sobota, 22 kwietnia 2017

Od Blade C.D Moonlight

- To może zechcesz zjeść tę sarnę z nami ? - powiedziała moja kuzynka Amin. 
- Chętnie, muszę mieć siłę na polowanie !- powiedziałam z entuzjazmem, byłam taka szczęśliwa że wraz z innymi roczniakami idę na pierwsze polowanie.
-Na żadne polowanie nie idziesz - warknęła z goryczą moja ciotka Arika.
-Ale...ale...
-Nie dyskutuj; nie masz żadnej użytecznej mocy, nawet nie masz żadnej!- powiedziała z obrzydzeniem -jesteś tylko bezużytecznym wilkiem !
-Szykowałam się na to od miesięcy jestem dosyć szybka, zwinna i...i...-broniłam marzenia płaczliwym głosem 
-Nie idziesz !- wrzasnęła głośniej niż kiedykolwiek. 
Ja chcę iść - Szepnęłam ze złością, a moje włosy zaczęły się palić nienaturalnie zimnym ogniem - Dam radę i nie jestem bez użyteczna - powiedziałam głośniej - i pójdę czy tego chcesz czy nie !- powiedziałam jeszcze pewniej podnosząc głowę.
- Nie słyszysz co mówię! Nie pójdziesz szczeniaku!
Kiedy to krzyknęła miarka się przebrała (nie cierpiałam jak ktoś tak do mnie mówił)
- NIE jestem szczeniakiem !- wrzasnęłam a ona spłonęła żywcem. Przez chwilę starałam jak wryta patrząc się na kupkę popiołu i na rozwścieczone wilki, aż w końcu uciekłam w Las.


....


- Hętnie , muszę mieć siłę na polowanie - odpowiedziałam Isabelle nieobecnym głosem, a wataha spojżała się na mnie jak na wariatkę.

<Moonlight?>

wtorek, 18 kwietnia 2017

Od Draco C.D Moonlight

-Too??-zapytałem widząc dziwnie uśmiechającą się waderę.
-Będziesz mi usługiwał..-powiedziała dumnie unosząc głowę.
-Nie ma mowy..-mruknąłem odwracając pysk, zachowując się przy tym jak jakiś szczeniak.
-Ale musisz..-oznajmiła wadera uśmiechając się, nie do końca przyjaźnie..
-Naaah-mruknąłem spuszczając wzrok na ziemię-...Moonlight?- Podniosłem głowę. Wilczyca spojrzała na mnie ciekawa.
-Tak?
-Jest jakiś sposób na unieważnienie umowy, prawda?-zapytałem pełen nadziei.
-Możeee..-mruknęła wadera uśmiechając się szyderczo. Spojrzałem na nią pytająco.-Jeśli wypełnisz jakieś trudne zadanie, które ci wyznaczę.
-Dobrze. To.. co mam zrobić?-spytałem. 
Wadera usiadła. Spojrzała na wędrujące nad nami chmury w zamyśleniu. 
-Hm..-mruknęła spoglądając na mnie ukradkiem.-To musi być coś trudnego..
-Nah.. czego innego mogłem się spodziewać-przewróciłem oczami na co wadera się uśmiechnęła. Chyba naprawdę lubi mnie gnębić.. 
-Chyba mam!-krzyknęła wadera tak głośno, że wiewiórki na pobliskim drzewie straciły przyczepność i spadły ku jego korzeniom martwe.
-Zabiłaś je..-mruknąłem patrząc wprost na nieżywe gryzonie.
-He.. he..Zamknij się -powiedziała rzucając we mnie małym kamykiem.
-Jesteś toksyczna dla żywych stworzeń.. Torturujesz je!-syknąłem przez zęby.-W szczególności dla mnie..
-Przecież za to mnie uwielbiasz, prawda?-uśmiechnęła się szyderczo, na co warknąłem cicho.-Tak.. to przez to.. - Jej uśmiech się poszerzył.

Wziąłem głęboki oddech.
-Więc.. jakie zadanie mam w końcu wykonać?-zapytałem już spokojny.
-Zadanie..? Ach! Tak!-krzyknęła. 
-Albo jest chora psychicznie, albo ktoś mocno stuknął ją w tę jej zwariowaną główkę.. Jak można być tak bardzo nieogarniętym..?-pomyślałem.
-Twoje zadanie to.. -przedłużyła by nadać trochę tajemniczości.- Zabić wyznaczonego przeze mnie smoka i przynieść mi jego głowę.-
Zdębiałem. Ona tak na serio? Chyba na serio ma coś z głową..
-Poważnie? Ja niby SAM miałbym zabić jakiegoś wielkiego gada tylko dlatego, żebyś przestała mi w kółko rozkazywać?!- Wadera wesoło przytaknęła.-Już bardziej wypadałoby mi zabicie ciebie, lub samego siebie..-mruknąłem.
<Moonlight?>

Od Moonlight C.D Draco

Zauważyłam że Draco kładzie się obok mnie, przez jakiś czas obserwowałam go z podejrzliwością, aż zasnął.Obudziłam się pod cieplutką kołderką w postaci ogona Draco. Właściwie to nie chciałam jeszcze wstawać. Przeczołgałam się do niego i położyłam się na jego brzuchu. 
-Niaaahhh!- Jęknął - Czy ty wiesz. jaka ty jesteś ciężka, a w ogóle po co na mnie leziesz?!
-Ciepły jesteś- mruknęłam.
-Ale to nie powód żeby na kogoś włazić!
-Ciii..........Słyszałeś to?
-Nie?
-To cisza- oznajmiłam kładąc mu łapę na pysku.
-Grrr...- warknął basior
-Idź spać, ja sobie tak poleżę. 
-A jak się obudzę to nie będę mógł wstać, bo wszystkie moje kości skończą połamane...suuuuper....- burknął pod nosem zrzucając mnie z siebie.
Przeturlałam się po polu, ale po kilku metrach mojej podróży Draco mnie zatrzymał
-Idziemy- powiedział stanowczo.
-Oh, Draco. W dniu zakładu wydałeś na siebie wyrok.
Zastygł, jego pysk mówił tylko jedno- "Nienawidzę siebie"
-Nie zrobisz tego....- wypowiedział w przerażeniu. 
-A wiedz, że zrobię.
-Zabijesz mnie.
-Prawdopodobnie- uśmiechnęłam się szyderczo.
Basior cofnął się o trzy kroki, a ja wstałam z ziemi. Popatrzyłam w chmury, myśląc czym mogłabym uprzykrzyć Draco życie. Wymyśliłam. Zwróciłam głowę w kierunku, w którym patrzyłam przed chwilą, ale po basiorze ani śladu. Zaczęłam go szukać, wszędzie była tylko trawa. Zostało mi tylko jedno- wiśnia. Podeszłam ukradkiem do drzewa, a tu na jednej z gałęzi zauważyłam trzęsącego się Draco. 
-Hihihi....tu się schowałeś- zaśmiałam się szyderczo.
Basior powoli zszedł z jego kryjówki, wiedząc, że i tak w jakiś sposób go z niej wykurzę.
-Czego chcesz?- spytał w przerażeniu.
-Zacznijmy od...
-Od?
-Mów mi księżniczko- uśmiechnęłam się, a w moich oczach błysnęła iskierka złośliwości.
-Co?!
-A moje kolejne życzenie to...
<Draco?>

Od Moonlight C.D Blade

Wadera cały czas mruczała coś pod nosem, przez co ja czułam się trochę nieswojo.
-A!
-Co?-burknęła.
-Przepraszam, ale zapomniałam cię zapytać. Jak się nazywasz?- spytałam łagodnie.
-Teraz jesteś taka miła? Powinnaś być przed tym jak mnie porwałaś - mruknęła pod nosem.
-Dobrze, jak nie chcesz mówić to nie mów. O! Już ich widzę - powiedziałam widząc grupkę wilków wspólnie ucztujących na perłowej sarnie.
Jedna z nich podeszła mnie przywitać. Miała na imię Isabelle. Cofnęła się trochę na widok nieznajomej.
-Moonlight, kto to?
-A, nowy członek watahy. Przedstaw się!- szturchnęłam waderę.
-Blade, nazywam się Blade.
-Ja Isabelle, miło mi- uśmiechnęła się.-Choć, zapoznamy cię z resztą.
Draco popatrzył się na nas z podejrzliwością, a za nim skryła się malutka wadera, która była dopiero dwu latkiem, a i tak była dosyć niska na jej wiek. Zza pleców basiora widać było tylko jej ogonek.
-Tamten rdzawy basior to Draco- oznajmiła Isabelle.
-Widzisz tamten ogonek za nim? To Cheonsa- dodałam.
-A tamta skrzydlata wadera to Asa- rzuciła jeszcze Isabelle.
Blade podeszła do nich i przyjrzała się im.
-Tylko tyle?- rzuciła bezczelnie odwracając się w moją stronę - Co to za wataha?
Obrzuciłam ją lodowatym wzrokiem, który dawał tylko jedno przekazanie "Uważaj na język, bo ci go utnę", na co ona tylko parsknęła pod nosem.
-.....To może zechcesz zjeść tą sarnę z nami?- zaproponowała Isabelle by przerwać ciszę.
<Blade?>

Od Moonlight C.D Isabelle

Spojrzałam jeszcze w stronę pnia, w którym obecnie spała mała wilczyca. Dziwiło mnie to jak to możliwe, że w tak zastraszającym tempie zasnęła. Ja w przeciwieństwie do niej, niestety nie opanowałam tej sztuki, chociaż śpiochem jestem wyborowym. Rozłożyłam się wygodnie w mojej jaskini na zimnej jak lód skale. Nie przeszkadzał mi chłód, ponieważ byłam wilkiem lodu, ale nie pogardziłabym zasypianiem w ciepełku. 
" Może jutro upoluje jelenia i zrobię z jego skóry przytulną kołderkę? Może sarna będzie lepsza.. "-pomyślałam.
Tak rozmyślając, o dziwo - szybko zasnęłam. Śniłam o polowaniu.. Mknęłam przez leśną ścieżkę wydeptaną przez zwierzęta, wokół mnie rosły ogromne drzewa, a krzewy wiły się wśród nich niczym węże czyhające na swą ofiarę. Ptaki śpiewały piosenki, które były najpiękniejszymi pieśniami jakie kiedykolwiek słyszałam. Po jakimś czasie doszłam do pięknego jeziorka. Pochyliłam się, aby wypić trochę orzeźwiającej wody ze zbiornika. W ciekłym zwierciadle ujrzałam szylkretowego jelenia. Błyskawicznie rzuciłam się w jego stronę, aż tu nagle...
-MOONLIGHT!- usłyszałam donośny krzyk, który wybudził mnie ze snu.
Należał do irytującego basiora o rdzawym umaszczeniu, którego właśnie miałam zamiar wypatroszyć i to z niego zrobić moją wymarzona kołderkę.
-Życie ci nie miłe?- warknęłam zasłaniając sobie oczy łapami, chociaż nadal było kompletnie ciemno.
Obróciłam się na drugi bok, ale ten natrętny wilk nie odchodził.
-Wracaj do swojej jaskini, bo zostaniesz moim śniadaniem, Draco!- zgrzytnęłam zębami.
-A-ale ja tam nie wracam!- wyjąkał.
-To spać! 
-Ale gdzie?
-Tu, skończony idioto! 
Basior trochę się uspokoił i położył kilka metrów ode mnie.
-....A co jak to tu przyjdzie?
-Co przyjdzie?
-To wielkie, obślizg...
-Ślimak?- przerwałam mu w połowie słowa.
-NIE!
-TO CO!?!- wstaliśmy i zaczęliśmy wojnę, na to kto będzie głośniej krzyczał.
-NO TO!
-JAKIE TO?
-TO!
-CO?!
-WĄŻ!
-Czekaj, wąż? Jaki? Gatunek smoczy?-spytałam z powagą w głosie.
-Nie, wąż rzeczny.-odpowiedział.
-To powinieneś z łatwością się nim zająć- Parsknęłam.
-Ale, on jest niebezpieczny! Obudził mnie jego syk, nienawidzę tych zwierząt są obślizgłe i nawet nie warze się ich dotknąć, ale to nie było najgorsze. On był dziesięć razy większy od normalnego!
-To w końcu jaki to wąż?
-No wyglądał jak wąż rzeczny, mówiłem.
-Nie mam na to czasu, znając życie coś ci się przewidziało, nie ma opcji, że jest aż dziesięć razy większy.
-Jak tam wrócę, to co się ze mną stanie jeśli mnie użre?
-Nic, nie są jadowite.
-Ale jak on ma dziwny znak wyryty na tym swym obrzydliwym pysku to co?
-Zaraz- zamyśliłam się - co dokładnie miał wyryte na czole?
-Nie przyglądałem się aż tak dokładnie, ale jakiś kwiat. Chyba zawilec, pod którym był okrągły szmaragd.- odrzekł basior.
Zawilec? Z tego co przed chwilą usłyszałam mogę prawie z pewnością potwierdzić moje przypuszczenia. 
Z kronik watahy wyczytałam kiedyś coś o " wojnie strażników"; w naszym świecie każdy wyróżniający się teren ma swojego strażnika. Mogą przybierać różne formy, każdy z nich nosi naszyjnik z kamieniem szlachetnym i ich znakiem, który najczęściej przedstawia roślinę najliczniej rosnącą na danych obszarach. Ów naszyjnik zawiera połowę duszy strażnika, która odpowiedzialna jest za ochronę terenu. Jeśli zostanie zniszczony, obszary, którymi ma się zajmować strażnik są narażone na zagładę, bo przy utracie siły połowy duszy strażnika tracą swą moc, strażnik nie umiera, ale nie może już przyjmować stałej formy i przez większość czasu bez celu błąka się po świecie. Niektórzy strażnicy opanowali jednak sztukę opętania. Resztami sił wytwarzają sobie zniszczone, niestabilne i niekompletne ciało. Znajdują ofiarę i w jej skórę wbijają swój kamień szlachetny i kłami czy pazurami wycinają swój znak.
Wiem, że w wojnie strażników, strażnik Wyżyn Zadumy zaginął, a naszyjnik strażniczki lasu Anemone Nemorosa był zniszczony, zazwyczaj przybierała formę pięknej kobiety o złotych, sięgających ziemi włosach i wielkich białych oczach. Jej znakiem był zawilec, a kamieniem szmaragd. Pewnie spotkał ją taki los, ponieważ uważała wszystkie istoty za piękne i wartościowe i kiedy strażnik Wyżyn Zadumy ją zaatakował, ona nawet się nie broniła. Nie wiadomo jednak, dlaczego po kilku dniach potem zaginął.
Jestem prawie pewna że to ona kontroluje tego węża, o ile Draco nie kłamał.
-Chodźmy- powiedziałam po dłuższej chwili zamyślenia.
Basior tylko mi przytaknął. Pobiegliśmy w stronę jego części jaskini. 
-Czyli jednak sobie nie pośpię. - mruknęłam znużona.
W połowie drogi usłyszeliśmy donośny syk. Przystanęliśmy i popatrzyliśmy po sobie. Zza kołdry ciemności wypełznął wielki gad o czerwonych oczach, nad nimi widniał zielony, jasno świecący kamień szlachetny, na który spływała krew z wydartych łusek układających się w kwiat, który rośnie tuzinami w lesie Anemone Nemorosa, a mianowicie zawilec. 

-Rzeczywiście, jest ogromny- powiedziałam widząc, że gad był dwa razy większy ode mnie.
-Mówiłem, a ty nie wierzyłaś- parsknął.
Staliśmy tak przez jakąś chwilę aż wąż zaatakował. Wyskoczył w kierunku Draco i obnażył swe śnieżnobiałe kły sycząc na niego donośnie. Zastygłam w miejscu. Basior ledwo co uniknął ataku. Wtedy gad zamachnął się swoim ogonem po ziemi i podciął Draco, który po tym wylądował głową na twardej skale i rozciął sobie łapę. Po dosyć długiej chwili bezczynności rzuciłam się na przeciwnika, który ugiął się pod moim ciężarem. Miałam zamiar wbić mu moje kły w jego szyje, ale nawet nie drasnęły grubych łusek węża. Draco wstał z ziemi i zmienił jaskinię w wielkie ognisko stawiając gada w płomieniach. Mało brakowało, a skończyłabym bez futra. Zrobiliśmy parę kroków w tył i przyglądaliśmy się płomieniom. Po chwili czekania basior je ugasił. To co zobaczyliśmy nas załamało. Wąż stał tuż przed naszymi pyskami, najwidoczniej ogień się go nie imał. 
-To co teraz robimy?- Spytał Draco ukradkiem zmierzając w stronę wyjścia z jaskini.
-Mamy tylko jedną opcję- rzekłam obracając się na pięcie.
-Czyyyliii?- spytał już trochę poddenerwowany basior. 
-Wiejemy
Zaczęliśmy biec jak najszybciej potrafiliśmy, ale gad za nami nadganiał. W końcu wypruliśmy jak błyskawica z jaskini. Na zewnątrz nie było ani trochę jaśniej. Biegliśmy jeszcze przez kilka minut, Draco kilka razy wpadł na jakiś kamień, a ja na drzewo. Zatrzymaliśmy się. Basior wytworzył mały płomyk by upewnić się czy wąż nadal nas goni, ale nie było po nim ani śladu. Gardło mnie bolało, może przez to że razem z Draco darliśmy się jak szaleni w trakcie naszej ucieczki. Obudziliśmy w ten sposób trzy wadery. Jedna, niska o umaszczeniu w kanarkowym kolorze i różowej wstążce zawiązanej na uchu przecierała oczy zmęczona. Druga zaś była wyższa, była w siarkowym kolorze z czarnymi akcentami na futrze. Trzecia była szara jak mysz, miała duże skrzydła i ogon zakończony czarną plamą.
-Coś się stało?- zapytała najmniejsza zaspanym głosem.
-Nie, nic. Isabelle, poproszę cię na słówko.
Pokazałam waderze żeby za mną podążała, zaprowadziłam ją przed wejście do jaskini.
-Słuchaj, w tej jaskini jest bardzo niebezpieczna istota, naszym zadaniem na dzisiejszą noc będzie pilnowanie tego miejsca.
-Zrozumiałam, a mianowicie z czym mamy do czynienia?
<Isabelle?> 

piątek, 14 kwietnia 2017

Od Cheonsy "Zadanie na Odwagę" cz.3

-Pacnąć Cie-powiedział, jakby morderca.
-SPOKOJNIE!!!-rzekłam prawie krzycząc i w tym samym czasie pomyślałam:
-Następny agresywny osobnik rośnie...
-PAMIĘTAJ!!! Ja czytam w myślach  -powiedział a następnie wyszedł z pokoju w, którym aktualnie się znajdowaliśmy i zaczął się śmiać jak Kaczor Donald tylko, że gorzej...
Natomiast ja jak to ja musiałam coś zepsuć. Gdy próbowałam wstać z dywanika, na którym siedziałam, nagle strąciłam ogonem wazę, która stała na stole, który znajdował się na dywanie.
Rozległ się huk i Bentir wparował do pokoju i zapytał się z pretensją:
-Co ty do jasnej anielki zrobiłaś?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!
-Hehehe :c przepraszam
-To była wazon mojej prababki ale no cóż.. nie cofnie się czasu.. Chcesz pozwiedzać??
-No dobra, ale jeszcze raz przepraszam..
-Nie gadaj tylko chodź
-Już, już.. SPOKOJNIE! 
Bentir coś tam mi opowiadał o jakiś domach i innych budynkach ale nie słuchałam, gdyż zauważyłam Moonki, znajdującą się na wzgórzu nieopodal.

- A idź z Bogiem- machnął ogonem w moją stronę i se poszedł w siną dal.
Gdy już dochodziłam do wzgórza zawołałam:
-Moonki!! Where are you??
Moonki wtedy podeszła do mnie i popatrzyła na mnie tak jakby chciała mnie zabić a potem zjeść na obiado-kolacje.

wtorek, 11 kwietnia 2017

Od Draco C.D Moonlight

Gdy wadera zasnęła odetchnąłem z ulgą. Chociaż pojęcie "ulga" niezbyt pasowało do mojej przegranej pozycji.. Przecież właśnie dźwigałem przynajmniej kilkudziesięciu kilogramową wilczycę na moich plecach. Nie powiem, ale Moonlight to najcięższa rzecz, a raczej osoba, jakąkolwiek niosłem. Taaaak.. Nawet 50 kilogramowa sarna, którą ostatnio złapałem, wydawała się lżejsza.. W każdym razie mus to mus... (Chociaż w głębi duszy chciałem znów ją wrzucić do wody i wyjechać w Bieszczady. Ale ciiii...)
Westchnąłem i zacząłem iść w kierunku północnym, czyli tam, gdzie mieściła się nasza wataha. Zbliżało się południe, czyli czas szczytowania słońca. Zaczynało się robić coraz bardziej goręcej, a jasna gwiazda świeciła mi prosto w oczy. Oślepiony szedłem wprost przed siebie. W dodatku śpiąca na mnie wadera zaczęła głośno chrapać. Dźwięk wydobywający się ze środka Moonlight nie tylko zagłuszał mój zmysł słuchu i orientacji w terenie, lecz także odstraszał pobliskie zwierzęta. Aż mi się zrobiło żal pewnego królika, który nie mogąc znieść tego okropnego chrapania, zatkał sobie uszy i uciekł w odwrotną stronę głośno piszcząc. Wracając.. Po ogłuszeniu od strony Moonlight i oślepieniu przez słonce, zostałem całkowicie bezbronny. Można powiedzieć, że w kilka minut stałem się głuchoniemym wilkiem.. Nie widząc przeszkód byłem całkowicie zmieszany. Został mi tylko zmysł dotyku. Niepewny powoli szedłem przed siebie dotykając każdej rzeczy, która mieściła się przede mną. Nagle wadera przestała chrapać. Cisza..
Następnie poczułem ulgę, gdyż cały ciężar z moich pleców zniknął. 
-Moonlight?- zapytałem niepewny. 
-Eh.. Też nic nie widzisz przez to słońce?-mruknęła wadera najprawdopodobniej przysłaniając sobie oczy łapami. Już chciałem jej odpowiedzieć, że tak, lecz usłyszałem wielki huk i odgłos czegoś ciężkiego wpadającego do wody. 
-Moonlight?! Nic ci nie jest?!-spytałem zbity z tropu.
-/Naaaaaaaaaaaaaaaaaaah!!!!-Wadera wrzasnęła wściekła. Słońce schowało się za koroną drzew, zupełnie jakby przestraszyło się krzyku wilczycy. Zacząłem wytężać wzrok szukając wadery. Moje zmęczone oczy spostrzegły Moony w pobliskim jeziorze. Uśmiechnąłem się widząc ją całą mokrą pływającą w wodzie. A gdy Moonlight spojrzała w moją stronę tym swoim zażenowanym spojrzeniem, wybuchnąłem śmiechem. Wilczyca spojrzała na mnie morderczym wzrokiem,
-No.. no- próbowałem złapać oddech wycierając przy okazji łzę spowodowaną śmiechem -No.. co?- zapytałem uśmiechając się niewinnie. 
-Nic..- wymamrotała wstając.Jej futro ociekało wodą.
-Dobra.. Nie gniewaj się już..-mruknąłem pomagając Moonlight wejść na brzeg. 
-Ok, nie będę...,-oznajmiła-..jeśli złapiesz mi dużą łanię na obiad-uśmiechnęła się cwaniacko. 
-Nah.. I jeszcze czego?!-
-I jeszcze z cztery zające do tego.-Jej uśmiech się poszerzył.
-Moonlight?-zapytałem zażenowany,
-Taaaak?- uśmiechnęła się JESZCZE szerzej. (nie wiem czy to możliwe, żeby tak bardzo się szczerzyć.. Ale wyglądało to tak śmiesznie..W ogóle, to przecież Moonlight.. nikt nie wie co może jeszcze skrywać)
-Wiesz, że mogę cię tam z powrotem wrzucić, prawda?- Jej uśmiech zaczął powoli znikać.
-No dobraaa- Wadera zrobiła kwaśną minę.-Ale...upolujesz coś do jedzenia, prawda?- Westchnąłem.
-Jeśli dostanę jakieś odsetki za mój trud, to może..-
-Ok- Wilczyca położyła się koło jeziorka.-Tylko wracaj szybko!- 
-Czasami czuję się taki poniewierany..-mruknąłem i wszedłem głęboko w las. Był mało oświetlony. Tylko co jakieś kilka metrów spod wielkiej gęstwiny koron drzew wyłaniał się leciutki promyk słońca. Czułem się zmieszany, nie wiedząc w którą stronę mam iść. Znałem wszystkie pobliskie lasy jak własna kieszeń, a tu proszę, pojawił się jakiś zupełnie nieznany mi wielki busz.. Zupełnie, jakby wyrósł mi przed chwilą tuż pod nogami. Jeszcze jakieś kilka miesięcy temu nic tu nie było, tylko jedno wielkie bagno, a teraz.. las! Natura wciąż mnie zadziwia.. (na przykład, jak niby naszą alfą została lekko niedorozwinięta wadera?)
-Rusz się! Jestem głooodnaa!- krzyknęła wadera zza moich pleców. Westchnąłem.. Moonlight jest na północ, ja idę na południe.. Jeśli nie zboczę z określonej mi trasy -czyli iść do przodu- to się nie zgubię. Ruszyłem przed siebie. Po drodze starałem się zapamiętać jak najwięcej szczegółów... między innymi niewielki wodospad, drzewo opadające ku ziemi z powodu ciężaru jaki wywierały na nie tysiące ptasich gniazd, brzoza w kształcie litery "L".. Dużo tego było. nie było opcji, żebym się zgubił. Zatrzymałem się przy pobliskim jeziorku aby się napić. Usłyszałem cichy szelest dochodzący z pobliskich krzaków. Szybko schowałem się za gęstwiną drzew. Z krzewu wyłoniła głowę młoda sarna. Rozglądając się uważnie, wyszła ze swojej kryjówki. Przystanęła przy jeziorku i jeszcze raz dokładnie się rozglądając, wzięła łyk świeżej, lekko ciepłej wody. 
-To moja szansa!-pomyślałem i rzuciłem się na sarnę. Przygniotłem ją do ziemi. Wbiłem kły w jej tchawicę. Uduszenie jej trwało chwilę, lecz w końcu przestała się rzucać. Wziąłem moją ofiarę na plecy i zacząłem kierować się w stronę Moonlight. Dzięki temu, że rozglądałem się podczas drogi przez las, wiedziałem którędy iść. Szybko znalazłem waderę wygrzewającą się w złotych promieniach słońca. Położyłem sarnę na ziemi i usiadłem obok wilczycy.
-Co tak długo?-mruknęła przyglądając mi się.
-Wiesz.. szedłem jakieś kilka godzin, wracałem tyle samo.. Tak jakoś się złożyło..-powiedziałem. Wskazałem jej martwą sarnę.-Chciałaś, to masz.
-Dzięki-mruknęła wadera. Spojrzałem w niebo. Dopiero teraz zauważyłem, że jest już praktycznie noc,
-Em.. wiesz która godzina?-zapytałem widząc już pierwsze gwiazdy na niebie.
-Nie mam pojęcia, ale jest już dawno po zachodzie słońca.-
-Jak długo byłem na tym polowaniu?-zmarszczyłem brwi.
-Jakieś 9 godzin-mruknęła wadera biorąc kolejny kęs jedzenia.
-Może powinniśmy znaleźć jakieś schronienie, nie uważasz?-
-Raczej tak..-powiedziała-.. chociaż.. tutaj nie jest tak bardzo niebezpiecznie, prawda? Jesteśmy przecież na pustym polu..- Rzeczywiście byliśmy na otwartej przestrzeni.
-Może dziś sobie odpuścimy i będziemy spać na świeżym powietrzu?-dodała.
-W sumie to.. możemy- Wadera uśmiechnęła się lekko. Położyła się obok wielkiego drzewa kwitnącego wiśnią, które rosło niedaleko. Po chwili wahania przyłączyłem się do wadery.
<Moonyy?>

Od Blade

Pewnego pięknego deszczowego dnia (na moje szczęście lub nieszczęście) wybrałam się na polowanie. Po paru godzinach czekania, zobaczyłam pięknego dorodnego jelenia idącego 10 metrów ode mnie. Powoli i bezszelestnie szłam w jego stronę. kiedy byłam blisko zebrałam wszystkie mięśnie i skończyłam. W połowie drogi, zderzyłam się z innym wilkiem odbiłam się od niej (bo to była Wadera )i usiadłam na trawie, a ona zataczając się wleciała głową w drzewo i i mamrocząc coś o głupich drzewach odwróciła się w moją stronę. 
- To mój jeleń -warknęłam chodź już go przy nas nie było 
- Wiesz czy to jest teren ?-powiedziała dumnie unosząc głowę- Mój i mojej Watahy więc masz tylko dwie opcje ;albo przyłączysz się do na mojej Watahy albo sobie stąd pójdziesz! 
chwilę się zastanowiłam i powiedziałam:
- wybieram tą trzecią .
Spojrzała na mnie zdziwiona i zapytała :
-To znaczy ?
-Zostaję tutaj, ale nie przyłączam się do twojej watahy - powiedziałam i chciałam się teleportować z tamtego miejsca,ale ona złapała mnie za ucho ,i teleportowała się razem ze mną .
-No dobra poddałam się gdzie jest ta twoja wataha -warknęłam -Tylko mnie zaraz pójść!!!- wrzasnęłam kiedy zorientowałam się że unosi mnie w powietrzu. Nie odpowiedziała. Po paru godzinach lotu( a tak naprawdę dwóch minutach) zapytałam : 
-Daleko jeszcze ?
- Nie ! 
po kolejnych paru minutach znowu się zapytałam:
- Daleko jeszcze?
-Nie !-warknęła 
po kilku sekundach zapytałam :
-Daleko jeszcze?
-Nie! -Krzyknęła -tylko zamknij ten swój pysk !
Kiedy znów chciałam zapytać "Daleko jeszcze"opuściła mnie na ziemię( aż z 30 cm )przez jaskinią .
-Chodź pójdę cię zapoznać z resztą naszej watahy - powiedziała
-Zresztą naszej watahy?! Przecież ja nie powiedziałam że się chcę do niej dołączyć ! - wrzasnęłam , byłam już naprawdę wściekła 
-Tak, twojej Watahy. Zdecydowałam że do nas dołączysz -powiedziała
<Moonlight?>

niedziela, 2 kwietnia 2017

Od Draco; Noc Szmaragdowego Księżyca [ZADANIE] cz. 1

Spałem sobie smacznie śniąc o moim szczęśliwym szczenięcym dzieciństwie, aż tu nagle z wielkim hukiem wpadła do mojej jaskini [HURAGANOWA BARBARA] roztargniona Moonlight. Zanim zdążyłem się przyczepić, że nie wpada się do czyjegoś domu bez zapowiedzi i to z SAMEGO RANA; wadera zdążyła zepchnąć mnie z mojego wygodnego legowiska.
-CO TY DO DIABŁA ROBISZ?!-krzyknąłem zmieszany leżąc na zimnej podłodze.
-Wszyscy na ciebie czekają, LENIU!- Zawołała Moonlight stojąc nade mną jak jakiś wszechpotężny władca.
-To, że jesteś Alfą, nie oznacza, że możesz wszystkim wchodzić do jaskiń i robić co się tobie żywnie podoba..- Powiedziałem już niższym tonem, wstając obolały z gleby.
-Tak jakby mieszkasz w mojej jaskini, więc mogę. Przynajmniej do ciebie. -Uśmiechnęła się szyderczo. 
-Ale to nie oznacza, że będziesz budzić mnie codziennie rano, prawda?- W odpowiedzi wadera się jedynie uśmiechnęła.-Świetnie..-pomyślałem.
-Po pierwsze, jest już południe..-zaczęła. Faktycznie.. Z wejścia do mojej jaskini wręcz wylewały się promienie słoneczne.- A po drugie, WSZYSCY na nas czekają, więc śpiesz się!!-
-Że co? O co ci chodzi?-spytałem zmieszany.
-Ty tak na serio?-wadera spojrzała na mnie zdziwiona.-Dziś jest Noc Szmaragdowego Księżyca! Najważniejsze święto w watasze!-
-Co to za noc?- Moonlight zrobiła wielkie oczy.-Wiesz, że jestem w tej "grupce" jakieś kilka dni, a i tak nie znam wszystkich wilków, waszych tradycji i ogółem wszystkiego?-
-Racja, powinnam ci opowiedzieć trochę o naszych zwyczajach, lecz powinieneś chociażby zapytać czemu nasza wataha nazywa się Watahą Szmaragdowego Księżyca..- Wzruszyłem ramionami. Jak mi kiedyś powie, to powie. Jak nie zechce, to nie... Mam to głęboko w poważaniu..-NAAAH! Chodź już! -krzyknęła i złapała mnie za łapę i zaczęła ciągnąć w stronę wyjścia. Zaparłem się mocno tylnymi łapami i wbiłem pazury w ziemię. Wadera momentalnie odwróciła się.
-Nie mogę nawet zjeść śniadania?-jęknąłem.-Jestem GŁOODNYYY-
-Zjesz po uroczystości-powiedziała.-W ogóle to byłby obiad, nie śniadanie-
--NAAAAAAAAAH-krzyknąłem i zacząłem biec w stronę łóżka, lecz wadera złapała mnie w ostatniej chwili za ogon i znów zaczęła ciągnąć w swoją stronę.-NIEEEEEEEEEE!- Moje legowisko coraz bardziej się oddalało... Muszę coś zrobić.. tylko co? Spróbowałem wstać, lecz to na nic. Kolejna próba.. nieudana. Wadera zmierzała w stronę centrum watahy. Moje żałosne próby wstania zauważyła siedząca przy pobliskiej jabłoni Isabelle. Z daleka widać było jej złośliwy uśmieszek. Dobiegła do zasapanej Moonlight.
-Co robisz?-zapytała wilczyca.
-Próbuję zaprowadzić Draco.. na... miejsce... spotkania-powiedziała zdyszana wadera.
-Mnie tu nie ma..-mruknąłem wypluwając ziemię zgromadzoną w moim pysku.
-Może ci pomóc, Moonlight?-zapytała Isabelle.
-Mnie by się takowa pomoc przydała.- chętny podniosłem łapę w górę. 
-Ciebie, tu nie ma.-pokazała mi język. Obie wadery się zaśmiały. Czułem się zażenowany..
-To.. Pomóc c,i Moonlight? Taki basior musi być na prawdę ciężki!-
-Wypraszam sobie!- znów podniosłem łapę, lecz w tym przypadku w oznace protestu. Znów usłyszałem śmiech, tym razem głośniejszy.. Nagle się zatrzymaliśmy. 
-Jesteśmy już?-podniosłem zdziwiony głowę.
<Isabelle? Twoja kolej <3>

Od Moonlight C.D Draco

-WHahh....-ziewnęłam wykończona.
-Senna jesteś?- spytał basior, a ja odpowiedziałam mu zażenowanym spojrzeniem.
-Jak sądzisz?- syknęłam.
-Ale miła jesteś, Moonlight.- rzucił z nutką sarkazmu.
-Dzięki-parsknęłam z uśmiechem na twarzy.

-To był sarkazm..-powiedział basior kładąc się koło ogniska.
-Myślisz, że tego nie wiem?-spojrzałam na niego zażenowana. On tylko położył swój łeb na ziemi patrząc w moją stronę.
-Jak sądzisz, gdzie teraz znajduje się Vorrigan?
-Nie wiem, mam nadzieję, że nie wróci.-westchnął, a na jego pysku wymalował się obraz zamyślenia.
Ułożyłam się w wygodnej pozycji i zasnęłam, a przynajmniej próbowałam. Przez najbliższą godzinę leżałam tak z zamkniętymi oczami, wierząc, że zaraz udam się do krainy głębokiego snu. Na marne. Byłam strasznie głodna, więc poszłam na polowanie, w środku nocy. Moje oczy zaświeciły się czerwono-niebieskimi światłami, a mój wzrok się wyostrzył. Znalazłam tylko jednego skrzydlatego zająca, który i tak mi uciekł. Po półtorej godziny wróciłam do jaskini, w której znajdowało się ognisko, którego jaskrawe płomienie były już o wiele mniejsze niż wcześniej i wyglądały jakby miały zaraz zgasnąć. Patrząc się na basiora, który już dawno zasnął wkurzałam się trochę. Zdania "Dlaczego on może spać, a ja nie?" i "A niech cie wilk trzaśnie" cały czas powtarzały się mojej głowie. Położyłam się ponownie i zamknęłam oczy. Znowu, ze snu nici. Udało mi się zasnąć dopiero dwie godziny potem.
-Hej, wstawaj!- obudził mnie basior.
-Jeszcze chwilkę...-burknęłam.
Basior usiadł obok mnie i zaczął mnie nękać.
-Moooonlight-powtarzał w kółko.
Draco wstał, nagle poczułam że ktoś ciągnie mnie za ogon.
-Niaaahhh...-jęknęłam.
Basior wyciągnął mnie z jaskini, ale ja nie dawałam za wygraną. W końcu mnie puścił, a ja już prawie wróciłam do słodkiego spania. Wtedy, Draco złapał mnie za kark i rzucił prosto do jeziora. Szybko wypłynęłam i wrzasnęłam.
-CO TO MIAŁO BYĆ?!?
-No, w końcu. Trochę to zajęło-zaczął się śmiać szyderczo.
Popatrzyłam na niego zmordowanymi oczami i upadłam na glebę tuż przed nim.
-Nienawidzę cię- powiedział z bólem w głosie.
-Jakbym tego nie wiedziała..., a teraz daj mi spać- wymamrotałam nie otwierając oczu.
-No nie mów, że będę musiał cię znowu nieść- burknął.
-Jeśli dasz mi spać, to nie- oznajmiłam resztkami sił robiąc nieznaczne przerwy pomiędzy słowami.
Basior wziął mnie na plecy i przy tym głośno stęknął.
-Co ty jadłaś? Jesteś cięższa niż ostatnio- powiedział.
-Akurat wczoraj chciałam coś zjeść, ale...-basior mi przerwał.
-Tak, tak wygadaj się. Przecież wiesz że mnie to nie obchodzi- zaśmiał się pod nosem.
-Mniaach....O jeju, jakiś ty miły.
-Lepiej już zaśnij. Chyba jednak wolę jak jesteś cicho.
-Zrobiłabym to nawet bez....-udałam się do krainy snu w połowie zdania.
<Draco?>

sobota, 1 kwietnia 2017

Od Draco C.D Moonlight

Niebywale się przejmujesz tym, że mogłem zginąć..-powiedziałem sarkastycznie. 
-A żebyś wiedział. że tak- wadera uśmiechnęła się szyderczo.-To.. co teraz?-
-Ja niby mam to wiedzieć?-
-Może wrócimy do domu?-spytała.
-Powinniśmy-mruknąłem i zwróciłem się w stronę wyjścia. Wadera podbiegła do mnie bez słowa. Wilczyca szła z wbitym w ziemię wzrokiem. Pewnie krępowała ją ta cisza.. Ja już się przyzwyczaiłem.. W dodatku nie jestem zbyt rozmowny..
-Czeka nas długa droga do domu..-powiedziała cicho przerywając przyjemną (bynajmniej dla mnie) ciszę.
-Powrót będzie trwał tyle samo ile przyjście tutaj. Co najmniej kilka godzin-mruknąłem. Coraz bardziej oddalaliśmy się od piekielnej góry; coraz mniej czuć było zapach spalonych ciał zabitych przez nas wilków ognia. W końcu, gdy tracimy swoją moc, swój żar - stajemy się zwykłymi wilkami. Aż do czasu odnowienia sił. A w takim żarze, w środku góry pełnej lawy, magmy i tym podobne, jest bardzo wysoka temperatura. Nagle doszła mnie pewna myśl.. Jak to możliwe, że MoonLight nawet się nie oparzyła będąc w tak gorącym miejscu?
-Coś się stało?-zapytała wilczyca widząc moją udrękę. 

-Masz żywioł lodu, tak?-spytałem.
-Tak. I jeszcze mroku.. Myślałam, że wiesz o tym..-mruknęła zawiedziona. 
-Eh.. Nie o to mi chodziło-pomyślałem.-Oczywiście, że pamiętam. Chciałem się tylko upewnić.- Wadera spojrzała na mnie jak na nienormalnego lub chorego psychicznie. W sumie to to samo..
-Aha..- wilczyca szepnęła pod nosem.
-Chodziło mi o to, że skoro jesteś wilkiem lodu..-powiedziałem.
-I mroku..-przerwała mi.
-Przecież wiem..-Wadera się uśmiechnęła, śmieszyło ją to. -Naaah-
-.No co? Tylko się upewniałam..-Uśmiech MoonLight poszerzył się jeszcze bardziej.
-Bardzo śmieszne..-mruknąłem- W każdym razie.. Skoro jesteś wilkiem lodu.. -spojrzałem na waderę, która udawała, że wcale się nie śmieje...-..to jak mogłaś wytrzymać w tak gorącym miejscu, jakim jest wulkan?-
-Hm..-zamyśliła się. Jestem ciekaw co wymyśli..-Nie mam pojęcia.- uśmiechnęła się. A przez chwilę NA PRAWDĘ myślałem, że używa czegoś takiego jak mózg. Ale jednak myliłem się.. 
Nastała cisza.. Nie miałem co powiedzieć, więc się nie odzywałem. To chyba logiczne.
-Draco?-spytała niepewnie wadera.
-Tak?-
-Wiesz, że zbliża się noc, prawda?- Spojrzałem na niebo.
-Straciłem poczucie czasu-mruknąłem. Bordowo-brunatne słońce kładło się już spać. Z drugiej strony było już całkowicie ciemno.-Musimy znaleźć jakieś dobre miejsce na nocleg..-
-Zdążymy takowe znaleźć?-
-Poszukaj trochę chrustu, a ja poszukam dobrej kryjówki. Spotkamy się pod tym drzewem, ok?.-Wskazałem wielki dąb rosnący naprzeciw nas. Natychmiast po podaniu waderze polecania, ta, wzbiła się w powietrze w poszukiwaniu gałązek. Z kolei ja, poszedłem przed siebie w poszukiwaniu legowiska. Szedłem tak z dobre kilkanaście minut, aż znalazłem. Przede mną stał potężny głaz z wydrążoną w środku jaskinią. 
-Idealnie-pomyślałem i natychmiast ruszyłem w stronę ustalonego przeze mnie drzewa. Gdy wróciłem słońce już pewnie przykrywało się kołdrą i odstawiało już kubek z wypitym już wcześniej ciepłym mlekiem przygotowanym do snu.. . Z drugiej strony dębu przebudzony księżyc wyglądał zza horyzontu gotowy, by świecić nam tej nocy. (Sorki za takie poezje. Zbyt duży napływ weny ;v) Wadera czekała już tam na mnie z wielką kupą suchych gałązek. 
-Już myślałam, że mnie tu zostawisz.- Widać było zażenowanie na jej twarzy..
-W sumie to byłby niezły pomysł.. -powiedziałem z cynicznym uśmieszkiem pod nosem.
-Wiesz, że to słyszałam?-zapytała oburzona.
-Wiem..- Uśmiechnąłem się szerzej.-Dobra.. chodź już do tej jaskini..- Wadera z zabawnie "wielce obrażoną" miną poszła za mną aż do jaskini. Gdy wadera położyła chrust na ziemi, zapaliłem go tworząc niewielkie ognisko malujące nam na twarzach karmazynowe malowidła.
<MoonLight?>