Przyglądałam się nieznajomej już dobrą chwilę, ale ona tylko na mnie zerkała. Była zajęta rozmową z Moony. Gdy skończyły, alfa uznała, że wadera będzie członkiem naszej watahy, na co Cheonsa przytaknęła z radością.
- No więc ustalone, bierzemy cię ze sobą - zakomenderowała MoonLight
- Super! - zaśmiała się nowa
Nie byłam przekonana co do tej decyzji, ale cóż, nie ja tu rządzę. Moje własne myśli zaczęły mnie zdradzać, intensywnie się nad czymś zastanawiałam, wyobraźnia jak zwykle robi co chcę, mam wrażenie,że mój mózg zaraz eksploduje tysiącami istotnymi i nieistotnymi informacjami. Z tego wszystkiego wyrwała, wyratowała mnie Moony,
- Zabierzemy cię do nas, prawda Isabelle? - Skwitowała alfa
- Co? - zdezorientowana wydukałam
- Niebo :-) - palnęła z przekąsem wadera
- Jak?! Gdzie?! - dezorient 10/10
- Pod tobą - dodała MoonLight
- Yyyy - no comment
- Halo, Isabelle, oprzytomnij wreszcie! - uspokoiła mnie Moony
Ocknęłam się, lecz nadal byłam trochę (bardzo) rozkojarzona, dało się jednak nawiązać ze mną kontakt.
- Coś się stało? - spytała alfa łagodnym głosem
- Nie, nic wszystko OK - odpowiedziałam nie do końca zgodnie z prawdą
- To dobrze, wracamy - nakazała wadera
Zdążyłam jeszcze dostrzec, że nowa wilczyca ma jasnoniebieskie oczy. Mimo, że ja patrzyłam na nią niepewnie to ona cały czas się do mnie uśmiechała. Podczas drogi szłam z tyłu cały czas myśląc oraz rozmyślając i nie spuszczając wzroku z niewielkiej towarzyszki.
- Jesteśmy w domu - oznajmiła Moony
- Fajnie tu - zaciekawiła się Cheonsa
- Jest już bardzo późno, idź spać mała
- Mogę w tamtym pniu?
- Tak, tam nikt nie śpi.
- Dziękuję!
- Śpij już...
Ja nie mogłam się skupić na niczym, ani jeść, ani spać, nic. Myśli, to one nie dawały mi spokoju. Co gorsza, dołączyły do nich przeczucia, instynkt i intuicja. Usiadłam na moim głazie na wzniesieniu i wpatrywałam się w pełnię księżyca rozmyślając. Chwilę później przysiadła obok mnie MoonLight.
- Młoda śpi - poinformowała mnie
Ja jednak nic nie odpowiedziałam.
- Wszystko w porządku? - alfa najwidoczniej wiedziała od początku, że coś nie daje mi spokoju - Znam cię wystarczająco długo, aby wyczuć, że coś jest nie tak jak być powinno
- Pamiętasz, gdy mówiłam ci, że znalazłaś mnie po tym, jak uciekłam z domu?
- Owszem, jakbym znalazła się wczoraj ...
- W tym rzecz, że tak nie było ...
- Ale ...
- Tak, rozumiem. Ale tego nie musiałaś wiedzieć.
- Zgoda, ale co to ma wspólnego z Cheonsą?
- Więcej, niż ci się może wydawać ...
- Opowiedz mi ...
- To zdarzyło się niecały rok przed tym, jak mnie znalazłaś. Byłam wtedy zupełnie inna pod względem psychicznym niż teraz. I nie byłam sama ...
- Czyli jednak nie jesteś sierotą?
- Jestem. Rodzice zmarli, gdy byłam młoda. Miałam wtedy brata. Nazywał się Yavin. Różniliśmy się od siebie pod wieloma względami, np. on nie mógł latać, jednak oboje lubiliśmy mieć grzywkę :-)
- Czemu mi nie powiedziałaś? I co ma z tym wspólnego Cheonsa?
- Po prostu nie musiałaś wiedzieć, a i ja nie chciałam o tym wspominać. Teraz widzę jednak, że nie ma sensu tego dłużej ukrywać.
- A mała?
- Pewnego dnia wyruszyłam z Yavinem na wspólne łowy. Jak zwykle przepychaliśmy się, kto będzie miał lepszą ofiarę. Nad kraterem stał samotny jeleń. Dla nas, młodych wilków, była to niemała uczta. O dziwo, poszliśmy na kompromis i postanowiliśmy złapać zwierzynę razem. Plan działania był taki: Ja odwracam uwagę jelenia, a Yavin zachodzi go od tyłu i wskakuje mu na grzbiet, po czym zabija, a ja cały ten czas udaję, że szykuję się do skoku na zwierzynę.
- Dość mało zaawansowany ten wasz plan
- Mieliśmy nieco ponad 2 lata ...
- No tak ... Kontynuuj.
- Za nami las, przed nami skalista pustynia ... Zaczęliśmy wdrażać nasz plan w życie. Z początku szło dobrze, ale później zaczęły się kłopoty. Z lasu wyszła do nas mała wadera.
- Cheonsa!?
- Owszem, ale przedstawiła się jako Ylber. Nie zorientowała się, że jesteśmy w trakcie łowów. Jak już do tego doszła, było za późno. Zrobiła dwa kroki w tył. Ja jeszcze przez ułamek sekundy byłam odwrócona w jej kierunku. Zwierzyna spłoszyła się na widok niewielkiej wilczycy chodzącej w pobliżu. Zrobił gwałtowny krok w tył, gdzie stał Yavin. Basior jakby zapomniał o naszym planie i ugryzł go w nogę. Zwierzyna kopnęła go w klatkę piersiową, ten jednak nie wypuścił z zębów jej kończyny. Stracił tylko równowagę, pociągnął ofiarę w tył, jeleń potknął się o niego i razem wpadli do krateru. Wywołało to eksplozję fali gorącego powietrza i popiołu. Mała wadera stała jak wryta wpatrzona w to, co się działo i w to, czego była sprawcą. Byłyśmy podobnego wzrostu, lecz ja jednak lekko wyższa. Rzuciłam się na wilczycę, aby osłonić ją przed nacierającą falą kurzu i dymu, ale ona uznała, że to w odwecie za mojego brata. Obroniła się, machnięciem łapą z wystawionym pazurem.
Odrzuciłam grzywkę na bok i pokazałam się alfie. Jej mina mówiła sama za siebie. Była zszokowana. No cóż, w końcu pokazałam jej moją bliznę przechodzącą przez oko, które cudem ocalało.
- Ona pozbawiła cię bliskiego...
- Tak ... Ale nie mam jej tego za złe.
- Podziwiam cię za to.
- No cóż, ja podziwiam cię za mnóstwo innych rzeczy...
- Cieszę się, że mi powiedziałaś... i pokazałaś.
- Wolę jej o tym nie mówić. Nie pamięta jak się nazywa, to dobrze, że nie kojarzy mnie... Jest więc szansa, że zupełnie zapomniała. Jak dla mnie, to ona ma jakąś amnezję czy coś. Wolę, żeby tak już zostało, aby nie pamiętała... Poza tym, nie zrobiła tego specjalnie. Chcę zacząć z nią od nowa.
- Dobrze, masz rację... A reszta watahy?
- Sądzę, że dowiedzą się w swoim czasie.
- Tak, wszystko w swoim czasie. Idź się przespać, rano twoje myśli przestaną cię dręczyć.
- Skąd wiesz?
- Intuicja...
- Dzięki.
- To ja dziękuję za zaufanie.
- Jesteś jedną z niewielu, którzy je u mnie zdobyli. I jedną z niewielu, którzy na nie zasługują...
Alfa pokiwała ze zrozumieniem głową, a ja zrzuciłam grzywkę na oko. Razem cicho zawyłyśmy i rozeszłyśmy się do spania. Wskakując pomiędzy głazy spojrzałam jeszcze na księżyc. Wydawał się taki spokojny... Był wielki, okrągły, błyszczący i nieco... szmaragdowy.
<Moonlight?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz