poniedziałek, 8 maja 2017

Od Isabelle; Noc Szmaragdowego Księżyca [ZADANIE] cz. 2

- A mówił, że nie jadł śniadania - skwitowała alfa zatrzymując się.
- Bo to prawda! - bronił się Draco.
- Jesteś ciężki jak dwa dorosłe hanbuny! - krzyknęła MoonLight puszczając ogon basiora.
- Wypraszam sobie! - powiedział zbierając się z ziemi.
W odpowiedzi na to wadera zaczęła się śmiać.
- Moony, czas już chyba na twoje przemówienie - spokojnie zakomunikowałam wilczycy.
- Święta racja! - odrzekła mi i dumnie wbiegła na kamień, z którego zaczęła wygłaszać baaaardzo długą i jeszcze bardziej nudną mowę.
- I po co żeś jej przypominała - szepnął do mnie siedzący obok Draco - nudzi jak na wykładzie.
- Też się zastanawiam - odrzekłam omedze.
Oboje prychnęliśmy śmiechem.
- A wy z czego? - spytała zaciekawiona, siedząca obok mnie Asa.
- Zastanawiamy się, po co Isabelle przypominała Moony o tym zbędnym ględzeniu.
W tym momencie parsknęliśmy śmiechem we trójkę. Nagle przemawiająca wadera spojrzała w naszym kierunku karcąc nas wzrokiem. My zamknęliśmy się, jak na zawołanie. Ale cóż, to nie trwało długo, bo tylko do czasu, kiedy to Draco palnął nam kolejny z tych jego żarcików. Wtedy już nie powstrzymało nas nawet ścinające z łap spojrzenie alfy. Zobaczyła jednak, że to nic nie dało, więc patrzyła tylko na słuchającą jej z zaciekawieniem i w pełnym skupieniu małą Cheonsę. Ta zdawała się nie słyszeć nic poza paplaniną MoonLight. 
- (...) więc dzisiaj o zmroku wszyscy spotkamy się na tej skale. Serdecznie dziękuję za wysłuchanie mnie - zakończyła swoją przemowę alfa.
- Koniec katorgi! - ucieszył się basior.
- Ależ Mordor - oceniłam.
- Tortury... - palnęła Asa.
Wybuchliśmy śmiechem. W tym czasie podeszła do nas Moony.
- Zachowanie: karygodne. Nawet młodsza od was wiedziała, jak się zachować.
- Sorry - omega spuścił łeb.
- Powtórki nie będzie, obiecujemy - dodała Asa.
- Skończyłaś mówić, to nie będzie - prychnęłam.
- Słyszeliście, gdzie się spotykamy? - zapytała alfa.
- Jasne! - przytaknęliśmy chórkiem.
- Dobrze - powiedziała wadera - widzimy się wieczorem!
*7 GODZIN PÓŹNIEJ*
Wieczór. Jesteśmy na skale i wyczekujemy momentu, kiedy księżyc przyjmie szmaragdową barwę. Rozpoczęliśmy odliczanie. 10. 9. 8. 7. 6. 5. 4. 3. 2. 1. 0! Ale nic się nie stało. Mina MoonLight Tłumaczyła wszystko. Coś poszło nie tak, miało być inaczej, plan nie wypalił. 
- O nie... - wysapała alfa.
- Co jest? - spytał Draco.
- Księżyc, nie rozbłysnął... - Moony mówiła z żalem, smutkiem i jakby tęsknotą, współczuciem...
- Co to znaczy?! - zerwałam się na równe nogi.
- Coś złego dzieje się ze Szmaragdem - wadera wyglądała na przestraszoną, ale też złą.
- Co to znaczy? - powtórzyłam już spokojniej moje pytanie.
- Coś, lub ktoś, zachwiało równowagę tego ważnego dla nas dnia - zaczęła nam tłumaczyć MoonLight - Co roku o tej samej porze magiczny szmaragd świeci prosto w tarczę księżyca. Jeśli nie rozbłysnął on niebiesko - zieloną barwą, to znaczy, że coś z nim nie w porządku. Rozpęta to wielką wojnę. Duchy naszych przodków zezłoszczą się i zaatakują. Zniszczą całą naszą watahę. Zginiemy... Musimy się dowiedzieć o co chodzi... i to w tempie expresowym - postanowiła alfa, a po chwili dodała - Asa, Cheonsa wy zostajecie tutaj. Isabelle, Draco - tu spojrzała nam w oczy - idziecie ze mną - wadera patrzyła na nas teraz jak dowódca na swoje wojsko przed wielką bitwą.
Wymieniłyśmy z Moony porozumiewawcze spojrzenia, a alfa skinęła głową z lekkim uśmieszkiem.
- Draco? - spojrzała na basiora pytająca.
- Ja tam w to nie wchodzę... - zaczął się tłumaczyć i migać.
- Draco!! - krzyknęłyśmy na omegę z lekkim wyrzutem.
- No dobra, już dobra! Idę z wami - basior leniwie podniósł cztery litery z ziemi i stanął wyprostowany.
- Asa, Cheonsa, nie ruszajcie się stąd i trzymajcie się razem, aż do naszego powrotu - zarządziła MoonLight.
- Jasne - odrzekły wadery.
Po tych słowach Moony uśmiechnęła się lekko i gwałtownie wzbiła się w powietrze, po czym wykonała nagły zwrot i pofrunęła przed siebie. Ja wyszczerzyłam się szyderczo i wyrwałam za nią.
- No tak. Logika. Być zmuszonym do roboty, a potem jeszcze za nimi nadążyć! - powiedział z wyrzutem i nutą sarkazmu w głosie Draco.
Po tych słowach skoczył za nami i starał się nas dogonić (szło mu całkiem nieźle). 
- Sądzisz, że im się uda? - zapytała Cheonsa towarzyszącą jej waderę.
- Znając MoonLight i jej szalone czasem pomysły, Isabelle i jej spryt oraz upartość i Draco z jego komentarzami oraz dowcipami... Myślę, że... Tak
- Miejmy taką nadzieję... - odpowiedziała z nadzieją w głosie mała beta.
Tym czasem w innej części lasu zmierzaliśmy właśnie do krypty, w której był nasz magiczny szmaragd. 
- Hej, możemy zrobić jakiś mały postój? - wykrzyknął zdyszany omega nie przestając biec.
- Racja, też powoli opadam z sił... - odpowiedziała mu alfa - Lądujemy!
Moony wylądowała gładko i zgrabnie, ja z niemałym przytupem, a Draco rozpoczął procedurę hamowania, która zakończyła się pomyślnie.
- Jesteśmy daleko od domu? - spytał basior.
- Dość daleko... - wykalkulowała wadera.
Nagle mój niezawodny słuch zaczął mnie natrętnie o czymś informować...
- Ciiiii... - przerwałam im rozmowę - Słyszycie?
Oboje nastawili uszu.
- Faktycznie... - stwierdziła MoonLight.
- To zza tamtych krzaków... - oceniłam.
- Rzeczywiś... Aaa! - wrzasnął przybity do ziemi Draco.
Zza krzaków wyskoczył prosto na niego jakiś basior powalając go na glebę. Moony rzuciła się na obcego w celu obrony omegi. Zostaliśmy zaatakowani przez jakąś inną watahę! Chyba musieli nas widzieć, kiedy lądowaliśmy, gdyż mieli zaplanowany każdy ruch. Swoją drogą: niezłą mieli taktykę. Gdy alfa wstała po swoim skoku na obcego, stały wokół niej dwa inne wilki. Przyjęła pozycję bojową i wyszczerzyła zęby gotowa do obrony, a może i nawet ataku. Ja stałam lekko z boku, kiedy zobaczyłam naprzeciwko mnie młodego alfę z przeciwnej watahy. Przymierzył się i... skoczył w moim kierunku. Zrobiłam to samo, więc zwarliśmy się w locie, ale on okazał się silniejszy. Wywrócił mnie więc i leżącą, przytrzymał łapą. Zobaczyłam teraz, że ma błyszczące oczy. Był czarno - szary, nieco wyższy ode mnie i dość szczupły. 
Draco podniósł się z ziemi i stanął w normalnej pozycji pokazując jednak swoje kły i warcząc. Wokół niego stały wrogie basiory. Nagle odezwał się młody alfa.
- Jesteście na terenie Watahy Basiorów Północy - zakomunikował. 
- Miło, że nas uświadomiłeś - odezwała się MoonLight, a po chwili dodała - Czego od nas chcesz?
- Każdy, kto wejdzie na nasz teren musi oddać nam... siebie - oświadczył - was jest troje, a więc wystarczy, że jedno się nam podda
- To są członkowie mojej watahy, możesz sobie pomarzyć - rzuciła mu pogardliwe spojrzenie Moony.
- No cóż, w innym razie ta wadera przypłaci twoją upartość życiem - popatrzył na mnie i wystawił pazur.
- Nie tkniesz jej... - zaczęła MoonLight.
- Mogę to zrobić w każdym momencie... - odpowiedział jej alfa podtykając mi swoje pazury pod nos
Tego już nie wytrzymałam. Za pomocą telekinezy odepchnęłam go od siebie, przy okazji wwalając go w dwa basiory sterczące nad Draco.
- Zmywamy się! - zakomenderowałam.
Moony jakby tylko na to czekała, rozłożyła zamaszyście skrzydła wywracając tym samym kolejne dwa wrogie wilki obok siebie. Wzbiła się w powietrze, po czym wykonała zwrot i poleciała nisko nad ziemią krzycząc: 
- Draco! Wskakuj!
Omega zgrabnie i szybko wykonał polecenie wadery, która znowu zawróciła i wzleciała nad las. 
- I co, zostawili cię nam - powiedział przywódca wrogiej watahy.
- Ha ha... - odrzekłam z lekkim uśmiechem. Nie miałam skrzydeł, alfa myślał więc, że nie umiem latać - Nie oni mnie, ale ja was!
Po tych słowach wzbiłam się w powietrze, wprawiając tym samym przeciwnika w osłupienie. Gdy byłam już wysoko, obejrzałam się. Cały czas się na mnie gapił, a na jego twarzy malowało się: Jeszcze cię znajdę!
Odwróciłam się i popędziłam za MoonLight. 
- Pff, arogant - burknęłam pod nosem.
Szybko ją dogoniłam, bo była obciążona, siedział na niej przecież Draco.
- Co za imbecyle! - nie wytrzymała Moony - Jak oni mogą chcieć zabijać każdego, kto tamtędy przechodzi!
- Uspokój się, bo spadnę! - ochrzanił ją podróżujący na niej basior.
- Ok, już jestem spokojna - wyrównała lot alfa - Nic ci nie jest Isabelle?
- Nie, nawet mnie nie porysował - odpowiedziałam zgodnie z prawdą
Lecieliśmy już dobre kilkanaście minut.
- Myślicie, że już możemy? - zapytała nas wadera
- Sądzę, że tak - odpowiedzieliśmy zgodnie z omegą
Po tej krótkiej wymianie zdań wylądowaliśmy. Na szczęście nikogo poza nami tam nie było.

- Jak już wrócimy, to wpadnij do mnie do jaskini na chwilę, co? - powiedziała MoonLight do Draco.
- Ok, ale po co? - zapytał zaniepokojony basior.
- Muszę ci coś pokazać - odrzekła mu Moony prostując obolały kręgosłup.
- Ale co?! - nie wytrzymał omega.
- Jak się uprawia fitness niemoto! Wiesz ile ty ważysz?! - krzyknęła wadera.
- A ty to co przepraszam?! Piórko?! - syknął wkurzony Draco.
- Hej... - starałam się przebić przez ich kłótnię.
- Jak ty możesz... - wydusiła z siebie alfa
- Ej... - próbowałam już nieco głośniej.
- Spójrz na siebie! - palnął basior.
- U-u! - powiedziałam już całkiem wyraźnie.
- Wyzywasz mnie? - spojrzała na niego spode łba MoonLight.
- MoonLight! - syknęłam lekko.
- Tak! - odchrząknął omega.
- Draco! - podniosłam jeszcze bardziej głos.
- Ty... - Moony już szykowała się do skoku.
- HALO!!! - wrzasnęłam na całe gardło, a wilki popatrzyły na mnie z wyrzutem i pretensją w oczach.
- CO?!?! - odpowiedziały mi razem dwa razy głośniej.
- Spójrzcie... - powiedziałam spokojnie, a za razem trochę tajemniczo.
Obok nas rozciągała się wysypana żwirem ścieżka prowadząca do krypty, w której znajdował się Szmaragd. Budowla była okrągła i ciemnozielona. Jej szklaną kopułę podpierało sześć kolumn, a stylem przypominały barokowe. Alfa aż przysiadła na zadzie ze zdumienia, a basior wpatrywał się tępo w konstrukcję.
- Ruszamy - zarządziła MoonLight.
Zgodnie podążyliśmy za prowadzącą nas waderą. We wnętrzu, krypta była tego samego koloru co na zewnątrz. Na środku znajdował się pewnego rodzaju piedestał, do którego prowadziły niskie stopnie. Na podwyższeniu leżał nasz magiczny szmaragd, rozbity niestety. Moony zrobiła zawiedzioną minę. Po chwili jednak zaczęła przechadzać się po wnętrzu budowli uważnym krokiem. Chodziła dookoła piedestału magicznego kamienia. Wyglądała jakby czegoś szukała... I znalazła! Mały zwitek papieru leżał obok pierwszego schodka.
- ''Spotkajcie się ze mną w lesie wiecznego mroku, jeśli uda wam się ocalić noc szmaragdowego księżyca'' - alfa przeczytała tajemniczą wiadomość i spojrzała na nas swoimi głębokimi oczami - Musimy spróbować...

<Moonlight?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz