Szłam sobie właśnie lasem, aż tu nagle na mojej drodze widzę co? Leżącą na ziemi waderę. Nawet jej nie znałam. Zauważyłam, że w jej kierunku pędzi kilka wilków z wyszczerzonymi zębami. Szybko stanęłam przed ledwo żywą wilczycą, przyjęłam bojową pozycję i pokazałam nadbiegającym kły. Oni jednak się mną nie przejmowali, rwali prosto na mnie i leżącą za mną nieznajomą. Była ich piątka, a ja jedna. Zaczęła się walka. Biegnący jako pierwszy czarny basior kierował się prosto na mnie. Ja odepchnęłam go za pomocą telekinezy tak, że wleciał w swojego koleżkę, który znajdował się za nim. Następnie jedną waderę odgrodziłam od siebie lodowymi soplami, na co ona zaczęła się cofać. Zaraz jednak zobaczyłam, że pędzi na mnie jakaś inna natrętna wilczyca. Skoczyła na mnie, zrobiłam to samo. Zwarłyśmy się w powietrzu, ale ja okazałam się silniejsza. Zrzuciłam waderę na ziemię, a ona szybko podniosła się i w popłochu pobiegła w tył. Spojrzałam na ostatniego nadbiegającego przeciwnika. Był nim jasnobrązowy, młody basior. Chyba się trochę wystraszył widząc co zrobiłam, bo rozpoczął paniczną ucieczkę w przeciwnym kierunku. Zaraz też dołączyli do niego jego kumple: 2 basiory i 2 wadery, po czym szybko pognali za nim.
- 1:0 szczeniaki! - krzyknęłam za uciekającymi.
Odwróciłam się w kierunku wilczycy, którą ochroniłam przed nacierającymi. Nadal leżała, ale miała teraz otwarte oczy.
- Proszę - powiedziałam uprzedzając podziękowania i odwróciłam się z zamiarem odejścia.
Nieznajoma poderwała się z miejsca i stanęła za mną.
- Poczekaj, nie idź - nalegała.
Przystanęłam, uśmiechnęłam się pod nosem i odwróciłam się.
- Kim tak właściwie jesteś? - nie dawała za wygraną wadera.
- Twoim wybawcą - powiedziałam z sarkazmem i znowu ruszyłam przed siebie.
- Zaczekaj! - wilczyca wybiegła przede mnie zagradzając mi drogę - Jesteś z jakiejś walecznej watahy? Tak świetnie walczyłaś!
- Waleczna wataha... - uśmiechnęłam się na samą myśl o jakże walecznym Draco - Nie taka waleczna...
- Zaprowadź mnie, proszę - nalegała wadera.
Przypomniało mi się wtedy, jak MoonLight wspominała coś ostatnio o tym, że przydałby się nam ktoś nowy
- Dobra, zaprowadzę cię do alfy - odparłam.
- Yes! - ucieszyła się wilczyca - Nazywam się Sally, a ty?
- To się okaże... - odpowiedziałam jej, a ona zrobiła trochę zdziwioną minę, ale wkrótce załapała - Ruszamy!
wtorek, 23 maja 2017
czwartek, 18 maja 2017
Od Blade C.D Moonlight
-Ej.....Moonlight! Co jesteś taka nerwowa? -jęknęłam.
-ZGADUJ! -wrzasnęła.
- Każdy czasem może się nie wyspać, ale...
-CZASEM? JA TAK MAM CODZIENNIE, CODZIENNIE ROZUMIESZ!?-wydarła się.
Kontem oka zobaczyłam że Draco i Choensa znikają w lesie, więc uznałam że jeszcze chwilę podenerwuję Moonlight zanim ucieknę, żeby mieli jakąś szansę na przeżycie .
-Moonlight, rozumiem, że masz jakieś zaburzenia czy coś, że nie śpisz w nocy tylko w dzień, ale czy to moja wina ?-droczyłam się niewinny głosikiem.
-Ja nie śpię w nocy ?! To Ty mnie ciągle budziłaś! -Zaczęła ze mną dyskutować (A raczej na mnie wrzeszczeć)
-Moja wina że ten jeż się do mnie przyczepił?
-Moja wina że próbuję odespać ?-warknęła.
- Tak twoja - sztucznie się uśmiechnęłam -przecież mogłaś nie próbować.
-MOGŁAM NIE PRÓBOWAĆ ?! - warknęła - A TY BYŚ NIE PRÓBOWAŁA NA MOIM MIEJSCU !?
-Nie próbowałabym - powiedziałam udając pewność siebie.
-A weź spadaj na drzewo -syknęła.
Upewniłam się że Choensy i Draco już nie ma i krzyknęłam:
-Skorzystam - teleportując się w Las. Jeszcze przez chwilę słyszałam wrzaski Moonlight; chyba coś w stylu :
-GDZIE WY JESTEŚCIE DO CHOLERY.
Ale po chwili nie słyszałam już nic poza dźwiękami lasu .
Szłam nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie chciałam wracać do "krwiożerczej bestii "-rozwścieczonej Moonlight, ale też z nie chciałam być sama. Wreszcie-wybrałam mniejsze zło (zostałam w lesie ) i poszłam na polowanie. Stałam pomiędzy drzewami puki nie zobaczyłam perłowej sarny. Byłam tak znudzona, że zapomniałam o skradaniu się i spokojnym krokiem ruszyłam w jej stronę. Sarna zobaczyła mnie prawie od razu (co było oczywiste) i zaczęła uciekać. Od razu ruszyłam za nią niestety nie byłam ani trochę zła, więc moja moc spalania nie mogła mi ani trochę pomóc, więc tylko teleportowałam się za nią bezsensownie. Po jakimś czasie takiej gonitwy poddałam się i przystanęłam . Uznałam że nic mi już nie pomoże i wrócę do watahy. Kiedy stanęłam przed jaskinią zobaczyłam Cheonsę.
-Gdzie Moonlight? -zapytałam.
-Nadal odsypia-westchnęła wadera.
-Aha - powiedziałam - w takim razie ja Też idę spać.
Przeszłam parę metrów w Las położyłam się pod kamieniem i zasnęłam.
<Moonlight?>
-ZGADUJ! -wrzasnęła.
- Każdy czasem może się nie wyspać, ale...
-CZASEM? JA TAK MAM CODZIENNIE, CODZIENNIE ROZUMIESZ!?-wydarła się.
Kontem oka zobaczyłam że Draco i Choensa znikają w lesie, więc uznałam że jeszcze chwilę podenerwuję Moonlight zanim ucieknę, żeby mieli jakąś szansę na przeżycie .
-Moonlight, rozumiem, że masz jakieś zaburzenia czy coś, że nie śpisz w nocy tylko w dzień, ale czy to moja wina ?-droczyłam się niewinny głosikiem.
-Ja nie śpię w nocy ?! To Ty mnie ciągle budziłaś! -Zaczęła ze mną dyskutować (A raczej na mnie wrzeszczeć)
-Moja wina że ten jeż się do mnie przyczepił?
-Moja wina że próbuję odespać ?-warknęła.
- Tak twoja - sztucznie się uśmiechnęłam -przecież mogłaś nie próbować.
-MOGŁAM NIE PRÓBOWAĆ ?! - warknęła - A TY BYŚ NIE PRÓBOWAŁA NA MOIM MIEJSCU !?
-Nie próbowałabym - powiedziałam udając pewność siebie.
-A weź spadaj na drzewo -syknęła.
Upewniłam się że Choensy i Draco już nie ma i krzyknęłam:
-Skorzystam - teleportując się w Las. Jeszcze przez chwilę słyszałam wrzaski Moonlight; chyba coś w stylu :
-GDZIE WY JESTEŚCIE DO CHOLERY.
Ale po chwili nie słyszałam już nic poza dźwiękami lasu .
Szłam nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nie chciałam wracać do "krwiożerczej bestii "-rozwścieczonej Moonlight, ale też z nie chciałam być sama. Wreszcie-wybrałam mniejsze zło (zostałam w lesie ) i poszłam na polowanie. Stałam pomiędzy drzewami puki nie zobaczyłam perłowej sarny. Byłam tak znudzona, że zapomniałam o skradaniu się i spokojnym krokiem ruszyłam w jej stronę. Sarna zobaczyła mnie prawie od razu (co było oczywiste) i zaczęła uciekać. Od razu ruszyłam za nią niestety nie byłam ani trochę zła, więc moja moc spalania nie mogła mi ani trochę pomóc, więc tylko teleportowałam się za nią bezsensownie. Po jakimś czasie takiej gonitwy poddałam się i przystanęłam . Uznałam że nic mi już nie pomoże i wrócę do watahy. Kiedy stanęłam przed jaskinią zobaczyłam Cheonsę.
-Gdzie Moonlight? -zapytałam.
-Nadal odsypia-westchnęła wadera.
-Aha - powiedziałam - w takim razie ja Też idę spać.
Przeszłam parę metrów w Las położyłam się pod kamieniem i zasnęłam.
<Moonlight?>
Od Moonlight C.D Blade
Wszystko było pięknie, może wcześniej zostałam obudzona przez Blade, ale teraz cieszyłam się słodkim snem. Oczywiście, moje szczęście skończyło się szybko po tym jak udało mi się zasnąć po kilkugodzinnym przewracaniu się z jednego boku na drugi. Poczułam, że coś albo ktoś trąca mnie łapą.
Może jak nie będę reagować to sobie pójdzie... - Mówiłam do siebie w myślach-...albo mnie zje- dokończyłam w swojej głowie.
Wtedy szybko wstałam i popatrzyłam w kierunku wyjścia z jaskini. Ujrzałam szyderczo uśmiechniętą waderę o umaszczeniu podobnym do tego przeklętego basiora Draco.
-Moonlight....-powtarzała śmiejąc się szyderczo.
-Na litość boską, zamknij się- wycedziłam przez zęby.
-Oj... no weź!- wadera zrobiła minę szczeniaka.
-Idź pogadaj z kimś innym! Za jakiś czas przyjdę, jeśli masz jakąś sprawę-oznajmiłam stanowczo.
-Miaah!...-jęknęła wyrażając swój sprzeciw.
Wadera czekała i czekała....ale ja nie dawałam za wygraną. Ktoś musiał się poddać; Blade już ledwo wytrzymywała bycie ciągle w jednym miejscu i zaczęła kręcić się wokół mnie. Śledziłam ją jednym okiem, po krótkiej chwili mi się to znudziło i je zamknęłam. Zaczęłam liczyć skrzydlate zające, by na nowo zasnąć. Skończyłam na liczeniu skaczących do jeziora Draco. Usłyszałam kroki, chyba dała mi spokój. Zasnęłam, ale po chwili znów się obudziłam słysząc okropnie głośne okrzyki i śmiech. Wstałam na równe nogi, obejrzałam się i zauważyłam trzy wilki: Cheonsę, Blade i o dziwo Draco. Bawili się w berka, chociaż basior wyglądał jakby był do tego zmuszony, bo przez cały czas miał na sobie wyraz pełen zażenowania, smutku i poważnych symptomów depresji.
-Czy ja...-zaczęłam cicho przy czym zwróciłam uwagę trzech wilków-NIE mogę się chociaż JEDEN raz....tylko Jeden raz w moim całym życiu się porządnie wyspać?- zapytałam na co na mój pysk przywołałam szyderczy uśmieszek.
Wadery patrzyły się w moim kierunku przerażone, a basior wykorzystał ich chwilę nieuwagi na spokojne wycofanie się z zabawy i usunięcie się z jaskini.
-Czekacie na moje polecenie?- moje oczy zajarzyły się czerwonym i niebieskim kolorem- Okej, czyli tak to rozegramy....PASZOŁ WON Z MOJEJ JASKINI!
<Blade?>
Może jak nie będę reagować to sobie pójdzie... - Mówiłam do siebie w myślach-...albo mnie zje- dokończyłam w swojej głowie.
Wtedy szybko wstałam i popatrzyłam w kierunku wyjścia z jaskini. Ujrzałam szyderczo uśmiechniętą waderę o umaszczeniu podobnym do tego przeklętego basiora Draco.
-Moonlight....-powtarzała śmiejąc się szyderczo.
-Na litość boską, zamknij się- wycedziłam przez zęby.
-Oj... no weź!- wadera zrobiła minę szczeniaka.
-Idź pogadaj z kimś innym! Za jakiś czas przyjdę, jeśli masz jakąś sprawę-oznajmiłam stanowczo.
-Miaah!...-jęknęła wyrażając swój sprzeciw.
Wadera czekała i czekała....ale ja nie dawałam za wygraną. Ktoś musiał się poddać; Blade już ledwo wytrzymywała bycie ciągle w jednym miejscu i zaczęła kręcić się wokół mnie. Śledziłam ją jednym okiem, po krótkiej chwili mi się to znudziło i je zamknęłam. Zaczęłam liczyć skrzydlate zające, by na nowo zasnąć. Skończyłam na liczeniu skaczących do jeziora Draco. Usłyszałam kroki, chyba dała mi spokój. Zasnęłam, ale po chwili znów się obudziłam słysząc okropnie głośne okrzyki i śmiech. Wstałam na równe nogi, obejrzałam się i zauważyłam trzy wilki: Cheonsę, Blade i o dziwo Draco. Bawili się w berka, chociaż basior wyglądał jakby był do tego zmuszony, bo przez cały czas miał na sobie wyraz pełen zażenowania, smutku i poważnych symptomów depresji.
-Czy ja...-zaczęłam cicho przy czym zwróciłam uwagę trzech wilków-NIE mogę się chociaż JEDEN raz....tylko Jeden raz w moim całym życiu się porządnie wyspać?- zapytałam na co na mój pysk przywołałam szyderczy uśmieszek.
Wadery patrzyły się w moim kierunku przerażone, a basior wykorzystał ich chwilę nieuwagi na spokojne wycofanie się z zabawy i usunięcie się z jaskini.
-Czekacie na moje polecenie?- moje oczy zajarzyły się czerwonym i niebieskim kolorem- Okej, czyli tak to rozegramy....PASZOŁ WON Z MOJEJ JASKINI!
<Blade?>
sobota, 13 maja 2017
Od Draco
-... Po co mnie tu ściągnęłaś?-mruknąłem leniwie ziewając wprost na twarz wadery.
-Po pierwsze, to umyj zęby-rzekła Moonlight odsuwając się ode mnie na długość kilku metrów- A po drugie, nie jesteś tu sam.- Odwróciłem się ospale w stronę siedzącej obok mnie bursztynowo umaszczonej wilczycy. Potrzebowałem chwili, aby ją zauważyć i zrozumieć, że alfa miała rację..
-Aha..-wymamrotałem-Hm.. Rozumiem, że mnie lubisz gnębić i w ogóle, ale co tu robi Isabelle?- Moonlight westchnęła.. Nie poradzę nic na moje zachowanie.. Tak to już jest jak obudzi się zaspanego basiora o szóstej rano, a następnie wymaga od niego tego, żeby myślał..
-Mam dla was misję-powiedziała wadera po dłuższym zamyśleniu, albo raczej zażenowaniu.
-Ooooo!-krzyknąłem-Chyba ci się coś pomyliło, Moonlight!- Wilczyce spojrzały na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na pyskach
-Bo ja-kontynuowałem- zostaję tu i zamierzam się porządnie wyspać!-
Odwróciłem się na pięcie i już chciałem wykonać pierwszy krok w stronę mojej jaskini, gdy jak zwykle niesamowicie nieprzewidywalna Moonlight złapała mnie za ogon i przyciągnęła z powrotem w swoją stronę.
-Możesz mnie zostawić w spokoju? Chciałbym chociaż raz w życiu się porządnie wyspać..-warknąłem zdenerwowany.
-Jeszcze zdążysz się wyspać za wszech czasy, tylko nie dzisiaj.- syknęła ciągnąc mój ogon.
-I po co ja dołączałem do tej watahy?-burknąłem pod nosem i wyrwałem mój ogon z łap wadery.
-Nie zmuszałam cię -powiedziała wilczyca z poważnym tonem. Popatrzyłem na nią pełen rozczarowania. Zapadła cisza... niezręczna cisza. Moonlight spojrzała na mnie zadufana.
-Em...- mruknęła Isabelle przerywając ten nieprzyjemny spór (i ratując przy okazji moje smutne ględzenie o tym, jak to ja nie lubię kontaktu wzrokowego ;p) -Co to za "misja", którą chcesz nam przydzielić, Moonlight?-
-Misja..? Ah! Tak!- krzyknęła wadera. Wilczyca zmierzyła zaskoczonym wzrokiem alfę.-Chodzi o to, że wiele z terenów obejmujących naszą watahę nie zostało jeszcze dokładnie zbadanych. Nawet są jeszcze miejsca nie tknięte przez żadnego z żywych dotychczas wilków. Chciałabym, abyście wybrali się w podróż, dzięki której dowiemy się czegoś więcej o tych rejonach.- opowiadała Moonlight.
-Okej.. ale to będzie bardzo trudna i wyczerpująca wyprawa..- oznajmiła niepewna swojego wyboru Isabelle.
-Po powrocie zostaniecie obficie wynagrodzeni- Jak usłyszałem, że dostaniemy za to nagrodę, odwróciłem się, ale tak, aby nie było tego widać. Przywitał mnie wtedy zadowolony wzrok alfy. Skrzywiony znów zwróciłem głowę w poprzednie miejsce. Czasami mi aż szkoda tego, że jestem tak wielkim materialistą.
-Więc..?-zapytała wadera z słyszalnym w jej głosie rozbawieniem.-Podejmujecie się tej misji?-
-Ja z chęcią-oznajmiła wesoło beta. Moony spojrzała na mnie pytająco. Widząc to, Isabelle powtórzyła ten ruch. Już wzrok Moonlight wywierał na mnie presję. Ale jak cztery pary oczu śledziło każdy mój oddech, nie wytrzymałem..
-Ugh..-mruknąłem- Dooobraaaa.. mogę pójść- Alfa wyraźnie okazywała swoją triumfalną radość.
-Wyruszymy wczesnym rankiem.- powiedziała równie szczęśliwa beta.
- A-ale tak z rana?!-jęknąłem zawiedziony. Wadera potwierdzająco pokiwała głową. Na twarzy Moony wymalowany był złowieszczy uśmieszek. Isabelle pożegnała się z nami i wróciła do swoich zajęć.
-Kiedyś karma do ciebie wróci, Moonlight.-mruknąłem i zwróciłem się w stronę mojej jaskini. Mimo tego, że było już południe, postanowiłem wcześniej położyć się spać. Po drodze do mojego legowiska, spotkałem małe stadko skrzydlatych zająców. Zwierzęta niczego nie podejrzewając pasły się przy brzegu jeziora. Zacząłem się powoli do nich skradać. Jedna z czuwających przy młodych samic wyczuła zagrożenie i zaalarmowała pozostałych. Zające rozbiegły się we wszystkie strony. W ostatniej chwili rzuciłem się na jednego z nich, Był to jeden z większych samców, więc miałem szczęście. Szybko uśmierciłem gryzonia, wziąłem go w pysk i zaniosłem do mojej jaskini. Zostawiłem skrzydlatego zająca w środku pieczary. Wychodząc na zewnątrz wśród pobliskich drzew zauważyłem sylwetkę wilka. Wyczułem znajomy zapach. Isabelle.. Podszedłem do wadery, która mnie jeszcze nie zauważyła. Zamyślona beta patrzyła w niebo.
-Co tu robisz?-zapytałem. Wilczyca podskoczyła zaskoczona.
-Ah! Draco, co ty tu robisz?-spytała zmieszana wadera.
-Mieszkam tu, Isabelle. a tak w ogóle to ja pierwszy zadałem to pytanie..-mruknąłem siadając obok niej.
<Isabelle?>
-Po pierwsze, to umyj zęby-rzekła Moonlight odsuwając się ode mnie na długość kilku metrów- A po drugie, nie jesteś tu sam.- Odwróciłem się ospale w stronę siedzącej obok mnie bursztynowo umaszczonej wilczycy. Potrzebowałem chwili, aby ją zauważyć i zrozumieć, że alfa miała rację..
-Aha..-wymamrotałem-Hm.. Rozumiem, że mnie lubisz gnębić i w ogóle, ale co tu robi Isabelle?- Moonlight westchnęła.. Nie poradzę nic na moje zachowanie.. Tak to już jest jak obudzi się zaspanego basiora o szóstej rano, a następnie wymaga od niego tego, żeby myślał..
-Mam dla was misję-powiedziała wadera po dłuższym zamyśleniu, albo raczej zażenowaniu.
-Ooooo!-krzyknąłem-Chyba ci się coś pomyliło, Moonlight!- Wilczyce spojrzały na mnie ze zdziwieniem wymalowanym na pyskach
-Bo ja-kontynuowałem- zostaję tu i zamierzam się porządnie wyspać!-
Odwróciłem się na pięcie i już chciałem wykonać pierwszy krok w stronę mojej jaskini, gdy jak zwykle niesamowicie nieprzewidywalna Moonlight złapała mnie za ogon i przyciągnęła z powrotem w swoją stronę.
-Możesz mnie zostawić w spokoju? Chciałbym chociaż raz w życiu się porządnie wyspać..-warknąłem zdenerwowany.
-Jeszcze zdążysz się wyspać za wszech czasy, tylko nie dzisiaj.- syknęła ciągnąc mój ogon.
-I po co ja dołączałem do tej watahy?-burknąłem pod nosem i wyrwałem mój ogon z łap wadery.
-Nie zmuszałam cię -powiedziała wilczyca z poważnym tonem. Popatrzyłem na nią pełen rozczarowania. Zapadła cisza... niezręczna cisza. Moonlight spojrzała na mnie zadufana.
-Em...- mruknęła Isabelle przerywając ten nieprzyjemny spór (i ratując przy okazji moje smutne ględzenie o tym, jak to ja nie lubię kontaktu wzrokowego ;p) -Co to za "misja", którą chcesz nam przydzielić, Moonlight?-
-Misja..? Ah! Tak!- krzyknęła wadera. Wilczyca zmierzyła zaskoczonym wzrokiem alfę.-Chodzi o to, że wiele z terenów obejmujących naszą watahę nie zostało jeszcze dokładnie zbadanych. Nawet są jeszcze miejsca nie tknięte przez żadnego z żywych dotychczas wilków. Chciałabym, abyście wybrali się w podróż, dzięki której dowiemy się czegoś więcej o tych rejonach.- opowiadała Moonlight.
-Okej.. ale to będzie bardzo trudna i wyczerpująca wyprawa..- oznajmiła niepewna swojego wyboru Isabelle.
-Po powrocie zostaniecie obficie wynagrodzeni- Jak usłyszałem, że dostaniemy za to nagrodę, odwróciłem się, ale tak, aby nie było tego widać. Przywitał mnie wtedy zadowolony wzrok alfy. Skrzywiony znów zwróciłem głowę w poprzednie miejsce. Czasami mi aż szkoda tego, że jestem tak wielkim materialistą.
-Więc..?-zapytała wadera z słyszalnym w jej głosie rozbawieniem.-Podejmujecie się tej misji?-
-Ja z chęcią-oznajmiła wesoło beta. Moony spojrzała na mnie pytająco. Widząc to, Isabelle powtórzyła ten ruch. Już wzrok Moonlight wywierał na mnie presję. Ale jak cztery pary oczu śledziło każdy mój oddech, nie wytrzymałem..
-Ugh..-mruknąłem- Dooobraaaa.. mogę pójść- Alfa wyraźnie okazywała swoją triumfalną radość.
-Wyruszymy wczesnym rankiem.- powiedziała równie szczęśliwa beta.
- A-ale tak z rana?!-jęknąłem zawiedziony. Wadera potwierdzająco pokiwała głową. Na twarzy Moony wymalowany był złowieszczy uśmieszek. Isabelle pożegnała się z nami i wróciła do swoich zajęć.
-Kiedyś karma do ciebie wróci, Moonlight.-mruknąłem i zwróciłem się w stronę mojej jaskini. Mimo tego, że było już południe, postanowiłem wcześniej położyć się spać. Po drodze do mojego legowiska, spotkałem małe stadko skrzydlatych zająców. Zwierzęta niczego nie podejrzewając pasły się przy brzegu jeziora. Zacząłem się powoli do nich skradać. Jedna z czuwających przy młodych samic wyczuła zagrożenie i zaalarmowała pozostałych. Zające rozbiegły się we wszystkie strony. W ostatniej chwili rzuciłem się na jednego z nich, Był to jeden z większych samców, więc miałem szczęście. Szybko uśmierciłem gryzonia, wziąłem go w pysk i zaniosłem do mojej jaskini. Zostawiłem skrzydlatego zająca w środku pieczary. Wychodząc na zewnątrz wśród pobliskich drzew zauważyłem sylwetkę wilka. Wyczułem znajomy zapach. Isabelle.. Podszedłem do wadery, która mnie jeszcze nie zauważyła. Zamyślona beta patrzyła w niebo.
-Co tu robisz?-zapytałem. Wilczyca podskoczyła zaskoczona.
-Ah! Draco, co ty tu robisz?-spytała zmieszana wadera.
-Mieszkam tu, Isabelle. a tak w ogóle to ja pierwszy zadałem to pytanie..-mruknąłem siadając obok niej.
<Isabelle?>
Od Sally
Biegłam. Biegłam jak najdalej od tego miejsca, w którym spadłam. Co za ironia, przed spadnięciem też biegłam. Czy utknęłam w nieskończonym kole? Czy zaraz ponownie ziemia pod moimi łapami urwie się tak nagle? Czy zaraz znowu usłyszę warczenie tamtych obcych wilków? Gałęzie drzew smagały mnie po pysku, a niektóre z nich wręcz raniły moją skórę. Za każdym razem, gdy dotykałam ziemi, czułam, jak moje nogi drżą. Łapałam rozpaczliwie powietrze, jednak w pewnym momencie nie wytrzymałam. Łapy odmówiły posłuszeństwa, a ja z gracją upośledzonego krokodyla wypierniczyłam się na ziemię. Chciałam wstać, ale moje ciało... Moje ciało drżało, jakby płakało. Jego pragnieniem było po prostu położyć się i odpocząć. Odetchnęłam głęboko. I tak wszyscy kiedyś umrzemy. Lepiej, żeby te wilki teraz mnie rozszarpały, niż żebym potem umierała w męczarniach, zjadana żywcem przez jakiegoś niedźwiedzia czy innego smoka, prawda? Całkowicie się rozluźniłam, rozkoszując się miękkim runem leśnym. Nasłuchiwałam, jednak nie potrafiłam określić, czy ci źli idą czy nie. Więc po prostu zamknęłam oczy i zasnęłam. Może ktoś mnie znajdzie? Zabije mnie, czy ocali?
<Ktoś?>
<Ktoś?>
Rozpoczęcie Wiosennej Gorączki!
Obudziłam się dzisiaj wcześniej niż zwykle, czekając na to aż wszyscy się wybudzą. Mówiąc "wszyscy" chodzi mi o tego przeklętego śpiocha Draco. W końcu, kiedy ta uparta bam baryła zgodziła się wstać, zrobiłam moją przemowę. O czym? O święcie, które w naszej watasze obchodzi się co roku- Wiosennej Gorączce. Kiedy wyjaśniłam wszystkim zasady, Bety popatrzyły po sobie, a Draco ponownie zasnął.
piątek, 12 maja 2017
czwartek, 11 maja 2017
Od Moonlight C.D Draco
-Twój wybór- wyszczerzyłam się, na co on posłał mi tylko zażenowane spojrzenie i westchnął.
Zmierzyłam go wzrokiem, na jego pysku malował się obraz niepewności.
-Powiedz, co postanawiasz, podejmujesz się tego wyzwania?- uśmiechnęłam się szyderczo, jakby basior stojący przede mną był małym, bezbronnym skrzydlatym zającem, którego mogłabym nazwać obiadem.
Popatrzyłam mu w oczy tak jak łowca patrzy się na swoją ofiarę, a ten odwrócił wzrok w grymasie złości. Po chwili znów zwrócił się w moim kierunku, nie odezwał się, ale cicho przytaknął.
-Rozumiem, smok zaczął ten zakład i smok go zakończy- wyprostowałam się dumnie- chyba, że.... nie dasz rady- zaśmiałam się spode łba.
-Moonlight?- odezwał się.
-Tak, Draco?
-Pokonam tego smoka, ale mam tylko jedno pytanie....
-Hmmmm?
-Gdzie ty znalazłaś tamtą bestię?
-Właściwie..., to chyba mogę dać ci jakieś fory- Zamyśliłam się - Masyw Aleandodris, Góra Diamentowych Kóz - oznajmiłam przysiadając na ziemi.
Basior zaczął się rozglądać, najwidoczniej nie wiedział nic o istnieniu takiego miejsca. Wyjrzał trochę za horyzont i spytał.
-To tamte trzy pagórki w oddali?
-Stąd może wyglądają na małe, ale jak podejdziesz bliżej zobaczysz ich prawdziwy ogrom, szczególnie tej po środku, Smoczej Skały.
Basior wpatrywał się w stronę pasma górskiego, nie zważając na to co mówię, zamilkłam, bo nie chciałam sobie strzępić języka na nic. Draco ruszył przed siebie.
-Poczekaj tu na mnie- powiedział.
-Nah, nie chce tego przegapić - uśmiechnęłam się.
-Wolę tam iść sam- oznajmił lekko podirytowany basior- będziesz mi tylko prze..- chciał dokończyć, ale przerwałam mu krótkim kaszlnięciem.
-Nic się nie bój, nie będziesz mnie nawet widział; będę tam- powiedziałam wskazując na chmury płynące po lazurowym niebie.
-To nie pomaga- westchnął.
-Dobrze, to zostaję tutaj jak tak nalegasz- parsknęłam odwracając wzrok.
Draco popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Moonlight, ty się dobrze czujesz? Zachowujesz się trochę...dziwnie.
-Dziwnie? O co ci chodzi? Idź już! I nie każ mi więcej czekać- burknęłam.
Basior zrobił najdziwniejszą minę jaką kiedykolwiek widziałam, po czym udał się w stronę Smoczej Skały. Kiedy z mojej perspektywy osiągnął wielkość mrówki, wzbiłam się w powietrze, wyszło mi to tym razem dosyć mizernie. Szybko dogoniłam basiora, który po krótkiej chwili nieznacznie zwolnił, nie dziwiłam mu się, przecież musiał pokonać całą tą trasę przybity do gruntu. Droga była długa, a jednak udało mu się dotrzeć do celu. Stał przed trzema wielkimi górami i zaczął się wspinać na tą pośrodku- Smoczą Skałę, czyli najwyższą, najbardziej stromą i najniebezpieczniejszą z nich wszystkich. W jednej trzeciej jej wysokości znajdowała się ogromna szpara, która podobno prowadziła do "Legowiska Ogromnych Gadów".
Po kilku upadkach i zadrapaniach, Draco udało się przez nią wcisnąć. Nadal nie wiem jak smoki, które podobno mieszkają w tamtej jamie mogą z niej wyjść. Podleciałam bliżej wgłębienia w skale i rozejrzałam się po nim, po basiorze ani śladu, jedyne co udało mi się ujrzeć to jedna wielka zasłona ciemności. Pośpiesznie wskoczyłam do szpary ześlizgując się po jakimś dziwnym tunelu. Wydałam z siebie cieniutki pisk, ale potem ucichłam, wiedząc, że Draco gdzieś tu jest. Wtedy, poczułam, że mój zad ląduje z wielkim hukiem na kamienne podłoże. Mówiąc szczerze, to jestem jednym wielkim kolosem i kiedyś kiedy byłam mała przezywali mnie za to "niedźwiedziem", najprawdopodobniej byłam nawet cięższa i wyższa od basiora, który stał przed tuż moim nosem. Odwrócił się w moją stronę, ale ja szybko schowałam się za najbliższy stalaktyt. Draco rozpalił ogień, by powiększyć swoje pole widzenia i zaczął mnie szukać, a ja mogłam tylko cichutko powtarzać w duchu słowa "Proszę niech mnie nie znajdzie".
<Draco?>
Zmierzyłam go wzrokiem, na jego pysku malował się obraz niepewności.
-Powiedz, co postanawiasz, podejmujesz się tego wyzwania?- uśmiechnęłam się szyderczo, jakby basior stojący przede mną był małym, bezbronnym skrzydlatym zającem, którego mogłabym nazwać obiadem.
Popatrzyłam mu w oczy tak jak łowca patrzy się na swoją ofiarę, a ten odwrócił wzrok w grymasie złości. Po chwili znów zwrócił się w moim kierunku, nie odezwał się, ale cicho przytaknął.
-Rozumiem, smok zaczął ten zakład i smok go zakończy- wyprostowałam się dumnie- chyba, że.... nie dasz rady- zaśmiałam się spode łba.
-Moonlight?- odezwał się.
-Tak, Draco?
-Pokonam tego smoka, ale mam tylko jedno pytanie....
-Hmmmm?
-Gdzie ty znalazłaś tamtą bestię?
-Właściwie..., to chyba mogę dać ci jakieś fory- Zamyśliłam się - Masyw Aleandodris, Góra Diamentowych Kóz - oznajmiłam przysiadając na ziemi.
Basior zaczął się rozglądać, najwidoczniej nie wiedział nic o istnieniu takiego miejsca. Wyjrzał trochę za horyzont i spytał.
-To tamte trzy pagórki w oddali?
-Stąd może wyglądają na małe, ale jak podejdziesz bliżej zobaczysz ich prawdziwy ogrom, szczególnie tej po środku, Smoczej Skały.
Basior wpatrywał się w stronę pasma górskiego, nie zważając na to co mówię, zamilkłam, bo nie chciałam sobie strzępić języka na nic. Draco ruszył przed siebie.
-Poczekaj tu na mnie- powiedział.
-Nah, nie chce tego przegapić - uśmiechnęłam się.
-Wolę tam iść sam- oznajmił lekko podirytowany basior- będziesz mi tylko prze..- chciał dokończyć, ale przerwałam mu krótkim kaszlnięciem.
-Nic się nie bój, nie będziesz mnie nawet widział; będę tam- powiedziałam wskazując na chmury płynące po lazurowym niebie.
-To nie pomaga- westchnął.
-Dobrze, to zostaję tutaj jak tak nalegasz- parsknęłam odwracając wzrok.
Draco popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Moonlight, ty się dobrze czujesz? Zachowujesz się trochę...dziwnie.
-Dziwnie? O co ci chodzi? Idź już! I nie każ mi więcej czekać- burknęłam.
Basior zrobił najdziwniejszą minę jaką kiedykolwiek widziałam, po czym udał się w stronę Smoczej Skały. Kiedy z mojej perspektywy osiągnął wielkość mrówki, wzbiłam się w powietrze, wyszło mi to tym razem dosyć mizernie. Szybko dogoniłam basiora, który po krótkiej chwili nieznacznie zwolnił, nie dziwiłam mu się, przecież musiał pokonać całą tą trasę przybity do gruntu. Droga była długa, a jednak udało mu się dotrzeć do celu. Stał przed trzema wielkimi górami i zaczął się wspinać na tą pośrodku- Smoczą Skałę, czyli najwyższą, najbardziej stromą i najniebezpieczniejszą z nich wszystkich. W jednej trzeciej jej wysokości znajdowała się ogromna szpara, która podobno prowadziła do "Legowiska Ogromnych Gadów".
Po kilku upadkach i zadrapaniach, Draco udało się przez nią wcisnąć. Nadal nie wiem jak smoki, które podobno mieszkają w tamtej jamie mogą z niej wyjść. Podleciałam bliżej wgłębienia w skale i rozejrzałam się po nim, po basiorze ani śladu, jedyne co udało mi się ujrzeć to jedna wielka zasłona ciemności. Pośpiesznie wskoczyłam do szpary ześlizgując się po jakimś dziwnym tunelu. Wydałam z siebie cieniutki pisk, ale potem ucichłam, wiedząc, że Draco gdzieś tu jest. Wtedy, poczułam, że mój zad ląduje z wielkim hukiem na kamienne podłoże. Mówiąc szczerze, to jestem jednym wielkim kolosem i kiedyś kiedy byłam mała przezywali mnie za to "niedźwiedziem", najprawdopodobniej byłam nawet cięższa i wyższa od basiora, który stał przed tuż moim nosem. Odwrócił się w moją stronę, ale ja szybko schowałam się za najbliższy stalaktyt. Draco rozpalił ogień, by powiększyć swoje pole widzenia i zaczął mnie szukać, a ja mogłam tylko cichutko powtarzać w duchu słowa "Proszę niech mnie nie znajdzie".
<Draco?>
poniedziałek, 8 maja 2017
Od Blade C.D Moonlight
..No łał- warknęła
-Ale naprawdę jest ciemno i to bardziej niż zawsze - powiedziałam piskliwie.
-No to się podpal i będzie jasno - Moonlight zaczęła się wściekać.
-Ale ja nie umiem -jęknęłam,a kiedy na mnie dziwnie spojrzała dodałam- nie jestem zła.
-Eh to choć ze mną - stęknęła i wyszła z jaskini. Poszłam za nią a ona spytała.
-To gdzie chcesz spać ?
Po chwili zastanowienia oznajmiła że na jakimś dużym kamieniu. Moony westchnęła i poszła przed siebie. Po minucie spaceru znudziło mi się i położyłam się na ziemi pod jakimś dużym krzakiem.
-Nie chce mi się dalej iść- Westchnęłam -idę spać tutaj.
Moonlight westchnęła i poszła do jaskini.
Po godzinie obudziłam się bo coś mnie kuło w bok, dotknęłam tego miejsca łapą -co było złym pomysłem, bo wbił mi się w nią kolec jeża, który przyczepił się do mojego barku . Przez chwilę usiłowałam go odczepić ale bez rezultatu.
-Moony- powiedziałam dość głośno, ale nie odpowiedziała.
-Moony! - powtórzyłam już bardzo głośno.
-Moonlight -krzyknęłam wtedy, na co usłyszałam donośnie jęknięcie od strony jej jaskini, ale po chwili znowu zamilkła.
-MOONLIGHT DO CHOLERY -wydarłam się.
-No co - usłyszałam echem ciągnące się stęknięcie.
-Jeż się do mnie przyczepił - jęknęłam. Do moich uszu dotarło parę przekleństw, a potem wadera w końcu wylazła z jaskini. Podeszła do mnie wyraźnie wściekła,na co zrobiłam słodką minkę.
-Nie krzyw się tak - powiedziała na co mój pysk zmienił swój wyraz na trochę urażony - Od razu lepiej -powiedziała z udawanym uśmiechem.
Podeszła jeszcze bliżej, szarpnęła mnie za łapę i wyciągnęła jeża. Chciałam coś powiedzieć, ale ona już odeszła, więc poszłam spać.
Obudziłam się jak zwykle wcześnie. Po minucie zaczęło mi się nudzić więc zdecydowałam, że pójdę pomęczyć Moonlight, żeby dopłacić jej się za to jak skomentowała moją piękną minę. Weszłam do jaskini, stanęłam przed śpiącą Moony i ...
<Moonlight?>
-Ale naprawdę jest ciemno i to bardziej niż zawsze - powiedziałam piskliwie.
-No to się podpal i będzie jasno - Moonlight zaczęła się wściekać.
-Ale ja nie umiem -jęknęłam,a kiedy na mnie dziwnie spojrzała dodałam- nie jestem zła.
-Eh to choć ze mną - stęknęła i wyszła z jaskini. Poszłam za nią a ona spytała.
-To gdzie chcesz spać ?
Po chwili zastanowienia oznajmiła że na jakimś dużym kamieniu. Moony westchnęła i poszła przed siebie. Po minucie spaceru znudziło mi się i położyłam się na ziemi pod jakimś dużym krzakiem.
-Nie chce mi się dalej iść- Westchnęłam -idę spać tutaj.
Moonlight westchnęła i poszła do jaskini.
Po godzinie obudziłam się bo coś mnie kuło w bok, dotknęłam tego miejsca łapą -co było złym pomysłem, bo wbił mi się w nią kolec jeża, który przyczepił się do mojego barku . Przez chwilę usiłowałam go odczepić ale bez rezultatu.
-Moony- powiedziałam dość głośno, ale nie odpowiedziała.
-Moony! - powtórzyłam już bardzo głośno.
-Moonlight -krzyknęłam wtedy, na co usłyszałam donośnie jęknięcie od strony jej jaskini, ale po chwili znowu zamilkła.
-MOONLIGHT DO CHOLERY -wydarłam się.
-No co - usłyszałam echem ciągnące się stęknięcie.
-Jeż się do mnie przyczepił - jęknęłam. Do moich uszu dotarło parę przekleństw, a potem wadera w końcu wylazła z jaskini. Podeszła do mnie wyraźnie wściekła,na co zrobiłam słodką minkę.
-Nie krzyw się tak - powiedziała na co mój pysk zmienił swój wyraz na trochę urażony - Od razu lepiej -powiedziała z udawanym uśmiechem.
Podeszła jeszcze bliżej, szarpnęła mnie za łapę i wyciągnęła jeża. Chciałam coś powiedzieć, ale ona już odeszła, więc poszłam spać.
Obudziłam się jak zwykle wcześnie. Po minucie zaczęło mi się nudzić więc zdecydowałam, że pójdę pomęczyć Moonlight, żeby dopłacić jej się za to jak skomentowała moją piękną minę. Weszłam do jaskini, stanęłam przed śpiącą Moony i ...
<Moonlight?>
Od Moonlight C.D Blade
Cofnęłam się o parę kroków.
-Co ona wygaduje?- pomyślałam
-Emm.., idziesz potem na polowanie, tak?- wychyliła się Cheonsa z nutką niepewności.
Blade przez chwila nic nie mówiła nie ruszając się z miejsca.
-Co się jej stało?- szepnęła pytająco Asa tak, że ledwie ją usłyszałam.
-...Blade?- machnęłam łapą przed nosem wadery.
-..........Co?- jej oczy otworzyły się trochę szerzej- Sorka, przypomniało mi się coś.
-Dobrze, a jeśli mogę spytać. O jakie polowanie ci chodziło? Mogę się przyłączyć- uśmiechnęłam się do niej.
-Czekaj, co?- zrobiła dziwną minę.
-Wspomniałaś coś o polowaniu...- oznajmiłam.
-Naprawdę?- spytała.
W odpowiedzi tylko przytaknęłam głową. Zapanowała bardzo nieswoja cisza.
-Czyli....jesz tą sarnę z nami?- zapytała Isabelle.
-...Tak- odpowiedziała wciąż z odrobiną nieobecności wypisaną na pysku.
Wadera podeszła do perłowej sarny.
-Ty nie jesz?- spytała kierując swój wzrok w moją stronę.
-Nie, przez te twoje wciśnięcie polowania do rozmowy, chyba sama pójdę złapać swój obiad.
-To ja idę z tobą!- powiedziała zwracając się w moim kierunku.
-Za mną.
Wybrałyśmy się na skraj Anemone Nemorosa i Lasu Wiecznej Jesieni, czyli gdzieś w pobliżu legowiska Asy. Zaczaiłyśmy się na ogromnego dzika lawy, ale ten zauważył nas pierwszy. Rzucił się na Blade, a ta ledwo co go uniknęła. Próbowałyśmy go zaatakować, ale był stanowczo za szybki. Zaczęłyśmy się męczyć. W końcu, naszemu przeciwnikowi udało się lekko drasnąć Blade. Była już nieźle podirytowana.
-Asz ty parszywa gnido!- warknęła.
Wtedy, dzik stanął w ogniu, a czubek ogona mu się spalił. W przerażeniu zaczął biegać w kółko po ustalonej trajektorii wokół dwóch brzóz. Wiedziałam w jakim miejscu będzie znajdować się za chwilę. Stworzyłam lodowy sopel, domierzyłam i...po chwili dzik już leżał w bezruchu. Odetchnęłyśmy z ulgą.
-A teraz musimy go zanieść....
-Nie będzie z tym problemu, złap mnie za łapę- oznajmiła wadera.
Wszystko stało się rozmazane, po chwili znalazłyśmy się w mojej jaskini. Zaczęłyśmy ucztować na naszej zdobyczy, ale nie dałyśmy radę zjeść całej.
-Późno się robi, powinnaś już iść. Przecież jeszcze nie wiesz gdzie będziesz spać- powiedziałam.
-W sumie...to tak. To do jutra!- Zaczęła się oddalać.
Zatrzymała się przed wyjściem z jaskini.
-Ta wadera mówiła na ciebie Moonlight, tak się nazywasz?
-Tak- odpowiedziałam.
Wzięła wdech i wydech, po czym donośnie krzyknęła.
-MOONLIGHT!
Popatrzyłam się na nią robiąc wielkie oczy.
-Co?
-JEST CIEMNO!
<Blade?>
-Co ona wygaduje?- pomyślałam
-Emm.., idziesz potem na polowanie, tak?- wychyliła się Cheonsa z nutką niepewności.
Blade przez chwila nic nie mówiła nie ruszając się z miejsca.
-Co się jej stało?- szepnęła pytająco Asa tak, że ledwie ją usłyszałam.
-...Blade?- machnęłam łapą przed nosem wadery.
-..........Co?- jej oczy otworzyły się trochę szerzej- Sorka, przypomniało mi się coś.
-Dobrze, a jeśli mogę spytać. O jakie polowanie ci chodziło? Mogę się przyłączyć- uśmiechnęłam się do niej.
-Czekaj, co?- zrobiła dziwną minę.
-Wspomniałaś coś o polowaniu...- oznajmiłam.
-Naprawdę?- spytała.
W odpowiedzi tylko przytaknęłam głową. Zapanowała bardzo nieswoja cisza.
-Czyli....jesz tą sarnę z nami?- zapytała Isabelle.
-...Tak- odpowiedziała wciąż z odrobiną nieobecności wypisaną na pysku.
Wadera podeszła do perłowej sarny.
-Ty nie jesz?- spytała kierując swój wzrok w moją stronę.
-Nie, przez te twoje wciśnięcie polowania do rozmowy, chyba sama pójdę złapać swój obiad.
-To ja idę z tobą!- powiedziała zwracając się w moim kierunku.
-Za mną.
Wybrałyśmy się na skraj Anemone Nemorosa i Lasu Wiecznej Jesieni, czyli gdzieś w pobliżu legowiska Asy. Zaczaiłyśmy się na ogromnego dzika lawy, ale ten zauważył nas pierwszy. Rzucił się na Blade, a ta ledwo co go uniknęła. Próbowałyśmy go zaatakować, ale był stanowczo za szybki. Zaczęłyśmy się męczyć. W końcu, naszemu przeciwnikowi udało się lekko drasnąć Blade. Była już nieźle podirytowana.
-Asz ty parszywa gnido!- warknęła.
Wtedy, dzik stanął w ogniu, a czubek ogona mu się spalił. W przerażeniu zaczął biegać w kółko po ustalonej trajektorii wokół dwóch brzóz. Wiedziałam w jakim miejscu będzie znajdować się za chwilę. Stworzyłam lodowy sopel, domierzyłam i...po chwili dzik już leżał w bezruchu. Odetchnęłyśmy z ulgą.
-A teraz musimy go zanieść....
-Nie będzie z tym problemu, złap mnie za łapę- oznajmiła wadera.
Wszystko stało się rozmazane, po chwili znalazłyśmy się w mojej jaskini. Zaczęłyśmy ucztować na naszej zdobyczy, ale nie dałyśmy radę zjeść całej.
-Późno się robi, powinnaś już iść. Przecież jeszcze nie wiesz gdzie będziesz spać- powiedziałam.
-W sumie...to tak. To do jutra!- Zaczęła się oddalać.
Zatrzymała się przed wyjściem z jaskini.
-Ta wadera mówiła na ciebie Moonlight, tak się nazywasz?
-Tak- odpowiedziałam.
Wzięła wdech i wydech, po czym donośnie krzyknęła.
-MOONLIGHT!
Popatrzyłam się na nią robiąc wielkie oczy.
-Co?
-JEST CIEMNO!
<Blade?>
Od Isabelle
I znowu nuda. Nic się nie dzieje. Nie ma z kim porozmawiać; MoonLight zabrała Asę na przechadzkę po lesie, chciała z nią coś omówić, a w przypadku Moony - mogło by to trwać wieczność. Cheonsa zamęczała pytaniami Blade, która miała ochotę ją za to spalić, a Draco - spał. Nuda. Ale nie jestem taka głupia, coś sobie znajdę. Zwlokłam więc tyłek z posłania i ruszyłam w stronę leśnego rozstaju dróg. ''Dobra, losowy kierunek...'' - pomyślałam. Zamknęłam oczy i zakręciłam się. Wskazałam łapą w byle jaką stronę. Kiedy otworzyłam patrzałki, zobaczyłam, że moja kończyna nie pokazuje nic innego jak mój głaz. ''Poważnie?'' - zapytałam sama siebie i dodałam jeszcze - ''To idzie w złym kierunku...''. Powtórzyłam więc manewr, tym razem moja łapa wskazywała kierunek południowy. Tak, Wyżyny Zadumy... Dobra, raz wilkowi śmierć... Energicznie pomaszerowałam przed siebie. Po naprawdę długiej chwili siedziałam już na skraju wielkiej skarpy. Nagle za sobą usłyszałam spokojny, równomierny oddech i w mojej głowie usłyszałam: ''Witaj, co cię tutaj sprowadza?'' Odwróciłam się. Ta, za mną stała ta samica rubinowego hanbuna, którą chciałam zabić jakiś miesiąc temu.
- Nuda... - odpowiedziałam - Umiesz gadać normalnie? To znaczy pyskiem?
- Jasne, że tak - odpowiedziało stworzenie już nie za pomocą telepatii.
- Fajnie, krępujesz mnie, kiedy grzebiesz mi we łbie - skomentowałam ironicznie
Zwierze lekko się uśmiechnęło i przystanęło obok mnie nad urwiskiem. Było ode mnie półtora raza wyższe.
- Muszę ci coś dać... - chciałam zacząć rozmowę.
- Nie jesteś mi nic winna - skwitowała znajoma.
- Nie o to chodzi - uśmiechnęłam się pod nosem.
- A o co? - hanbun był bardzo ciekawy mojej odpowiedzi.
- Kryształ towarzysza... - odparłam - Będzie nam pomagał się ze sobą skontaktować.
Gdy to powiedziałam, używając telekinezy, przeniosłam kryształ w kierunku zwierzęcia, które stało dumnie przede mną. Kiedy kryształ dotknął lekko klatki piersiowej hanbuna puściłam go, a on rozbłysnął jasno i zniknął pozostawiając na brzuchu znajomej coś w rodzaju tatuażu, który wyglądał jak kryształ.
- Dziękuję... - powiedziało zdumione zwierzę.
- Jeszcze tylko jedna rzecz, którą musimy się ze sobą podzielić...
- Mianowicie? - spytał rubinowy hanbun.
- Nasze imiona - odparłam - Aby się wzywać w razie niebezpieczeństwa, musimy je wypowiedzieć.
- Jestem Sublimis - przedstawiła się towarzyszka.
- Isabelle - odpowiedziałam.
Nagle usłyszałyśmy przyjazne ryknięcie.
- Wybacz, muszę już iść - zwierze odwróciło się i powiedziało - Stado wzywa.
- Żegnaj Sublimis, towarzyszko - pożegnałam znajomą.
- Do zobaczenia, Isabelle - odrzekł hanbun.
Po tych słowach ona wskoczyła w las, a ja wzbiłam się w powietrze i poleciałam w stronę watahy. Chwilę później, lądując, usłyszałam głos MoonLight:
- Gdzieś ty była?! - powiedziała - Szukam cię wszędzie od godziny!
- Znalazłam sobie towarzysza - bąknęłam pod nosem.
- Towarzysza? - zapytała zaciekawiona alfa.
- Tak... - odparłam waderze.
- Chodźmy, wszystko mi opowiesz - odrzekła podekscytowana MoonLight.
- No więc jest rubinowym hanbunem i ma na imię Sublimis...
- Nuda... - odpowiedziałam - Umiesz gadać normalnie? To znaczy pyskiem?
- Jasne, że tak - odpowiedziało stworzenie już nie za pomocą telepatii.
- Fajnie, krępujesz mnie, kiedy grzebiesz mi we łbie - skomentowałam ironicznie
Zwierze lekko się uśmiechnęło i przystanęło obok mnie nad urwiskiem. Było ode mnie półtora raza wyższe.
- Muszę ci coś dać... - chciałam zacząć rozmowę.
- Nie jesteś mi nic winna - skwitowała znajoma.
- Nie o to chodzi - uśmiechnęłam się pod nosem.
- A o co? - hanbun był bardzo ciekawy mojej odpowiedzi.
- Kryształ towarzysza... - odparłam - Będzie nam pomagał się ze sobą skontaktować.
Gdy to powiedziałam, używając telekinezy, przeniosłam kryształ w kierunku zwierzęcia, które stało dumnie przede mną. Kiedy kryształ dotknął lekko klatki piersiowej hanbuna puściłam go, a on rozbłysnął jasno i zniknął pozostawiając na brzuchu znajomej coś w rodzaju tatuażu, który wyglądał jak kryształ.
- Dziękuję... - powiedziało zdumione zwierzę.
- Jeszcze tylko jedna rzecz, którą musimy się ze sobą podzielić...
- Mianowicie? - spytał rubinowy hanbun.
- Nasze imiona - odparłam - Aby się wzywać w razie niebezpieczeństwa, musimy je wypowiedzieć.
- Jestem Sublimis - przedstawiła się towarzyszka.
- Isabelle - odpowiedziałam.
Nagle usłyszałyśmy przyjazne ryknięcie.
- Wybacz, muszę już iść - zwierze odwróciło się i powiedziało - Stado wzywa.
- Żegnaj Sublimis, towarzyszko - pożegnałam znajomą.
- Do zobaczenia, Isabelle - odrzekł hanbun.
Po tych słowach ona wskoczyła w las, a ja wzbiłam się w powietrze i poleciałam w stronę watahy. Chwilę później, lądując, usłyszałam głos MoonLight:
- Gdzieś ty była?! - powiedziała - Szukam cię wszędzie od godziny!
- Znalazłam sobie towarzysza - bąknęłam pod nosem.
- Towarzysza? - zapytała zaciekawiona alfa.
- Tak... - odparłam waderze.
- Chodźmy, wszystko mi opowiesz - odrzekła podekscytowana MoonLight.
- No więc jest rubinowym hanbunem i ma na imię Sublimis...
Od Isabelle; Noc Szmaragdowego Księżyca [ZADANIE] cz. 2
- A mówił, że nie jadł śniadania - skwitowała alfa zatrzymując się.
- Bo to prawda! - bronił się Draco.
- Jesteś ciężki jak dwa dorosłe hanbuny! - krzyknęła MoonLight puszczając ogon basiora.
- Wypraszam sobie! - powiedział zbierając się z ziemi.
W odpowiedzi na to wadera zaczęła się śmiać.
- Moony, czas już chyba na twoje przemówienie - spokojnie zakomunikowałam wilczycy.
- Święta racja! - odrzekła mi i dumnie wbiegła na kamień, z którego zaczęła wygłaszać baaaardzo długą i jeszcze bardziej nudną mowę.
- I po co żeś jej przypominała - szepnął do mnie siedzący obok Draco - nudzi jak na wykładzie.
- Też się zastanawiam - odrzekłam omedze.
Oboje prychnęliśmy śmiechem.
- A wy z czego? - spytała zaciekawiona, siedząca obok mnie Asa.
- Zastanawiamy się, po co Isabelle przypominała Moony o tym zbędnym ględzeniu.
W tym momencie parsknęliśmy śmiechem we trójkę. Nagle przemawiająca wadera spojrzała w naszym kierunku karcąc nas wzrokiem. My zamknęliśmy się, jak na zawołanie. Ale cóż, to nie trwało długo, bo tylko do czasu, kiedy to Draco palnął nam kolejny z tych jego żarcików. Wtedy już nie powstrzymało nas nawet ścinające z łap spojrzenie alfy. Zobaczyła jednak, że to nic nie dało, więc patrzyła tylko na słuchającą jej z zaciekawieniem i w pełnym skupieniu małą Cheonsę. Ta zdawała się nie słyszeć nic poza paplaniną MoonLight.
- (...) więc dzisiaj o zmroku wszyscy spotkamy się na tej skale. Serdecznie dziękuję za wysłuchanie mnie - zakończyła swoją przemowę alfa.
- Koniec katorgi! - ucieszył się basior.
- Ależ Mordor - oceniłam.
- Tortury... - palnęła Asa.
Wybuchliśmy śmiechem. W tym czasie podeszła do nas Moony.
- Zachowanie: karygodne. Nawet młodsza od was wiedziała, jak się zachować.
- Sorry - omega spuścił łeb.
- Powtórki nie będzie, obiecujemy - dodała Asa.
- Skończyłaś mówić, to nie będzie - prychnęłam.
- Słyszeliście, gdzie się spotykamy? - zapytała alfa.
- Jasne! - przytaknęliśmy chórkiem.
- Dobrze - powiedziała wadera - widzimy się wieczorem!
*7 GODZIN PÓŹNIEJ*
Wieczór. Jesteśmy na skale i wyczekujemy momentu, kiedy księżyc przyjmie szmaragdową barwę. Rozpoczęliśmy odliczanie. 10. 9. 8. 7. 6. 5. 4. 3. 2. 1. 0! Ale nic się nie stało. Mina MoonLight Tłumaczyła wszystko. Coś poszło nie tak, miało być inaczej, plan nie wypalił.
- O nie... - wysapała alfa.
- Co jest? - spytał Draco.
- Księżyc, nie rozbłysnął... - Moony mówiła z żalem, smutkiem i jakby tęsknotą, współczuciem...
- Co to znaczy?! - zerwałam się na równe nogi.
- Coś złego dzieje się ze Szmaragdem - wadera wyglądała na przestraszoną, ale też złą.
- Co to znaczy? - powtórzyłam już spokojniej moje pytanie.
- Coś, lub ktoś, zachwiało równowagę tego ważnego dla nas dnia - zaczęła nam tłumaczyć MoonLight - Co roku o tej samej porze magiczny szmaragd świeci prosto w tarczę księżyca. Jeśli nie rozbłysnął on niebiesko - zieloną barwą, to znaczy, że coś z nim nie w porządku. Rozpęta to wielką wojnę. Duchy naszych przodków zezłoszczą się i zaatakują. Zniszczą całą naszą watahę. Zginiemy... Musimy się dowiedzieć o co chodzi... i to w tempie expresowym - postanowiła alfa, a po chwili dodała - Asa, Cheonsa wy zostajecie tutaj. Isabelle, Draco - tu spojrzała nam w oczy - idziecie ze mną - wadera patrzyła na nas teraz jak dowódca na swoje wojsko przed wielką bitwą.
Wymieniłyśmy z Moony porozumiewawcze spojrzenia, a alfa skinęła głową z lekkim uśmieszkiem.
- Draco? - spojrzała na basiora pytająca.
- Ja tam w to nie wchodzę... - zaczął się tłumaczyć i migać.
- Draco!! - krzyknęłyśmy na omegę z lekkim wyrzutem.
- No dobra, już dobra! Idę z wami - basior leniwie podniósł cztery litery z ziemi i stanął wyprostowany.
- Asa, Cheonsa, nie ruszajcie się stąd i trzymajcie się razem, aż do naszego powrotu - zarządziła MoonLight.
- Jasne - odrzekły wadery.
Po tych słowach Moony uśmiechnęła się lekko i gwałtownie wzbiła się w powietrze, po czym wykonała nagły zwrot i pofrunęła przed siebie. Ja wyszczerzyłam się szyderczo i wyrwałam za nią.
- No tak. Logika. Być zmuszonym do roboty, a potem jeszcze za nimi nadążyć! - powiedział z wyrzutem i nutą sarkazmu w głosie Draco.
Po tych słowach skoczył za nami i starał się nas dogonić (szło mu całkiem nieźle).
- Sądzisz, że im się uda? - zapytała Cheonsa towarzyszącą jej waderę.
- Znając MoonLight i jej szalone czasem pomysły, Isabelle i jej spryt oraz upartość i Draco z jego komentarzami oraz dowcipami... Myślę, że... Tak
- Miejmy taką nadzieję... - odpowiedziała z nadzieją w głosie mała beta.
Tym czasem w innej części lasu zmierzaliśmy właśnie do krypty, w której był nasz magiczny szmaragd.
- Hej, możemy zrobić jakiś mały postój? - wykrzyknął zdyszany omega nie przestając biec.
- Racja, też powoli opadam z sił... - odpowiedziała mu alfa - Lądujemy!
Moony wylądowała gładko i zgrabnie, ja z niemałym przytupem, a Draco rozpoczął procedurę hamowania, która zakończyła się pomyślnie.
- Jesteśmy daleko od domu? - spytał basior.
- Dość daleko... - wykalkulowała wadera.
Nagle mój niezawodny słuch zaczął mnie natrętnie o czymś informować...
- Ciiiii... - przerwałam im rozmowę - Słyszycie?
Oboje nastawili uszu.
- Faktycznie... - stwierdziła MoonLight.
- To zza tamtych krzaków... - oceniłam.
- Rzeczywiś... Aaa! - wrzasnął przybity do ziemi Draco.
Zza krzaków wyskoczył prosto na niego jakiś basior powalając go na glebę. Moony rzuciła się na obcego w celu obrony omegi. Zostaliśmy zaatakowani przez jakąś inną watahę! Chyba musieli nas widzieć, kiedy lądowaliśmy, gdyż mieli zaplanowany każdy ruch. Swoją drogą: niezłą mieli taktykę. Gdy alfa wstała po swoim skoku na obcego, stały wokół niej dwa inne wilki. Przyjęła pozycję bojową i wyszczerzyła zęby gotowa do obrony, a może i nawet ataku. Ja stałam lekko z boku, kiedy zobaczyłam naprzeciwko mnie młodego alfę z przeciwnej watahy. Przymierzył się i... skoczył w moim kierunku. Zrobiłam to samo, więc zwarliśmy się w locie, ale on okazał się silniejszy. Wywrócił mnie więc i leżącą, przytrzymał łapą. Zobaczyłam teraz, że ma błyszczące oczy. Był czarno - szary, nieco wyższy ode mnie i dość szczupły.
Draco podniósł się z ziemi i stanął w normalnej pozycji pokazując jednak swoje kły i warcząc. Wokół niego stały wrogie basiory. Nagle odezwał się młody alfa.
- Jesteście na terenie Watahy Basiorów Północy - zakomunikował.
- Miło, że nas uświadomiłeś - odezwała się MoonLight, a po chwili dodała - Czego od nas chcesz?
- Każdy, kto wejdzie na nasz teren musi oddać nam... siebie - oświadczył - was jest troje, a więc wystarczy, że jedno się nam podda
- To są członkowie mojej watahy, możesz sobie pomarzyć - rzuciła mu pogardliwe spojrzenie Moony.
- No cóż, w innym razie ta wadera przypłaci twoją upartość życiem - popatrzył na mnie i wystawił pazur.
- Nie tkniesz jej... - zaczęła MoonLight.
- Mogę to zrobić w każdym momencie... - odpowiedział jej alfa podtykając mi swoje pazury pod nos
Tego już nie wytrzymałam. Za pomocą telekinezy odepchnęłam go od siebie, przy okazji wwalając go w dwa basiory sterczące nad Draco.
- Zmywamy się! - zakomenderowałam.
Moony jakby tylko na to czekała, rozłożyła zamaszyście skrzydła wywracając tym samym kolejne dwa wrogie wilki obok siebie. Wzbiła się w powietrze, po czym wykonała zwrot i poleciała nisko nad ziemią krzycząc:
- Draco! Wskakuj!
Omega zgrabnie i szybko wykonał polecenie wadery, która znowu zawróciła i wzleciała nad las.
- I co, zostawili cię nam - powiedział przywódca wrogiej watahy.
- Ha ha... - odrzekłam z lekkim uśmiechem. Nie miałam skrzydeł, alfa myślał więc, że nie umiem latać - Nie oni mnie, ale ja was!
Po tych słowach wzbiłam się w powietrze, wprawiając tym samym przeciwnika w osłupienie. Gdy byłam już wysoko, obejrzałam się. Cały czas się na mnie gapił, a na jego twarzy malowało się: Jeszcze cię znajdę!
Odwróciłam się i popędziłam za MoonLight.
- Pff, arogant - burknęłam pod nosem.
Szybko ją dogoniłam, bo była obciążona, siedział na niej przecież Draco.
- Co za imbecyle! - nie wytrzymała Moony - Jak oni mogą chcieć zabijać każdego, kto tamtędy przechodzi!
- Uspokój się, bo spadnę! - ochrzanił ją podróżujący na niej basior.
- Ok, już jestem spokojna - wyrównała lot alfa - Nic ci nie jest Isabelle?
- Nie, nawet mnie nie porysował - odpowiedziałam zgodnie z prawdą
Lecieliśmy już dobre kilkanaście minut.
- Myślicie, że już możemy? - zapytała nas wadera
- Sądzę, że tak - odpowiedzieliśmy zgodnie z omegą
Po tej krótkiej wymianie zdań wylądowaliśmy. Na szczęście nikogo poza nami tam nie było.
- Jak już wrócimy, to wpadnij do mnie do jaskini na chwilę, co? - powiedziała MoonLight do Draco.
- Ok, ale po co? - zapytał zaniepokojony basior.
- Muszę ci coś pokazać - odrzekła mu Moony prostując obolały kręgosłup.
- Ale co?! - nie wytrzymał omega.
- Jak się uprawia fitness niemoto! Wiesz ile ty ważysz?! - krzyknęła wadera.
- A ty to co przepraszam?! Piórko?! - syknął wkurzony Draco.
- Hej... - starałam się przebić przez ich kłótnię.
- Jak ty możesz... - wydusiła z siebie alfa
- Ej... - próbowałam już nieco głośniej.
- Spójrz na siebie! - palnął basior.
- U-u! - powiedziałam już całkiem wyraźnie.
- Wyzywasz mnie? - spojrzała na niego spode łba MoonLight.
- MoonLight! - syknęłam lekko.
- Tak! - odchrząknął omega.
- Draco! - podniosłam jeszcze bardziej głos.
- Ty... - Moony już szykowała się do skoku.
- HALO!!! - wrzasnęłam na całe gardło, a wilki popatrzyły na mnie z wyrzutem i pretensją w oczach.
- CO?!?! - odpowiedziały mi razem dwa razy głośniej.
- Spójrzcie... - powiedziałam spokojnie, a za razem trochę tajemniczo.
Obok nas rozciągała się wysypana żwirem ścieżka prowadząca do krypty, w której znajdował się Szmaragd. Budowla była okrągła i ciemnozielona. Jej szklaną kopułę podpierało sześć kolumn, a stylem przypominały barokowe. Alfa aż przysiadła na zadzie ze zdumienia, a basior wpatrywał się tępo w konstrukcję.
- Ruszamy - zarządziła MoonLight.
Zgodnie podążyliśmy za prowadzącą nas waderą. We wnętrzu, krypta była tego samego koloru co na zewnątrz. Na środku znajdował się pewnego rodzaju piedestał, do którego prowadziły niskie stopnie. Na podwyższeniu leżał nasz magiczny szmaragd, rozbity niestety. Moony zrobiła zawiedzioną minę. Po chwili jednak zaczęła przechadzać się po wnętrzu budowli uważnym krokiem. Chodziła dookoła piedestału magicznego kamienia. Wyglądała jakby czegoś szukała... I znalazła! Mały zwitek papieru leżał obok pierwszego schodka.
- ''Spotkajcie się ze mną w lesie wiecznego mroku, jeśli uda wam się ocalić noc szmaragdowego księżyca'' - alfa przeczytała tajemniczą wiadomość i spojrzała na nas swoimi głębokimi oczami - Musimy spróbować...
<Moonlight?>
- Bo to prawda! - bronił się Draco.
- Jesteś ciężki jak dwa dorosłe hanbuny! - krzyknęła MoonLight puszczając ogon basiora.
- Wypraszam sobie! - powiedział zbierając się z ziemi.
W odpowiedzi na to wadera zaczęła się śmiać.
- Moony, czas już chyba na twoje przemówienie - spokojnie zakomunikowałam wilczycy.
- Święta racja! - odrzekła mi i dumnie wbiegła na kamień, z którego zaczęła wygłaszać baaaardzo długą i jeszcze bardziej nudną mowę.
- I po co żeś jej przypominała - szepnął do mnie siedzący obok Draco - nudzi jak na wykładzie.
- Też się zastanawiam - odrzekłam omedze.
Oboje prychnęliśmy śmiechem.
- A wy z czego? - spytała zaciekawiona, siedząca obok mnie Asa.
- Zastanawiamy się, po co Isabelle przypominała Moony o tym zbędnym ględzeniu.
W tym momencie parsknęliśmy śmiechem we trójkę. Nagle przemawiająca wadera spojrzała w naszym kierunku karcąc nas wzrokiem. My zamknęliśmy się, jak na zawołanie. Ale cóż, to nie trwało długo, bo tylko do czasu, kiedy to Draco palnął nam kolejny z tych jego żarcików. Wtedy już nie powstrzymało nas nawet ścinające z łap spojrzenie alfy. Zobaczyła jednak, że to nic nie dało, więc patrzyła tylko na słuchającą jej z zaciekawieniem i w pełnym skupieniu małą Cheonsę. Ta zdawała się nie słyszeć nic poza paplaniną MoonLight.
- (...) więc dzisiaj o zmroku wszyscy spotkamy się na tej skale. Serdecznie dziękuję za wysłuchanie mnie - zakończyła swoją przemowę alfa.
- Koniec katorgi! - ucieszył się basior.
- Ależ Mordor - oceniłam.
- Tortury... - palnęła Asa.
Wybuchliśmy śmiechem. W tym czasie podeszła do nas Moony.
- Zachowanie: karygodne. Nawet młodsza od was wiedziała, jak się zachować.
- Sorry - omega spuścił łeb.
- Powtórki nie będzie, obiecujemy - dodała Asa.
- Skończyłaś mówić, to nie będzie - prychnęłam.
- Słyszeliście, gdzie się spotykamy? - zapytała alfa.
- Jasne! - przytaknęliśmy chórkiem.
- Dobrze - powiedziała wadera - widzimy się wieczorem!
*7 GODZIN PÓŹNIEJ*
Wieczór. Jesteśmy na skale i wyczekujemy momentu, kiedy księżyc przyjmie szmaragdową barwę. Rozpoczęliśmy odliczanie. 10. 9. 8. 7. 6. 5. 4. 3. 2. 1. 0! Ale nic się nie stało. Mina MoonLight Tłumaczyła wszystko. Coś poszło nie tak, miało być inaczej, plan nie wypalił.
- O nie... - wysapała alfa.
- Co jest? - spytał Draco.
- Księżyc, nie rozbłysnął... - Moony mówiła z żalem, smutkiem i jakby tęsknotą, współczuciem...
- Co to znaczy?! - zerwałam się na równe nogi.
- Coś złego dzieje się ze Szmaragdem - wadera wyglądała na przestraszoną, ale też złą.
- Co to znaczy? - powtórzyłam już spokojniej moje pytanie.
- Coś, lub ktoś, zachwiało równowagę tego ważnego dla nas dnia - zaczęła nam tłumaczyć MoonLight - Co roku o tej samej porze magiczny szmaragd świeci prosto w tarczę księżyca. Jeśli nie rozbłysnął on niebiesko - zieloną barwą, to znaczy, że coś z nim nie w porządku. Rozpęta to wielką wojnę. Duchy naszych przodków zezłoszczą się i zaatakują. Zniszczą całą naszą watahę. Zginiemy... Musimy się dowiedzieć o co chodzi... i to w tempie expresowym - postanowiła alfa, a po chwili dodała - Asa, Cheonsa wy zostajecie tutaj. Isabelle, Draco - tu spojrzała nam w oczy - idziecie ze mną - wadera patrzyła na nas teraz jak dowódca na swoje wojsko przed wielką bitwą.
Wymieniłyśmy z Moony porozumiewawcze spojrzenia, a alfa skinęła głową z lekkim uśmieszkiem.
- Draco? - spojrzała na basiora pytająca.
- Ja tam w to nie wchodzę... - zaczął się tłumaczyć i migać.
- Draco!! - krzyknęłyśmy na omegę z lekkim wyrzutem.
- No dobra, już dobra! Idę z wami - basior leniwie podniósł cztery litery z ziemi i stanął wyprostowany.
- Asa, Cheonsa, nie ruszajcie się stąd i trzymajcie się razem, aż do naszego powrotu - zarządziła MoonLight.
- Jasne - odrzekły wadery.
Po tych słowach Moony uśmiechnęła się lekko i gwałtownie wzbiła się w powietrze, po czym wykonała nagły zwrot i pofrunęła przed siebie. Ja wyszczerzyłam się szyderczo i wyrwałam za nią.
- No tak. Logika. Być zmuszonym do roboty, a potem jeszcze za nimi nadążyć! - powiedział z wyrzutem i nutą sarkazmu w głosie Draco.
Po tych słowach skoczył za nami i starał się nas dogonić (szło mu całkiem nieźle).
- Sądzisz, że im się uda? - zapytała Cheonsa towarzyszącą jej waderę.
- Znając MoonLight i jej szalone czasem pomysły, Isabelle i jej spryt oraz upartość i Draco z jego komentarzami oraz dowcipami... Myślę, że... Tak
- Miejmy taką nadzieję... - odpowiedziała z nadzieją w głosie mała beta.
Tym czasem w innej części lasu zmierzaliśmy właśnie do krypty, w której był nasz magiczny szmaragd.
- Hej, możemy zrobić jakiś mały postój? - wykrzyknął zdyszany omega nie przestając biec.
- Racja, też powoli opadam z sił... - odpowiedziała mu alfa - Lądujemy!
Moony wylądowała gładko i zgrabnie, ja z niemałym przytupem, a Draco rozpoczął procedurę hamowania, która zakończyła się pomyślnie.
- Jesteśmy daleko od domu? - spytał basior.
- Dość daleko... - wykalkulowała wadera.
Nagle mój niezawodny słuch zaczął mnie natrętnie o czymś informować...
- Ciiiii... - przerwałam im rozmowę - Słyszycie?
Oboje nastawili uszu.
- Faktycznie... - stwierdziła MoonLight.
- To zza tamtych krzaków... - oceniłam.
- Rzeczywiś... Aaa! - wrzasnął przybity do ziemi Draco.
Zza krzaków wyskoczył prosto na niego jakiś basior powalając go na glebę. Moony rzuciła się na obcego w celu obrony omegi. Zostaliśmy zaatakowani przez jakąś inną watahę! Chyba musieli nas widzieć, kiedy lądowaliśmy, gdyż mieli zaplanowany każdy ruch. Swoją drogą: niezłą mieli taktykę. Gdy alfa wstała po swoim skoku na obcego, stały wokół niej dwa inne wilki. Przyjęła pozycję bojową i wyszczerzyła zęby gotowa do obrony, a może i nawet ataku. Ja stałam lekko z boku, kiedy zobaczyłam naprzeciwko mnie młodego alfę z przeciwnej watahy. Przymierzył się i... skoczył w moim kierunku. Zrobiłam to samo, więc zwarliśmy się w locie, ale on okazał się silniejszy. Wywrócił mnie więc i leżącą, przytrzymał łapą. Zobaczyłam teraz, że ma błyszczące oczy. Był czarno - szary, nieco wyższy ode mnie i dość szczupły.
Draco podniósł się z ziemi i stanął w normalnej pozycji pokazując jednak swoje kły i warcząc. Wokół niego stały wrogie basiory. Nagle odezwał się młody alfa.
- Jesteście na terenie Watahy Basiorów Północy - zakomunikował.
- Miło, że nas uświadomiłeś - odezwała się MoonLight, a po chwili dodała - Czego od nas chcesz?
- Każdy, kto wejdzie na nasz teren musi oddać nam... siebie - oświadczył - was jest troje, a więc wystarczy, że jedno się nam podda
- To są członkowie mojej watahy, możesz sobie pomarzyć - rzuciła mu pogardliwe spojrzenie Moony.
- No cóż, w innym razie ta wadera przypłaci twoją upartość życiem - popatrzył na mnie i wystawił pazur.
- Nie tkniesz jej... - zaczęła MoonLight.
- Mogę to zrobić w każdym momencie... - odpowiedział jej alfa podtykając mi swoje pazury pod nos
Tego już nie wytrzymałam. Za pomocą telekinezy odepchnęłam go od siebie, przy okazji wwalając go w dwa basiory sterczące nad Draco.
- Zmywamy się! - zakomenderowałam.
Moony jakby tylko na to czekała, rozłożyła zamaszyście skrzydła wywracając tym samym kolejne dwa wrogie wilki obok siebie. Wzbiła się w powietrze, po czym wykonała zwrot i poleciała nisko nad ziemią krzycząc:
- Draco! Wskakuj!
Omega zgrabnie i szybko wykonał polecenie wadery, która znowu zawróciła i wzleciała nad las.
- I co, zostawili cię nam - powiedział przywódca wrogiej watahy.
- Ha ha... - odrzekłam z lekkim uśmiechem. Nie miałam skrzydeł, alfa myślał więc, że nie umiem latać - Nie oni mnie, ale ja was!
Po tych słowach wzbiłam się w powietrze, wprawiając tym samym przeciwnika w osłupienie. Gdy byłam już wysoko, obejrzałam się. Cały czas się na mnie gapił, a na jego twarzy malowało się: Jeszcze cię znajdę!
Odwróciłam się i popędziłam za MoonLight.
- Pff, arogant - burknęłam pod nosem.
Szybko ją dogoniłam, bo była obciążona, siedział na niej przecież Draco.
- Co za imbecyle! - nie wytrzymała Moony - Jak oni mogą chcieć zabijać każdego, kto tamtędy przechodzi!
- Uspokój się, bo spadnę! - ochrzanił ją podróżujący na niej basior.
- Ok, już jestem spokojna - wyrównała lot alfa - Nic ci nie jest Isabelle?
- Nie, nawet mnie nie porysował - odpowiedziałam zgodnie z prawdą
Lecieliśmy już dobre kilkanaście minut.
- Myślicie, że już możemy? - zapytała nas wadera
- Sądzę, że tak - odpowiedzieliśmy zgodnie z omegą
Po tej krótkiej wymianie zdań wylądowaliśmy. Na szczęście nikogo poza nami tam nie było.
- Jak już wrócimy, to wpadnij do mnie do jaskini na chwilę, co? - powiedziała MoonLight do Draco.
- Ok, ale po co? - zapytał zaniepokojony basior.
- Muszę ci coś pokazać - odrzekła mu Moony prostując obolały kręgosłup.
- Ale co?! - nie wytrzymał omega.
- Jak się uprawia fitness niemoto! Wiesz ile ty ważysz?! - krzyknęła wadera.
- A ty to co przepraszam?! Piórko?! - syknął wkurzony Draco.
- Hej... - starałam się przebić przez ich kłótnię.
- Jak ty możesz... - wydusiła z siebie alfa
- Ej... - próbowałam już nieco głośniej.
- Spójrz na siebie! - palnął basior.
- U-u! - powiedziałam już całkiem wyraźnie.
- Wyzywasz mnie? - spojrzała na niego spode łba MoonLight.
- MoonLight! - syknęłam lekko.
- Tak! - odchrząknął omega.
- Draco! - podniosłam jeszcze bardziej głos.
- Ty... - Moony już szykowała się do skoku.
- HALO!!! - wrzasnęłam na całe gardło, a wilki popatrzyły na mnie z wyrzutem i pretensją w oczach.
- CO?!?! - odpowiedziały mi razem dwa razy głośniej.
- Spójrzcie... - powiedziałam spokojnie, a za razem trochę tajemniczo.
Obok nas rozciągała się wysypana żwirem ścieżka prowadząca do krypty, w której znajdował się Szmaragd. Budowla była okrągła i ciemnozielona. Jej szklaną kopułę podpierało sześć kolumn, a stylem przypominały barokowe. Alfa aż przysiadła na zadzie ze zdumienia, a basior wpatrywał się tępo w konstrukcję.
- Ruszamy - zarządziła MoonLight.
Zgodnie podążyliśmy za prowadzącą nas waderą. We wnętrzu, krypta była tego samego koloru co na zewnątrz. Na środku znajdował się pewnego rodzaju piedestał, do którego prowadziły niskie stopnie. Na podwyższeniu leżał nasz magiczny szmaragd, rozbity niestety. Moony zrobiła zawiedzioną minę. Po chwili jednak zaczęła przechadzać się po wnętrzu budowli uważnym krokiem. Chodziła dookoła piedestału magicznego kamienia. Wyglądała jakby czegoś szukała... I znalazła! Mały zwitek papieru leżał obok pierwszego schodka.
- ''Spotkajcie się ze mną w lesie wiecznego mroku, jeśli uda wam się ocalić noc szmaragdowego księżyca'' - alfa przeczytała tajemniczą wiadomość i spojrzała na nas swoimi głębokimi oczami - Musimy spróbować...
<Moonlight?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)