam zamiaru-mruknęła.
Przez krótką chwilę żadna z nas nic nie powiedziała, aż tu nagle..
-Szafirowy jeleń!-krzyknęłam i wskazałam łapą jelenia.
-Nigdy takiego nie widziałam-powiedziała wadera.
Rzuciłyśmy się w pogoń, ale ofiara była szybsza od łowcy, więc postanowiłam wzbić się w powietrze. Po chwili zobaczyłam, że Isabelle też szybuje za naszym celem, chociaż nie miała skrzydeł.
Kilka sekund po tym jak dogoniłyśmy jelenia wadera wróciła na ziemię i zatrzymała go, po czym wywołałam straszliwe zimno, które zamroziło rosę z której potem zrobiłam klatkę na naszą ofiarę.
-Dobra jesteś-powiedziałam zdyszana.
-hah..-uśmiechnęła się do mnie po czym powiedziała -to może teraz się przedstawisz? -i zaczęła się śmiać.
-A tak, zapomniałam. Nazywam się MoonLight-odpowiedziałam.
-Ładne imię-odrzekła.
-Mówiłaś że nie masz zamiaru wracać do domu, tak?-wysunęłam i po wyrazie mojego pyska łatwo było poznać, że coś kombinuje.
-Tak, czuję jakiś podstęp-powiedziała i znowu zaczęła się śmiać.
Mój ton głosu zmienił się na poważny i doniosły, podniosłam głowę do góry, przestałam sapać i spytałam.
-Dołączysz do mojej watahy?
<Isabelle?>
Od Isabelle
No więc to było tak. Szłam sobie lasem po kolejnej kłótni z mamą. Ciągle wydawało mi się, że mnie krytykuje. Według mnie, normalne jest, że uczeń zrobi coś źle . Ale jak widać, dla niektórych -nie. No więc wkurzyłam się na nią i wypadłam z domu jak burza. Idę sobie tym lasem, idę, aż tu nagle widzę w dali dwa małe, świecące punkciki, blisko siebie. Byłam mocno zdziwiona, momentalnie się uspokoiłam i trochę wystraszyłam. Powoli, bez gwałtownych ruchów zaczęłam iść ku nim. Nagle poczułam na sobie jakieś spojrzenie. Dopiero za chwilę zorientowałam się, że to są oczy. Nic nie wiedziałam, bałam się cały czas. Mogłam polegać tylko na sobie, byłam tylko ja i właściciel oczu, które wpatrywały się we mnie takim dziwnym spojrzeniem. Było ono spokojne a zarazem pełne grozy i wyższości. Powoli, cicho postać zaczęła się wynurzać z cienia. To co zobaczyłam zaparło mi dech w piersiach, przede mną stał wilk, wysokości około metra. Wbił we mnie swoje ciężkie i zmęczone spojrzenie. W jego oczach coś błysnęło.
<MoonLight?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)