W ciągu ostatnich kilku minut oberwałam już nieskończoną ilość razy, zaliczyłam co najmniej siedem gleb, mam już trzynaście zadrapań, osiem siniaków, guza na głowie i gwiazdki przed oczami. Byłam wykończona i obolała. Ale nie byłabym sobą, jeśli bym się zatrzymała, a o poddawaniu się nawet nie ma mowy! Wtedy uświadomiłam sobie, że walczymy już niezłą chwilę, a Chimerze sił jakby nie ubywało.
- Moony, tak jej nie pokonamy!
- Niestety chyba masz rację.
- Musimy wymyślić coś innego, jakiś podstęp.
- Jakieś pomysły?
- Bardzo śmieszne.
- Wiem, ale tak serio?
- Zero.
- Ja też, jesteśmy w tropie.
- Umie latać, zrzucenie jej skądś odpada.
- Utopić ją będzie trudno.
- A jakby ją tak otoczyć ogniem?
- Świetny pomysł, jaka szkoda że nierealny.
- No to może zatruć powietrze?
- Odbiło Ci, chcesz nas pozabijać? Poza tym pomysł chwilowo nierealny.
- Ten sarkazm nie pomaga mi w myśleniu.
- Ostatni raz pytam, czy ktoś ma jakiś możliwy do wykonania pomysł, jak ukatrupić tą przeklętą Chimerę?!
- Ja nie.
- Znowu trop.
- Chyba trup?
- Cytując pewną waderę "bardzo śmieszne".
- Ha, ha, ha. Chwila, moment. Cały czas się bronimy zamiast atakować!
- Może przypomnę Ci dlaczego?
- No dawaj, ciekawa jestem.
- Gdyż nikt z tutaj obecnych nie ma pomysłu, jak się jej pozbyć.
- To też prawda.
Nagle usłyszałyśmy potężny huk, potem szum, a następnie jakiś wrzask, skrzek. Chimera nagle przestała nas atakować, odwróciła się ku nam tyłem i wzbiła się w powietrze. A że była od nas większa, co najmniej dwa, trzy razy, gwałtowny ruch powietrza pchnął nami na odległość kilku metrów. Nim się pozbierałyśmy zobaczyłyśmy Chimerę lądującą na wzgórzu, zaraz potem zniknęła nam z oczu wchodząc do gęstego lasu.
<Moonlight?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz