wtorek, 11 kwietnia 2017

Od Draco C.D Moonlight

Gdy wadera zasnęła odetchnąłem z ulgą. Chociaż pojęcie "ulga" niezbyt pasowało do mojej przegranej pozycji.. Przecież właśnie dźwigałem przynajmniej kilkudziesięciu kilogramową wilczycę na moich plecach. Nie powiem, ale Moonlight to najcięższa rzecz, a raczej osoba, jakąkolwiek niosłem. Taaaak.. Nawet 50 kilogramowa sarna, którą ostatnio złapałem, wydawała się lżejsza.. W każdym razie mus to mus... (Chociaż w głębi duszy chciałem znów ją wrzucić do wody i wyjechać w Bieszczady. Ale ciiii...)
Westchnąłem i zacząłem iść w kierunku północnym, czyli tam, gdzie mieściła się nasza wataha. Zbliżało się południe, czyli czas szczytowania słońca. Zaczynało się robić coraz bardziej goręcej, a jasna gwiazda świeciła mi prosto w oczy. Oślepiony szedłem wprost przed siebie. W dodatku śpiąca na mnie wadera zaczęła głośno chrapać. Dźwięk wydobywający się ze środka Moonlight nie tylko zagłuszał mój zmysł słuchu i orientacji w terenie, lecz także odstraszał pobliskie zwierzęta. Aż mi się zrobiło żal pewnego królika, który nie mogąc znieść tego okropnego chrapania, zatkał sobie uszy i uciekł w odwrotną stronę głośno piszcząc. Wracając.. Po ogłuszeniu od strony Moonlight i oślepieniu przez słonce, zostałem całkowicie bezbronny. Można powiedzieć, że w kilka minut stałem się głuchoniemym wilkiem.. Nie widząc przeszkód byłem całkowicie zmieszany. Został mi tylko zmysł dotyku. Niepewny powoli szedłem przed siebie dotykając każdej rzeczy, która mieściła się przede mną. Nagle wadera przestała chrapać. Cisza..
Następnie poczułem ulgę, gdyż cały ciężar z moich pleców zniknął. 
-Moonlight?- zapytałem niepewny. 
-Eh.. Też nic nie widzisz przez to słońce?-mruknęła wadera najprawdopodobniej przysłaniając sobie oczy łapami. Już chciałem jej odpowiedzieć, że tak, lecz usłyszałem wielki huk i odgłos czegoś ciężkiego wpadającego do wody. 
-Moonlight?! Nic ci nie jest?!-spytałem zbity z tropu.
-/Naaaaaaaaaaaaaaaaaaah!!!!-Wadera wrzasnęła wściekła. Słońce schowało się za koroną drzew, zupełnie jakby przestraszyło się krzyku wilczycy. Zacząłem wytężać wzrok szukając wadery. Moje zmęczone oczy spostrzegły Moony w pobliskim jeziorze. Uśmiechnąłem się widząc ją całą mokrą pływającą w wodzie. A gdy Moonlight spojrzała w moją stronę tym swoim zażenowanym spojrzeniem, wybuchnąłem śmiechem. Wilczyca spojrzała na mnie morderczym wzrokiem,
-No.. no- próbowałem złapać oddech wycierając przy okazji łzę spowodowaną śmiechem -No.. co?- zapytałem uśmiechając się niewinnie. 
-Nic..- wymamrotała wstając.Jej futro ociekało wodą.
-Dobra.. Nie gniewaj się już..-mruknąłem pomagając Moonlight wejść na brzeg. 
-Ok, nie będę...,-oznajmiła-..jeśli złapiesz mi dużą łanię na obiad-uśmiechnęła się cwaniacko. 
-Nah.. I jeszcze czego?!-
-I jeszcze z cztery zające do tego.-Jej uśmiech się poszerzył.
-Moonlight?-zapytałem zażenowany,
-Taaaak?- uśmiechnęła się JESZCZE szerzej. (nie wiem czy to możliwe, żeby tak bardzo się szczerzyć.. Ale wyglądało to tak śmiesznie..W ogóle, to przecież Moonlight.. nikt nie wie co może jeszcze skrywać)
-Wiesz, że mogę cię tam z powrotem wrzucić, prawda?- Jej uśmiech zaczął powoli znikać.
-No dobraaa- Wadera zrobiła kwaśną minę.-Ale...upolujesz coś do jedzenia, prawda?- Westchnąłem.
-Jeśli dostanę jakieś odsetki za mój trud, to może..-
-Ok- Wilczyca położyła się koło jeziorka.-Tylko wracaj szybko!- 
-Czasami czuję się taki poniewierany..-mruknąłem i wszedłem głęboko w las. Był mało oświetlony. Tylko co jakieś kilka metrów spod wielkiej gęstwiny koron drzew wyłaniał się leciutki promyk słońca. Czułem się zmieszany, nie wiedząc w którą stronę mam iść. Znałem wszystkie pobliskie lasy jak własna kieszeń, a tu proszę, pojawił się jakiś zupełnie nieznany mi wielki busz.. Zupełnie, jakby wyrósł mi przed chwilą tuż pod nogami. Jeszcze jakieś kilka miesięcy temu nic tu nie było, tylko jedno wielkie bagno, a teraz.. las! Natura wciąż mnie zadziwia.. (na przykład, jak niby naszą alfą została lekko niedorozwinięta wadera?)
-Rusz się! Jestem głooodnaa!- krzyknęła wadera zza moich pleców. Westchnąłem.. Moonlight jest na północ, ja idę na południe.. Jeśli nie zboczę z określonej mi trasy -czyli iść do przodu- to się nie zgubię. Ruszyłem przed siebie. Po drodze starałem się zapamiętać jak najwięcej szczegółów... między innymi niewielki wodospad, drzewo opadające ku ziemi z powodu ciężaru jaki wywierały na nie tysiące ptasich gniazd, brzoza w kształcie litery "L".. Dużo tego było. nie było opcji, żebym się zgubił. Zatrzymałem się przy pobliskim jeziorku aby się napić. Usłyszałem cichy szelest dochodzący z pobliskich krzaków. Szybko schowałem się za gęstwiną drzew. Z krzewu wyłoniła głowę młoda sarna. Rozglądając się uważnie, wyszła ze swojej kryjówki. Przystanęła przy jeziorku i jeszcze raz dokładnie się rozglądając, wzięła łyk świeżej, lekko ciepłej wody. 
-To moja szansa!-pomyślałem i rzuciłem się na sarnę. Przygniotłem ją do ziemi. Wbiłem kły w jej tchawicę. Uduszenie jej trwało chwilę, lecz w końcu przestała się rzucać. Wziąłem moją ofiarę na plecy i zacząłem kierować się w stronę Moonlight. Dzięki temu, że rozglądałem się podczas drogi przez las, wiedziałem którędy iść. Szybko znalazłem waderę wygrzewającą się w złotych promieniach słońca. Położyłem sarnę na ziemi i usiadłem obok wilczycy.
-Co tak długo?-mruknęła przyglądając mi się.
-Wiesz.. szedłem jakieś kilka godzin, wracałem tyle samo.. Tak jakoś się złożyło..-powiedziałem. Wskazałem jej martwą sarnę.-Chciałaś, to masz.
-Dzięki-mruknęła wadera. Spojrzałem w niebo. Dopiero teraz zauważyłem, że jest już praktycznie noc,
-Em.. wiesz która godzina?-zapytałem widząc już pierwsze gwiazdy na niebie.
-Nie mam pojęcia, ale jest już dawno po zachodzie słońca.-
-Jak długo byłem na tym polowaniu?-zmarszczyłem brwi.
-Jakieś 9 godzin-mruknęła wadera biorąc kolejny kęs jedzenia.
-Może powinniśmy znaleźć jakieś schronienie, nie uważasz?-
-Raczej tak..-powiedziała-.. chociaż.. tutaj nie jest tak bardzo niebezpiecznie, prawda? Jesteśmy przecież na pustym polu..- Rzeczywiście byliśmy na otwartej przestrzeni.
-Może dziś sobie odpuścimy i będziemy spać na świeżym powietrzu?-dodała.
-W sumie to.. możemy- Wadera uśmiechnęła się lekko. Położyła się obok wielkiego drzewa kwitnącego wiśnią, które rosło niedaleko. Po chwili wahania przyłączyłem się do wadery.
<Moonyy?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz