Oto kategorie i zwycięzcy:
-wilk, który napisał najwięcej opowiadań (ogólnie)- Moonlight
-wilk, który napisał najwięcej opowiadań (w trakcie event'u)- Moonlight i Cheonsa
-najdłuższe opowiadanie- Moonlight
-największe bogactwo- Isabelle
-Najwięcej zrobionych zadań- Isabelle
Za wystąpienie w jakiejkolwiek kategorii dostaje się 100 MK.
piątek, 31 marca 2017
Od Moonlight "Wspomnienia" cz.2
Widząc Isabelle, zawsze widzę moją siostrę. One są tak podobne, albo po prostu popadłam w paranoję...
-I co Moony? Ostatnio Ci lepiej idzie! Czyżbyś tre... - Nawet nie zdążyła dokończyć zdania. Przerwałam wilczycy ostrym soplem lodu, którego uniknęła z gracją.
-Przestań mnie prowokować Umbra, znam już twoje sztuczki.- Parsknęłam i wzbiłam się w powietrze.
Jednak moja siostra nie miała skrzydeł, miałyśmy innych ojców. Była Alfą, a ja Betą, ale mi to nie przeszkadzało w najmniejszym stopniu.
-To nie było czyste zagranie,MoonLight. Takie zachowanie nie pasuje do ciebie- Zaśmiała się.
-Ach wiem, nauczyłam się tego od ciebie, siostrzyczko- Palnęłam sarkastycznie- Dobra, koniec tej nienawiści, idziemy na polowanie!-
Umbra wybuchła szczęściem. Kochała chodzić na polowania. Ostatnio odbywał się wyścig wędrujących smoków, więc nie miałam czasu z nią na nie chodzić.
-Las wiecznej jesieni..?- spytała radośnie.
-Ok, ale nie wracamy bez perłowej sarny lub nefrytowego skrzydlatego zająca.
-Pffff...Łatwizna. To co? Idziemy?- Zapytała z wielkim podekscytowaniem i niecierpliwością słyszalną w jej w głosie.
Wyruszyłyśmy. Po półtorej godziny podróży postanowiłyśmy zatrzymać się przy uroczym, małym jeziorku. Rozłożyłam się w trawie i patrzyłam w niebo. Było tego samego koloru, co woda przy której leżałam. Odwróciłam się w stronę Umbry i już chciałam powiedzieć, że powinnyśmy się już zbierać i iść w dalszą drogę. Jednak ta, zasnęła. Nie miałam zamiaru jej budzić, ale ostatecznie to nie ja ją obudziłam.
Gdy tak patrzyłam się w niebo, sama ledwo przysypiając, usłyszałam bardzo głośny dźwięk, tak jakby wilk wiatru przecinał powietrze pazurem, ale pięć razy głośniej. Nie wiedziałam, co to było. Moja siostra obudziła się. Stałyśmy tak w bezruchu, aż tu nagle; kilka metrów nad nami przelatuje ogromny biały smok. Wraz z nim dotarła do nas fala zimna , czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałam. Stworzenie zakręciło się w koło i zaczęło lądować na jezioro, które dotknięte pazurem smoka natychmiast zmieniło się w lód.
Umbra popatrzyła się na mnie, a potem znowu na istotę przed nami. Jej wzrok miał w sobie mieszankę "Czy ty to widzisz?!?!" i "Co to za bydlę?". Smok uśmiechnął się do nas.
-Witajcie- Przywitał nas, a raczej przywitała- Zwą mnie smokiem zimy Dimer.
-Dlaczego się do nas zwracasz, potężny smoku?-zapytałam kłaniając się.
-Ojciec Umbry mnie wezwał- oznajmiła.
-A dlaczego?- spytała moja siostra.
-Na prawdę? Zapomniałyście? Dzisiaj jest coroczne spotkanie wszystkich Alf i strażników,. Władca Cienia jest z was bardzo niezadowolony. Z ciebie szczególnie, Umbro.-zwróciła się do mojej przyrodniej siostry. Po chwili smoczyca spojrzała na mnie..-Moonlight też się dostanie za to, jeśli nie doprowadzi cię na czas z powrotem do watahy.- Zmarszczyła brwi.
Popatrzyłyśmy po sobie w przerażeniu. Nawet jakbyśmy miały się bronić, to ojciec Umbry był "Władcą Cienia". Nawet alfy nie mogą mu się postawić; co oznaczało, że jeśli nie wrócimy w tempie natychmiastowym, to się nabawimy kłopotów.. Tak jak zwykle... Chociaż.. wilkom, które w żadnym procencie nie posiadały żywiołu mroku obrywa się gorzej.. Były one wyrzucane z watahy lub poważnie okaleczane. Oczywiście te, które zaznały przez to obrażeń, były potem leczone. Takie metody istnieją tylko ku przestrodze. Na szczęście stosowano metodę okaleczenia, a nie wyrzucenia, by nie tracić cennych wilków, napędzających cały system naszej watahy. Ojciec Umbry, a zwany Octavius, był jednym z najsroższych i najokrutniejszych Władców Cieni.
Moja siostra nadal popatrzyła się na smoczycę błagalnym wzrokiem.
-Czy mogłabyś użyczyć nam twoich skrzydeł?- zapytała Umbra bestię.
-Tobie tak, ale nie tej mieszance i to na dodatek Becie. Ona i tak ma swoje własne skrzydła, poradzi sobie. - Burknęła Dimer.
-Że co proszę?- Syknęłam z pogardą.
-Nie jesteś czystej krwi, co się dziwisz. Zrobię ci przysługę i nie pisnę nikomu słowa o tym, z jakim tonem się przed chwilą do MNIE zwróciłaś- oznajmiła zirytowana smoczyca zimy.
Umbra wskoczyła na Dimer i krzyknęła:
-Obydwie macie przestać! Lećmy już!-
Nie miałam ochoty się kłócić, właściwie to nie miałam prawa. Wzbiłam się w powietrze, a bestia wzleciała około półtora sekundy później. Zamachnęła się tak mocno skrzydłami, że ledwo co utrzymałam się w powietrzu.
-Ścigamy się?- zaproponowałam zgrzytając zębami.
-I tak za mną nie nadążysz- Rzuciła Smoczyca.
-Przekonamy się- Powiedziałam, po czym znacząco przyśpieszyłam.
Po paru chwilach zorientowałam się, że przestrzeń pomiędzy mną i Dimer z Umbrą na jej placach zaczęła się kurczyć w zastraszającym tempie.
-No szybciej!- krzyknęłam sama na siebie.
Moje skrzydła już zaczęły wysiadać, ale na ostatkach moich sił przyśpieszyłam. Jednak smoczyca mnie doganiała. Obejrzałam się w tył. Byłam około trzy metry przed Dimer. Ogromna bestia błyskawicznie prześcignęła mnie, śmiejąc mi się w twarz.
-Mieszanka- Palnęła z uśmieszkiem.
Z mojej perspektywy smoczyca stawała się coraz mniejsza z każdą sekundą. Jednak ja nie dawałam za wygraną. Przyśpieszyłam jeszcze raz, kolejny i kolejny.. Pędziłam tak szybko, że straciłam równowagę i prawie wleciałam w drzewo. Ustabilizowałam się jeszcze raz zwiększając moją prędkość, nagle wszystko co widziałam stało się ostrzejsze oraz przyjęło czerwono-niebieskie barwy. Wyleciałam przed Dimer jak burza. Wtedy wszystko przyjęło swoje dawne kolory. Smoczyca zawisła na chwilę w powietrzu zszokowana tym, co przed chwilą ujrzała.
-Jak...ty to zrobiłaś?-Wydąsała ze zdziwieniem.
-Nie lekceważ mnie- Zaśmiałam się.
Po około dwudziestu minutach byłyśmy już na miejscu. Umbra zsiadła z Dimer. Obejrzałyśmy się dookoła; wokół nas utworzyło się wielkie kółko zaciekawionych wilków. Z pośród nich wyszedł Władca Cienia Octavius,a za nim nasza matka, po niej- Alfy.
Ukłoniłyśmy się i przeprosiłyśmy za spóźnienie.
-Zawiodłem się na was- Powiedział podnosząc głowę.
-Przepraszamy, czym możemy się odwdzięczyć za tę zniewagę watahy?- Zacytowałyśmy znaną nam formułkę.
-Ty, moja droga córko; zabraniam ci się spotykać z tym mieszańcem.-Oznajmił stanowczo.
-Ale! Ojcze!- Zaprotestowała Umbra z łzami w oczach.
-Śmiesz mi przerywać?!-
Z pośród tłumu rozległy szepty. Wilki zaczęły coraz głośniej krytykować postawę młodej wadery. "Jak ona mogła się tak zachować?" "To niedorzeczne!" "Nie tak powinna się zachowywać córka Władcy Cieni!"
-Nie,ja... przepraszam- Szepnęła po cichutku Umbra.
-Głośniej! Powiedz to głośniej!- Zażądał jej ojciec.
-Przepraszam!-krzyknęła wadera ze spływającymi po jej policzkach łzami.
Nie mogłam na to patrzeć.System, który panował w naszej watasze był okropny. Trzeba było to zakończyć! Najlepiej natychmiast!
-Jak śmiesz....-rzuciłam bezmyślnie.
Octavius cofnął się o dwa kroki, a tłum nagle ucichł.
-Jak śmiesz się tak odzywać do własnej córki?!- stanowczo dokończyłam moją wcześniejszą myśl tupiąc łapą o ziemię i dumnie prostując się.
-Tobie, głupia Beto, miało się mniej oberwać. Wyrocznia przewidziała następny atak ludzi na naszą watahę. Masz walczyć na pierwszej linii. A nawet jeśli zginiesz, nikogo to nie będzie obchodzić..- Zaniemówiłam..
-NIE! Nie możesz jej tego zrobić!- Tym razem odezwała się moja matka..-Nie pozwolę ci skrzywdzić mojej córki!!
Władca Cieni spojrzał się na nią oczami pełnymi gniewu i przejechał jej pazurem przez pysk zostawiając przy tym wielką, krwawiącą ranę.Ta chwila wydawała się wieczna i okropna.. Czułam się zrozpaczona, pełna gniewu, chęci zemsty..
-I co Moony? Ostatnio Ci lepiej idzie! Czyżbyś tre... - Nawet nie zdążyła dokończyć zdania. Przerwałam wilczycy ostrym soplem lodu, którego uniknęła z gracją.
-Przestań mnie prowokować Umbra, znam już twoje sztuczki.- Parsknęłam i wzbiłam się w powietrze.
Jednak moja siostra nie miała skrzydeł, miałyśmy innych ojców. Była Alfą, a ja Betą, ale mi to nie przeszkadzało w najmniejszym stopniu.
-To nie było czyste zagranie,MoonLight. Takie zachowanie nie pasuje do ciebie- Zaśmiała się.
-Ach wiem, nauczyłam się tego od ciebie, siostrzyczko- Palnęłam sarkastycznie- Dobra, koniec tej nienawiści, idziemy na polowanie!-
Umbra wybuchła szczęściem. Kochała chodzić na polowania. Ostatnio odbywał się wyścig wędrujących smoków, więc nie miałam czasu z nią na nie chodzić.
-Las wiecznej jesieni..?- spytała radośnie.
-Ok, ale nie wracamy bez perłowej sarny lub nefrytowego skrzydlatego zająca.
-Pffff...Łatwizna. To co? Idziemy?- Zapytała z wielkim podekscytowaniem i niecierpliwością słyszalną w jej w głosie.
Wyruszyłyśmy. Po półtorej godziny podróży postanowiłyśmy zatrzymać się przy uroczym, małym jeziorku. Rozłożyłam się w trawie i patrzyłam w niebo. Było tego samego koloru, co woda przy której leżałam. Odwróciłam się w stronę Umbry i już chciałam powiedzieć, że powinnyśmy się już zbierać i iść w dalszą drogę. Jednak ta, zasnęła. Nie miałam zamiaru jej budzić, ale ostatecznie to nie ja ją obudziłam.
Gdy tak patrzyłam się w niebo, sama ledwo przysypiając, usłyszałam bardzo głośny dźwięk, tak jakby wilk wiatru przecinał powietrze pazurem, ale pięć razy głośniej. Nie wiedziałam, co to było. Moja siostra obudziła się. Stałyśmy tak w bezruchu, aż tu nagle; kilka metrów nad nami przelatuje ogromny biały smok. Wraz z nim dotarła do nas fala zimna , czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałam. Stworzenie zakręciło się w koło i zaczęło lądować na jezioro, które dotknięte pazurem smoka natychmiast zmieniło się w lód.
Umbra popatrzyła się na mnie, a potem znowu na istotę przed nami. Jej wzrok miał w sobie mieszankę "Czy ty to widzisz?!?!" i "Co to za bydlę?". Smok uśmiechnął się do nas.
-Witajcie- Przywitał nas, a raczej przywitała- Zwą mnie smokiem zimy Dimer.
-Dlaczego się do nas zwracasz, potężny smoku?-zapytałam kłaniając się.
-Ojciec Umbry mnie wezwał- oznajmiła.
-A dlaczego?- spytała moja siostra.
-Na prawdę? Zapomniałyście? Dzisiaj jest coroczne spotkanie wszystkich Alf i strażników,. Władca Cienia jest z was bardzo niezadowolony. Z ciebie szczególnie, Umbro.-zwróciła się do mojej przyrodniej siostry. Po chwili smoczyca spojrzała na mnie..-Moonlight też się dostanie za to, jeśli nie doprowadzi cię na czas z powrotem do watahy.- Zmarszczyła brwi.
Popatrzyłyśmy po sobie w przerażeniu. Nawet jakbyśmy miały się bronić, to ojciec Umbry był "Władcą Cienia". Nawet alfy nie mogą mu się postawić; co oznaczało, że jeśli nie wrócimy w tempie natychmiastowym, to się nabawimy kłopotów.. Tak jak zwykle... Chociaż.. wilkom, które w żadnym procencie nie posiadały żywiołu mroku obrywa się gorzej.. Były one wyrzucane z watahy lub poważnie okaleczane. Oczywiście te, które zaznały przez to obrażeń, były potem leczone. Takie metody istnieją tylko ku przestrodze. Na szczęście stosowano metodę okaleczenia, a nie wyrzucenia, by nie tracić cennych wilków, napędzających cały system naszej watahy. Ojciec Umbry, a zwany Octavius, był jednym z najsroższych i najokrutniejszych Władców Cieni.
Moja siostra nadal popatrzyła się na smoczycę błagalnym wzrokiem.
-Czy mogłabyś użyczyć nam twoich skrzydeł?- zapytała Umbra bestię.
-Tobie tak, ale nie tej mieszance i to na dodatek Becie. Ona i tak ma swoje własne skrzydła, poradzi sobie. - Burknęła Dimer.
-Że co proszę?- Syknęłam z pogardą.
-Nie jesteś czystej krwi, co się dziwisz. Zrobię ci przysługę i nie pisnę nikomu słowa o tym, z jakim tonem się przed chwilą do MNIE zwróciłaś- oznajmiła zirytowana smoczyca zimy.
Umbra wskoczyła na Dimer i krzyknęła:
-Obydwie macie przestać! Lećmy już!-
Nie miałam ochoty się kłócić, właściwie to nie miałam prawa. Wzbiłam się w powietrze, a bestia wzleciała około półtora sekundy później. Zamachnęła się tak mocno skrzydłami, że ledwo co utrzymałam się w powietrzu.
-Ścigamy się?- zaproponowałam zgrzytając zębami.
-I tak za mną nie nadążysz- Rzuciła Smoczyca.
-Przekonamy się- Powiedziałam, po czym znacząco przyśpieszyłam.
Po paru chwilach zorientowałam się, że przestrzeń pomiędzy mną i Dimer z Umbrą na jej placach zaczęła się kurczyć w zastraszającym tempie.
-No szybciej!- krzyknęłam sama na siebie.
Moje skrzydła już zaczęły wysiadać, ale na ostatkach moich sił przyśpieszyłam. Jednak smoczyca mnie doganiała. Obejrzałam się w tył. Byłam około trzy metry przed Dimer. Ogromna bestia błyskawicznie prześcignęła mnie, śmiejąc mi się w twarz.
-Mieszanka- Palnęła z uśmieszkiem.
Z mojej perspektywy smoczyca stawała się coraz mniejsza z każdą sekundą. Jednak ja nie dawałam za wygraną. Przyśpieszyłam jeszcze raz, kolejny i kolejny.. Pędziłam tak szybko, że straciłam równowagę i prawie wleciałam w drzewo. Ustabilizowałam się jeszcze raz zwiększając moją prędkość, nagle wszystko co widziałam stało się ostrzejsze oraz przyjęło czerwono-niebieskie barwy. Wyleciałam przed Dimer jak burza. Wtedy wszystko przyjęło swoje dawne kolory. Smoczyca zawisła na chwilę w powietrzu zszokowana tym, co przed chwilą ujrzała.
-Jak...ty to zrobiłaś?-Wydąsała ze zdziwieniem.
-Nie lekceważ mnie- Zaśmiałam się.
Po około dwudziestu minutach byłyśmy już na miejscu. Umbra zsiadła z Dimer. Obejrzałyśmy się dookoła; wokół nas utworzyło się wielkie kółko zaciekawionych wilków. Z pośród nich wyszedł Władca Cienia Octavius,a za nim nasza matka, po niej- Alfy.
Ukłoniłyśmy się i przeprosiłyśmy za spóźnienie.
-Zawiodłem się na was- Powiedział podnosząc głowę.
-Przepraszamy, czym możemy się odwdzięczyć za tę zniewagę watahy?- Zacytowałyśmy znaną nam formułkę.
-Ty, moja droga córko; zabraniam ci się spotykać z tym mieszańcem.-Oznajmił stanowczo.
-Ale! Ojcze!- Zaprotestowała Umbra z łzami w oczach.
-Śmiesz mi przerywać?!-
Z pośród tłumu rozległy szepty. Wilki zaczęły coraz głośniej krytykować postawę młodej wadery. "Jak ona mogła się tak zachować?" "To niedorzeczne!" "Nie tak powinna się zachowywać córka Władcy Cieni!"
-Nie,ja... przepraszam- Szepnęła po cichutku Umbra.
-Głośniej! Powiedz to głośniej!- Zażądał jej ojciec.
-Przepraszam!-krzyknęła wadera ze spływającymi po jej policzkach łzami.
Nie mogłam na to patrzeć.System, który panował w naszej watasze był okropny. Trzeba było to zakończyć! Najlepiej natychmiast!
-Jak śmiesz....-rzuciłam bezmyślnie.
Octavius cofnął się o dwa kroki, a tłum nagle ucichł.
-Jak śmiesz się tak odzywać do własnej córki?!- stanowczo dokończyłam moją wcześniejszą myśl tupiąc łapą o ziemię i dumnie prostując się.
-Tobie, głupia Beto, miało się mniej oberwać. Wyrocznia przewidziała następny atak ludzi na naszą watahę. Masz walczyć na pierwszej linii. A nawet jeśli zginiesz, nikogo to nie będzie obchodzić..- Zaniemówiłam..
-NIE! Nie możesz jej tego zrobić!- Tym razem odezwała się moja matka..-Nie pozwolę ci skrzywdzić mojej córki!!
Władca Cieni spojrzał się na nią oczami pełnymi gniewu i przejechał jej pazurem przez pysk zostawiając przy tym wielką, krwawiącą ranę.Ta chwila wydawała się wieczna i okropna.. Czułam się zrozpaczona, pełna gniewu, chęci zemsty..
środa, 29 marca 2017
Od Isabelle C.D Cheonsa
Przyglądałam się nieznajomej już dobrą chwilę, ale ona tylko na mnie zerkała. Była zajęta rozmową z Moony. Gdy skończyły, alfa uznała, że wadera będzie członkiem naszej watahy, na co Cheonsa przytaknęła z radością.
- No więc ustalone, bierzemy cię ze sobą - zakomenderowała MoonLight
- Super! - zaśmiała się nowa
Nie byłam przekonana co do tej decyzji, ale cóż, nie ja tu rządzę. Moje własne myśli zaczęły mnie zdradzać, intensywnie się nad czymś zastanawiałam, wyobraźnia jak zwykle robi co chcę, mam wrażenie,że mój mózg zaraz eksploduje tysiącami istotnymi i nieistotnymi informacjami. Z tego wszystkiego wyrwała, wyratowała mnie Moony,
- Zabierzemy cię do nas, prawda Isabelle? - Skwitowała alfa
- Co? - zdezorientowana wydukałam
- Niebo :-) - palnęła z przekąsem wadera
- Jak?! Gdzie?! - dezorient 10/10
- Pod tobą - dodała MoonLight
- Yyyy - no comment
- Halo, Isabelle, oprzytomnij wreszcie! - uspokoiła mnie Moony
Ocknęłam się, lecz nadal byłam trochę (bardzo) rozkojarzona, dało się jednak nawiązać ze mną kontakt.
- Coś się stało? - spytała alfa łagodnym głosem
- Nie, nic wszystko OK - odpowiedziałam nie do końca zgodnie z prawdą
- To dobrze, wracamy - nakazała wadera
Zdążyłam jeszcze dostrzec, że nowa wilczyca ma jasnoniebieskie oczy. Mimo, że ja patrzyłam na nią niepewnie to ona cały czas się do mnie uśmiechała. Podczas drogi szłam z tyłu cały czas myśląc oraz rozmyślając i nie spuszczając wzroku z niewielkiej towarzyszki.
- Jesteśmy w domu - oznajmiła Moony
- Fajnie tu - zaciekawiła się Cheonsa
- Jest już bardzo późno, idź spać mała
- Mogę w tamtym pniu?
- Tak, tam nikt nie śpi.
- Dziękuję!
- Śpij już...
Ja nie mogłam się skupić na niczym, ani jeść, ani spać, nic. Myśli, to one nie dawały mi spokoju. Co gorsza, dołączyły do nich przeczucia, instynkt i intuicja. Usiadłam na moim głazie na wzniesieniu i wpatrywałam się w pełnię księżyca rozmyślając. Chwilę później przysiadła obok mnie MoonLight.
- Młoda śpi - poinformowała mnie
Ja jednak nic nie odpowiedziałam.
- Wszystko w porządku? - alfa najwidoczniej wiedziała od początku, że coś nie daje mi spokoju - Znam cię wystarczająco długo, aby wyczuć, że coś jest nie tak jak być powinno
- Pamiętasz, gdy mówiłam ci, że znalazłaś mnie po tym, jak uciekłam z domu?
- Owszem, jakbym znalazła się wczoraj ...
- W tym rzecz, że tak nie było ...
- Ale ...
- Tak, rozumiem. Ale tego nie musiałaś wiedzieć.
- Zgoda, ale co to ma wspólnego z Cheonsą?
- Więcej, niż ci się może wydawać ...
- Opowiedz mi ...
- To zdarzyło się niecały rok przed tym, jak mnie znalazłaś. Byłam wtedy zupełnie inna pod względem psychicznym niż teraz. I nie byłam sama ...
- Czyli jednak nie jesteś sierotą?
- Jestem. Rodzice zmarli, gdy byłam młoda. Miałam wtedy brata. Nazywał się Yavin. Różniliśmy się od siebie pod wieloma względami, np. on nie mógł latać, jednak oboje lubiliśmy mieć grzywkę :-)
- Czemu mi nie powiedziałaś? I co ma z tym wspólnego Cheonsa?
- Po prostu nie musiałaś wiedzieć, a i ja nie chciałam o tym wspominać. Teraz widzę jednak, że nie ma sensu tego dłużej ukrywać.
- A mała?
- Pewnego dnia wyruszyłam z Yavinem na wspólne łowy. Jak zwykle przepychaliśmy się, kto będzie miał lepszą ofiarę. Nad kraterem stał samotny jeleń. Dla nas, młodych wilków, była to niemała uczta. O dziwo, poszliśmy na kompromis i postanowiliśmy złapać zwierzynę razem. Plan działania był taki: Ja odwracam uwagę jelenia, a Yavin zachodzi go od tyłu i wskakuje mu na grzbiet, po czym zabija, a ja cały ten czas udaję, że szykuję się do skoku na zwierzynę.
- Dość mało zaawansowany ten wasz plan
- Mieliśmy nieco ponad 2 lata ...
- No tak ... Kontynuuj.
- Za nami las, przed nami skalista pustynia ... Zaczęliśmy wdrażać nasz plan w życie. Z początku szło dobrze, ale później zaczęły się kłopoty. Z lasu wyszła do nas mała wadera.
- Cheonsa!?
- Owszem, ale przedstawiła się jako Ylber. Nie zorientowała się, że jesteśmy w trakcie łowów. Jak już do tego doszła, było za późno. Zrobiła dwa kroki w tył. Ja jeszcze przez ułamek sekundy byłam odwrócona w jej kierunku. Zwierzyna spłoszyła się na widok niewielkiej wilczycy chodzącej w pobliżu. Zrobił gwałtowny krok w tył, gdzie stał Yavin. Basior jakby zapomniał o naszym planie i ugryzł go w nogę. Zwierzyna kopnęła go w klatkę piersiową, ten jednak nie wypuścił z zębów jej kończyny. Stracił tylko równowagę, pociągnął ofiarę w tył, jeleń potknął się o niego i razem wpadli do krateru. Wywołało to eksplozję fali gorącego powietrza i popiołu. Mała wadera stała jak wryta wpatrzona w to, co się działo i w to, czego była sprawcą. Byłyśmy podobnego wzrostu, lecz ja jednak lekko wyższa. Rzuciłam się na wilczycę, aby osłonić ją przed nacierającą falą kurzu i dymu, ale ona uznała, że to w odwecie za mojego brata. Obroniła się, machnięciem łapą z wystawionym pazurem.
Odrzuciłam grzywkę na bok i pokazałam się alfie. Jej mina mówiła sama za siebie. Była zszokowana. No cóż, w końcu pokazałam jej moją bliznę przechodzącą przez oko, które cudem ocalało.
- Ona pozbawiła cię bliskiego...
- Tak ... Ale nie mam jej tego za złe.
- Podziwiam cię za to.
- No cóż, ja podziwiam cię za mnóstwo innych rzeczy...
- Cieszę się, że mi powiedziałaś... i pokazałaś.
- Wolę jej o tym nie mówić. Nie pamięta jak się nazywa, to dobrze, że nie kojarzy mnie... Jest więc szansa, że zupełnie zapomniała. Jak dla mnie, to ona ma jakąś amnezję czy coś. Wolę, żeby tak już zostało, aby nie pamiętała... Poza tym, nie zrobiła tego specjalnie. Chcę zacząć z nią od nowa.
- Dobrze, masz rację... A reszta watahy?
- Sądzę, że dowiedzą się w swoim czasie.
- Tak, wszystko w swoim czasie. Idź się przespać, rano twoje myśli przestaną cię dręczyć.
- Skąd wiesz?
- Intuicja...
- Dzięki.
- To ja dziękuję za zaufanie.
- Jesteś jedną z niewielu, którzy je u mnie zdobyli. I jedną z niewielu, którzy na nie zasługują...
Alfa pokiwała ze zrozumieniem głową, a ja zrzuciłam grzywkę na oko. Razem cicho zawyłyśmy i rozeszłyśmy się do spania. Wskakując pomiędzy głazy spojrzałam jeszcze na księżyc. Wydawał się taki spokojny... Był wielki, okrągły, błyszczący i nieco... szmaragdowy.
<Moonlight?>
- No więc ustalone, bierzemy cię ze sobą - zakomenderowała MoonLight
- Super! - zaśmiała się nowa
Nie byłam przekonana co do tej decyzji, ale cóż, nie ja tu rządzę. Moje własne myśli zaczęły mnie zdradzać, intensywnie się nad czymś zastanawiałam, wyobraźnia jak zwykle robi co chcę, mam wrażenie,że mój mózg zaraz eksploduje tysiącami istotnymi i nieistotnymi informacjami. Z tego wszystkiego wyrwała, wyratowała mnie Moony,
- Zabierzemy cię do nas, prawda Isabelle? - Skwitowała alfa
- Co? - zdezorientowana wydukałam
- Niebo :-) - palnęła z przekąsem wadera
- Jak?! Gdzie?! - dezorient 10/10
- Pod tobą - dodała MoonLight
- Yyyy - no comment
- Halo, Isabelle, oprzytomnij wreszcie! - uspokoiła mnie Moony
Ocknęłam się, lecz nadal byłam trochę (bardzo) rozkojarzona, dało się jednak nawiązać ze mną kontakt.
- Coś się stało? - spytała alfa łagodnym głosem
- Nie, nic wszystko OK - odpowiedziałam nie do końca zgodnie z prawdą
- To dobrze, wracamy - nakazała wadera
Zdążyłam jeszcze dostrzec, że nowa wilczyca ma jasnoniebieskie oczy. Mimo, że ja patrzyłam na nią niepewnie to ona cały czas się do mnie uśmiechała. Podczas drogi szłam z tyłu cały czas myśląc oraz rozmyślając i nie spuszczając wzroku z niewielkiej towarzyszki.
- Jesteśmy w domu - oznajmiła Moony
- Fajnie tu - zaciekawiła się Cheonsa
- Jest już bardzo późno, idź spać mała
- Mogę w tamtym pniu?
- Tak, tam nikt nie śpi.
- Dziękuję!
- Śpij już...
Ja nie mogłam się skupić na niczym, ani jeść, ani spać, nic. Myśli, to one nie dawały mi spokoju. Co gorsza, dołączyły do nich przeczucia, instynkt i intuicja. Usiadłam na moim głazie na wzniesieniu i wpatrywałam się w pełnię księżyca rozmyślając. Chwilę później przysiadła obok mnie MoonLight.
- Młoda śpi - poinformowała mnie
Ja jednak nic nie odpowiedziałam.
- Wszystko w porządku? - alfa najwidoczniej wiedziała od początku, że coś nie daje mi spokoju - Znam cię wystarczająco długo, aby wyczuć, że coś jest nie tak jak być powinno
- Pamiętasz, gdy mówiłam ci, że znalazłaś mnie po tym, jak uciekłam z domu?
- Owszem, jakbym znalazła się wczoraj ...
- W tym rzecz, że tak nie było ...
- Ale ...
- Tak, rozumiem. Ale tego nie musiałaś wiedzieć.
- Zgoda, ale co to ma wspólnego z Cheonsą?
- Więcej, niż ci się może wydawać ...
- Opowiedz mi ...
- To zdarzyło się niecały rok przed tym, jak mnie znalazłaś. Byłam wtedy zupełnie inna pod względem psychicznym niż teraz. I nie byłam sama ...
- Czyli jednak nie jesteś sierotą?
- Jestem. Rodzice zmarli, gdy byłam młoda. Miałam wtedy brata. Nazywał się Yavin. Różniliśmy się od siebie pod wieloma względami, np. on nie mógł latać, jednak oboje lubiliśmy mieć grzywkę :-)
- Czemu mi nie powiedziałaś? I co ma z tym wspólnego Cheonsa?
- Po prostu nie musiałaś wiedzieć, a i ja nie chciałam o tym wspominać. Teraz widzę jednak, że nie ma sensu tego dłużej ukrywać.
- A mała?
- Pewnego dnia wyruszyłam z Yavinem na wspólne łowy. Jak zwykle przepychaliśmy się, kto będzie miał lepszą ofiarę. Nad kraterem stał samotny jeleń. Dla nas, młodych wilków, była to niemała uczta. O dziwo, poszliśmy na kompromis i postanowiliśmy złapać zwierzynę razem. Plan działania był taki: Ja odwracam uwagę jelenia, a Yavin zachodzi go od tyłu i wskakuje mu na grzbiet, po czym zabija, a ja cały ten czas udaję, że szykuję się do skoku na zwierzynę.
- Dość mało zaawansowany ten wasz plan
- Mieliśmy nieco ponad 2 lata ...
- No tak ... Kontynuuj.
- Za nami las, przed nami skalista pustynia ... Zaczęliśmy wdrażać nasz plan w życie. Z początku szło dobrze, ale później zaczęły się kłopoty. Z lasu wyszła do nas mała wadera.
- Cheonsa!?
- Owszem, ale przedstawiła się jako Ylber. Nie zorientowała się, że jesteśmy w trakcie łowów. Jak już do tego doszła, było za późno. Zrobiła dwa kroki w tył. Ja jeszcze przez ułamek sekundy byłam odwrócona w jej kierunku. Zwierzyna spłoszyła się na widok niewielkiej wilczycy chodzącej w pobliżu. Zrobił gwałtowny krok w tył, gdzie stał Yavin. Basior jakby zapomniał o naszym planie i ugryzł go w nogę. Zwierzyna kopnęła go w klatkę piersiową, ten jednak nie wypuścił z zębów jej kończyny. Stracił tylko równowagę, pociągnął ofiarę w tył, jeleń potknął się o niego i razem wpadli do krateru. Wywołało to eksplozję fali gorącego powietrza i popiołu. Mała wadera stała jak wryta wpatrzona w to, co się działo i w to, czego była sprawcą. Byłyśmy podobnego wzrostu, lecz ja jednak lekko wyższa. Rzuciłam się na wilczycę, aby osłonić ją przed nacierającą falą kurzu i dymu, ale ona uznała, że to w odwecie za mojego brata. Obroniła się, machnięciem łapą z wystawionym pazurem.
Odrzuciłam grzywkę na bok i pokazałam się alfie. Jej mina mówiła sama za siebie. Była zszokowana. No cóż, w końcu pokazałam jej moją bliznę przechodzącą przez oko, które cudem ocalało.
- Ona pozbawiła cię bliskiego...
- Tak ... Ale nie mam jej tego za złe.
- Podziwiam cię za to.
- No cóż, ja podziwiam cię za mnóstwo innych rzeczy...
- Cieszę się, że mi powiedziałaś... i pokazałaś.
- Wolę jej o tym nie mówić. Nie pamięta jak się nazywa, to dobrze, że nie kojarzy mnie... Jest więc szansa, że zupełnie zapomniała. Jak dla mnie, to ona ma jakąś amnezję czy coś. Wolę, żeby tak już zostało, aby nie pamiętała... Poza tym, nie zrobiła tego specjalnie. Chcę zacząć z nią od nowa.
- Dobrze, masz rację... A reszta watahy?
- Sądzę, że dowiedzą się w swoim czasie.
- Tak, wszystko w swoim czasie. Idź się przespać, rano twoje myśli przestaną cię dręczyć.
- Skąd wiesz?
- Intuicja...
- Dzięki.
- To ja dziękuję za zaufanie.
- Jesteś jedną z niewielu, którzy je u mnie zdobyli. I jedną z niewielu, którzy na nie zasługują...
Alfa pokiwała ze zrozumieniem głową, a ja zrzuciłam grzywkę na oko. Razem cicho zawyłyśmy i rozeszłyśmy się do spania. Wskakując pomiędzy głazy spojrzałam jeszcze na księżyc. Wydawał się taki spokojny... Był wielki, okrągły, błyszczący i nieco... szmaragdowy.
<Moonlight?>
wtorek, 28 marca 2017
Od Moonlight "Wspomnienia" cz.1
Byłam w trakcie treningu z Isabelle, muszę przyznać, że jest bardzo dobra. Ledwo co uniknęłam lodowego sopla lecącego w moją stronę.
-Tracisz trochę na refleksie, Moonlight- oznajmiła wadera lądując kilka metrów przede mną z szyderczym uśmieszkiem.
Wtedy bez ostrzeżenia wymierzyłam w nią mieczem z lodu. Isabelle wciąż śmiejąc się pod nosem, zauważyła go w ostatniej chwili i prawie, a by dostała nim między oczy. Uskoczyła chwiejnie i parsknęła.
-Widzę co tutaj zrobiłaś.
-"Tracisz trochę na refleksie"- zacytowałam i podeszłam do wadery, po czym poklepałam ją po plecach.-To tyle na dziś.
-Ok, ja idę na polowanie, jestem potwornie głodna. Prawdopodobnie wrócę za godzinę czy dwie.-powiedziała i obróciła się w stronę lasu wiecznej jesieni.
-Jeśli zobaczysz gadającego skrzydlatego zająca, to zjedź go w moim imieniu- uśmiechnęłam się na co Isabelle odpowiedziała mi dziwnym wyrazem pyska, stała tak przez chwilę patrząc się na mnie ze zdziwieniem. Po czym zniknęła za drzewami.
Ja poszłam w przeciwnym kierunku, do lasu wiecznego mroku. Kiedy byłam na miejscu przystanęłam przed przesiąkniętym ciemnością kawałkiem z lodu. Uznawałam to za grób mojej siostry, ale naprawdę to nie wiem czy ona wciąż żyje. Zniknęła w "straszliwą zimę", ale nie do końca pamiętam co się wtedy stało.
-Tracisz trochę na refleksie, Moonlight- oznajmiła wadera lądując kilka metrów przede mną z szyderczym uśmieszkiem.
Wtedy bez ostrzeżenia wymierzyłam w nią mieczem z lodu. Isabelle wciąż śmiejąc się pod nosem, zauważyła go w ostatniej chwili i prawie, a by dostała nim między oczy. Uskoczyła chwiejnie i parsknęła.
-Widzę co tutaj zrobiłaś.
-"Tracisz trochę na refleksie"- zacytowałam i podeszłam do wadery, po czym poklepałam ją po plecach.-To tyle na dziś.
-Ok, ja idę na polowanie, jestem potwornie głodna. Prawdopodobnie wrócę za godzinę czy dwie.-powiedziała i obróciła się w stronę lasu wiecznej jesieni.
-Jeśli zobaczysz gadającego skrzydlatego zająca, to zjedź go w moim imieniu- uśmiechnęłam się na co Isabelle odpowiedziała mi dziwnym wyrazem pyska, stała tak przez chwilę patrząc się na mnie ze zdziwieniem. Po czym zniknęła za drzewami.
Ja poszłam w przeciwnym kierunku, do lasu wiecznego mroku. Kiedy byłam na miejscu przystanęłam przed przesiąkniętym ciemnością kawałkiem z lodu. Uznawałam to za grób mojej siostry, ale naprawdę to nie wiem czy ona wciąż żyje. Zniknęła w "straszliwą zimę", ale nie do końca pamiętam co się wtedy stało.
niedziela, 26 marca 2017
Od Cheonsy "Zadanie na Odwagę" cz.2
-Dlaczego mi o nich nie powiedziałeś??-zapytałam
Bentir nie odpowiedział.W tym samym czasie próbowaliśmy się gdzieś ukryć. Nagle zatrzymał się i powiedział- Piwnica!
-Szybko, szybko- poganiał mnie
-Musimy się gdzieś ukryć i przeczekać tą fale, a potem ci wszystko dokładnie wyjaśnię..
Minęło kilka godzin i my dopiero wtedy wyszliśmy.
-OK, to powiesz mi o co chodzi?
-Zaraz, chodź pójdziemy do mojego domu i wtedy Ci to opowiem.
Przytaknęłam.Okazało się, że on mieszka w wielkim pałacu. Był wykonany w marmuru i ze złota.
-Moi pradziadowie razem rządzili tym królestwem.Starszy pradziad Eustachy kochał wszystko co żyje, jego serce było przepełnione miłością i słodkością. Natomiast młodszy Stefan był srogi, za małe przewinienie można było spodziewać się kary śmierci. Poddani się jego bali.Gdy Stefan wychodził z pałacu i spacerował bo mieście wszyscy się chowali.Pewnego razu Dwaj pradziadowie wyszli do lasu przekonać się czy jest prawdą to, że w okolicy żyją tak zwane Holopy. Ta legenda niestety okazała się prawdą. Dziad Eustachy został zaatakowany przez jednego z nich. Jego serce nie było już przepełnione miłością tylko rządzą zabicia wszystkich. W jednej chwili stał się istotą nie myślącą.
- A punkt kolimacyjny tej opowieści to?- zapytałam się z znudzeniem
-Eustachy wraz z Stefanem stali się wodzami Holopów.
-Ja cie nie mogę, emocje jak na grzybach..
Bentir nie odpowiedział.W tym samym czasie próbowaliśmy się gdzieś ukryć. Nagle zatrzymał się i powiedział- Piwnica!
-Szybko, szybko- poganiał mnie
-Musimy się gdzieś ukryć i przeczekać tą fale, a potem ci wszystko dokładnie wyjaśnię..
Minęło kilka godzin i my dopiero wtedy wyszliśmy.
-OK, to powiesz mi o co chodzi?
-Zaraz, chodź pójdziemy do mojego domu i wtedy Ci to opowiem.
Przytaknęłam.Okazało się, że on mieszka w wielkim pałacu. Był wykonany w marmuru i ze złota.
-Moi pradziadowie razem rządzili tym królestwem.Starszy pradziad Eustachy kochał wszystko co żyje, jego serce było przepełnione miłością i słodkością. Natomiast młodszy Stefan był srogi, za małe przewinienie można było spodziewać się kary śmierci. Poddani się jego bali.Gdy Stefan wychodził z pałacu i spacerował bo mieście wszyscy się chowali.Pewnego razu Dwaj pradziadowie wyszli do lasu przekonać się czy jest prawdą to, że w okolicy żyją tak zwane Holopy. Ta legenda niestety okazała się prawdą. Dziad Eustachy został zaatakowany przez jednego z nich. Jego serce nie było już przepełnione miłością tylko rządzą zabicia wszystkich. W jednej chwili stał się istotą nie myślącą.
- A punkt kolimacyjny tej opowieści to?- zapytałam się z znudzeniem
-Eustachy wraz z Stefanem stali się wodzami Holopów.
-Ja cie nie mogę, emocje jak na grzybach..
piątek, 24 marca 2017
Od Cheonsy "Zadanie na Odwagę" cz.1
Udałam się na przechadzkę do lasu.Słońce jak zwykle dawało się we znaki.
Choć, dzięki drzewom padało trochę cienia, ale i tak było gorąco.
Szłam sobie i tak szłam, aż nagle zauważyłam dziwną istotę. Była czarna w czerwone kropeczki. Miała ciemne jak noc oczy. Z paszczy wystawały mu białe jak kość słoniowa kły.
Na początku zastanawiałam się co to jest, ale po pewnym czasie stwierdziłam, że to jest coś podobnego do goblina.
Ponieważ byłam głodna chciałam na niego zapolować. Wahałam się przez chwilę czy to jest słuszny krok, ale wydawało mi się, że tak.
Owy ''goblin'' obił jakieś dziwne obrzędy przy pniu drzewa.Zaczaiłam się na niego, następnie rzuciłam się jak szalona ze szponami. Stworzenie odskoczyło tak, jakby miało oczy z tyłu głowy.A ja uderzyłam się w drzewo.
- O ten skrzat, zaraz go dorwę i rozszarpię- pomyślałam z wściekłością
-Czytam w myślach- odrzekł ''goblin''
-Pff...- parsknęłam
Wychodziło na to, że w tym czasie nie mogłam myśleć, co w moim przypadku było trudne. Nagle ''goblin'' zaczął uciekać. Ja patrząc na to myślałam, że pęknę ze śmiechu. Wzdrygnęłam się i ruszyłam, w pogoń za tym czymś. Pościg trwał dobre 5 minut.
Dogoniłam go. wskakuje na niego i on znów uniknął. Wściekła ja próbuje drapnąć go pazurami ale coś nie pykło.
-Wiem co zamierzasz- powiedział ''goblin''
-Kurde no, przestań- rzekłam ze złością i z rozczarowaniem za razem.
-Zaprowadzę cię do pewnego miejsca..- powiedział z zaangażowaniem.
-I co tam będziemy robić?-zapytałam się.
-Zobaczysz..- oznajmił z tajemniczością.
Po tej rozmowie ruszyliśmy w podróż, która okazała się bardzo długa.Podczas tej drogi dużo gadaliśmy, okazało się, że on ma na imię Bentir. Jego rodzina pochodzi z miejsca, które nazywa się ''Kopalnia Koboldów'. Nazwa ta nie miała za dużo wspólnego z jakąś kopalnią, choć w pobliżu jest owa.
Szliśmy długo z moich bardzo profesjonalnych obliczeń wyszło, że było to około 2 dni.Po tym czasie nareszcie dotarliśmy.
Osada, (jeżeli możemy ją tak nazwać) wyglądała dość specyficznie.
Na wejściu widniały 2 wielkie flagi czerwono-niebieskie. Całą osadę otaczał wielki mur. Miał ponad 3 metry wysokości i 2 metry szerokości.Przez środek tego miejsca przebiegała ścieżka, a jej inne dołączone ścieżki doprowadzały do czegoś przypominającego jaskinie ale nie byłe wgłębione w jakąś skałę .
- Co to jest?- zapytałam się pokazując pyskiem to podobne do jaskini
-Nie wiesz co to jest?-Zapytał ze zdziwieniem
-Nie- powiedziałam z żalem
-Dom-odpowiedział z uśmiechem
Pokiwałam do niego, że zrozumiałam.
Nagle usłyszałam bardzo głośne tupanie ale nie wiem czego.
-Kryć się!!!- wrzasnął ktoś z okolicznej garstki ''goblinów''.
-Co się dzieje?-zapytałam z przerażeniem Bentira.
-Nie chciałem Ci o tym mówić, ale to są u nas tak zwane Holopy. Są to wielkie muły które co jakiś czas przychodzą tu do nas.
Choć, dzięki drzewom padało trochę cienia, ale i tak było gorąco.
Szłam sobie i tak szłam, aż nagle zauważyłam dziwną istotę. Była czarna w czerwone kropeczki. Miała ciemne jak noc oczy. Z paszczy wystawały mu białe jak kość słoniowa kły.
Na początku zastanawiałam się co to jest, ale po pewnym czasie stwierdziłam, że to jest coś podobnego do goblina.
Ponieważ byłam głodna chciałam na niego zapolować. Wahałam się przez chwilę czy to jest słuszny krok, ale wydawało mi się, że tak.
Owy ''goblin'' obił jakieś dziwne obrzędy przy pniu drzewa.Zaczaiłam się na niego, następnie rzuciłam się jak szalona ze szponami. Stworzenie odskoczyło tak, jakby miało oczy z tyłu głowy.A ja uderzyłam się w drzewo.
- O ten skrzat, zaraz go dorwę i rozszarpię- pomyślałam z wściekłością
-Czytam w myślach- odrzekł ''goblin''
-Pff...- parsknęłam
Wychodziło na to, że w tym czasie nie mogłam myśleć, co w moim przypadku było trudne. Nagle ''goblin'' zaczął uciekać. Ja patrząc na to myślałam, że pęknę ze śmiechu. Wzdrygnęłam się i ruszyłam, w pogoń za tym czymś. Pościg trwał dobre 5 minut.
Dogoniłam go. wskakuje na niego i on znów uniknął. Wściekła ja próbuje drapnąć go pazurami ale coś nie pykło.
-Wiem co zamierzasz- powiedział ''goblin''
-Kurde no, przestań- rzekłam ze złością i z rozczarowaniem za razem.
-Zaprowadzę cię do pewnego miejsca..- powiedział z zaangażowaniem.
-I co tam będziemy robić?-zapytałam się.
-Zobaczysz..- oznajmił z tajemniczością.
Po tej rozmowie ruszyliśmy w podróż, która okazała się bardzo długa.Podczas tej drogi dużo gadaliśmy, okazało się, że on ma na imię Bentir. Jego rodzina pochodzi z miejsca, które nazywa się ''Kopalnia Koboldów'. Nazwa ta nie miała za dużo wspólnego z jakąś kopalnią, choć w pobliżu jest owa.
Szliśmy długo z moich bardzo profesjonalnych obliczeń wyszło, że było to około 2 dni.Po tym czasie nareszcie dotarliśmy.
Osada, (jeżeli możemy ją tak nazwać) wyglądała dość specyficznie.
Na wejściu widniały 2 wielkie flagi czerwono-niebieskie. Całą osadę otaczał wielki mur. Miał ponad 3 metry wysokości i 2 metry szerokości.Przez środek tego miejsca przebiegała ścieżka, a jej inne dołączone ścieżki doprowadzały do czegoś przypominającego jaskinie ale nie byłe wgłębione w jakąś skałę .
- Co to jest?- zapytałam się pokazując pyskiem to podobne do jaskini
-Nie wiesz co to jest?-Zapytał ze zdziwieniem
-Nie- powiedziałam z żalem
-Dom-odpowiedział z uśmiechem
Pokiwałam do niego, że zrozumiałam.
Nagle usłyszałam bardzo głośne tupanie ale nie wiem czego.
-Kryć się!!!- wrzasnął ktoś z okolicznej garstki ''goblinów''.
-Co się dzieje?-zapytałam z przerażeniem Bentira.
-Nie chciałem Ci o tym mówić, ale to są u nas tak zwane Holopy. Są to wielkie muły które co jakiś czas przychodzą tu do nas.
wtorek, 21 marca 2017
Od Moonlight
Byłam na polowaniu, zaczęłam się trochę wpieniać; od godziny ani śladu zwierzyny. Aż wreszcie, słyszę coś w zaroślach. Skradam się, a tu...skrzydlaty zając.
-Lepszy rydz niż nic.-sapnęłam z żalem w głosie.
-To miało mnie obrazić?- oburzyła się moja zwierzyna, przystając w miejscu i wprawiając mnie w nie lada osłupienie.
-To ty umiesz, no wiesz, mówić?- spytałam; zając niemal pękł ze złości.
-Nie jestem takim zwykłym zającem panienko, znam języki co najmniej pięciu gatunków zwierząt- burknął.
-Tak jak hanbun?- spytałam zastanawiając się czy to zwykły zając.
-Tak, to właśnie hanbun mnie uczyły, wilku- odpowiedział prostując swoje skrzydełka, czy on nie zdaje sobie sprawy że jest dla mnie przekąską?
-To mogę już Cię zjeść?- wysunęłam z szyderczym uśmieszkiem na pysku, miałam już dość tego gryzonia.
Zając nagle osłupiał i skoczył w jakiś pokryty śniegiem krzew, potem już nie mogłam go znaleźć.
-Lepszy rydz niż nic.-sapnęłam z żalem w głosie.
-To miało mnie obrazić?- oburzyła się moja zwierzyna, przystając w miejscu i wprawiając mnie w nie lada osłupienie.
-To ty umiesz, no wiesz, mówić?- spytałam; zając niemal pękł ze złości.
-Nie jestem takim zwykłym zającem panienko, znam języki co najmniej pięciu gatunków zwierząt- burknął.
-Tak jak hanbun?- spytałam zastanawiając się czy to zwykły zając.
-Tak, to właśnie hanbun mnie uczyły, wilku- odpowiedział prostując swoje skrzydełka, czy on nie zdaje sobie sprawy że jest dla mnie przekąską?
-To mogę już Cię zjeść?- wysunęłam z szyderczym uśmieszkiem na pysku, miałam już dość tego gryzonia.
Zając nagle osłupiał i skoczył w jakiś pokryty śniegiem krzew, potem już nie mogłam go znaleźć.
Od Cheonsy C.D Moonlight
Zastanawiałam się czy ona do mnie mówi, ale wyglądało, że tak.
-Jak się nazywasz?-powtórzyła wadera
-Nie pamiętam-odpowiedziałam z żalem
-Hmm...-Odwróciła się do drugiej wilczycy z pytającym wyrazem pyska
-No to może nam powiesz jak chciałabyś się nazywać? Hmm..?-zapytała duga wilczyca
Długo zastanawiałam się nad tym. Stwierdziłam, że będę się nazywać Cheonsa.
-Cheonsa-odpowiedziałam
-Ciekawe to imię-kiwnęła z uznaniem jedna z nieznajomych.
-A wy jak się nazywacie?-Zapytałam z ciekawością
-Isabelle-odpowiedziała wilczyca
-A ty?-zapytałam tą drugą
-Moonlight-powiedziała
<Isabelle?>
-Jak się nazywasz?-powtórzyła wadera
-Nie pamiętam-odpowiedziałam z żalem
-Hmm...-Odwróciła się do drugiej wilczycy z pytającym wyrazem pyska
-No to może nam powiesz jak chciałabyś się nazywać? Hmm..?-zapytała duga wilczyca
Długo zastanawiałam się nad tym. Stwierdziłam, że będę się nazywać Cheonsa.
-Cheonsa-odpowiedziałam
-Ciekawe to imię-kiwnęła z uznaniem jedna z nieznajomych.
-A wy jak się nazywacie?-Zapytałam z ciekawością
-Isabelle-odpowiedziała wilczyca
-A ty?-zapytałam tą drugą
-Moonlight-powiedziała
<Isabelle?>
wtorek, 7 marca 2017
Od Moonlight C.D Isabelle
Wyżyny Zadumy i naszą watahę dzieli tylko kilkadziesiąt minut, jeśli lecisz. W tym był problem, miałam złamane skrzydło, a Isabelle była już bardzo zmęczona po krótkiej chwili noszenia ciężkiego balastu, a mianowicie mnie. Zostało nam tylko iść na piechotę. Byłyśmy bardzo głodne, więc musiałyśmy coś upolować; i tak zrobiłyśmy. Naszą ofiarą padł średniej wielkości jeleń. Ruszyłyśmy w dalszą drogę. Szłyśmy tak gdzieś z pół godziny i nagle, zauważyłyśmy wilka na naszej drodze. Była o wiele mniejsza od nas, wyglądała jak szczeniak.
-Znasz ją?-spytała się Isabelle i spojrzała na mnie wymagając odpowiedzi.
-Nie, pewnie jakaś trzecia sierota.-oznajmiłam po czym wadera zasłoniła swój pysk łapą w geście zażenowania.
-Dziękuje bardzo.-parsknęła Beta.
-Oj, nie gorączkuj się tak. Jeszcze ją spłoszysz.-powiedziałam robiąc szyderczy uśmieszek- Robota wzywa- kontynuowałam.
-Robota?- Isabelle stanęła w miejscu i popatrzyła na nieznajomą.
-Co robimy jak znajdujemy jakąś sierotę?
-Heh, nie musisz już dalej tego ciągnąć, domyśliłam się- oznajmiła po czym porozumiewawczo machnęłam głową w stronę obcego wilka.
Kiedy do niej podeszłyśmy, gwałtownie obróciła się w naszą stronę.
-Jak się nazywasz?-spytałam schylając trochę łeb do poziomu wadery.
<Cheonsa?>
-Znasz ją?-spytała się Isabelle i spojrzała na mnie wymagając odpowiedzi.
-Nie, pewnie jakaś trzecia sierota.-oznajmiłam po czym wadera zasłoniła swój pysk łapą w geście zażenowania.
-Dziękuje bardzo.-parsknęła Beta.
-Oj, nie gorączkuj się tak. Jeszcze ją spłoszysz.-powiedziałam robiąc szyderczy uśmieszek- Robota wzywa- kontynuowałam.
-Robota?- Isabelle stanęła w miejscu i popatrzyła na nieznajomą.
-Co robimy jak znajdujemy jakąś sierotę?
-Heh, nie musisz już dalej tego ciągnąć, domyśliłam się- oznajmiła po czym porozumiewawczo machnęłam głową w stronę obcego wilka.
Kiedy do niej podeszłyśmy, gwałtownie obróciła się w naszą stronę.
-Jak się nazywasz?-spytałam schylając trochę łeb do poziomu wadery.
<Cheonsa?>
poniedziałek, 6 marca 2017
Od Isabelle
Zadanie 4
Od czasu naszej (MoonLight i ja) wyprawy, Wyżyny Zadumy stały się nieco przyjemniejszym miejscem niż zazwyczaj. Postanowiłam się więc trochę rozerwać (w moim przypadku rozrywka oznacza polowanie bądź inne formy walki). Wcześnie rano zwlekłam się z mojego ulubionego głazu i ruszyłam na w.w. Wyżyny. Po drodze zachciało mi się upolować coś ''trudnego''. Dziś szczęście mi sprzyjało. Skradałam się bezszelestnie, poruszałam się szybko i zwinnie. Nagle między drzewami dostrzegłam jakby łapę. Nagle zza krzaków wychyliła się wysoka, szczupła sylwetka. To był rubinowy hanbun! Zwierze zauważyło mnie i rzuciło się do ucieczki. Wyrwałam za nim. Za pomocą telekinezy zaczęłam zbierać wszystko co leżało na ziemi i rzuciłam to pod nogi mojej ofiary. Ta nie zdążyła skoczyć i wyglebiła się o stertę patyków, kamyków i gałązek. Zrobiwszy zgrabny unik w bok, zarzuciłam tylnymi nogami i stanęłam oko w oko z rzadką odmianą hanbuna. Do tej pory myślałam, że te zwierzęta nie walczą tylko uciekają, ale właśnie przekonałam się, że tak nie jest. Okazało się, że te stworzenia mają żywioły i moce kamieni szlachetnych, od których pochodzą nazwy ich gatunków. Zwierze rozpoczęło pojedynek. Zaczęło od salwy promieni rubinowych wystrzelonych ze swoich oczu. Ledwo co udało mi się skryć za drzewem. Dobra, moja kolej, dzisiaj szybka piłka. Wyskoczyłam z kryjówki i okrążyłam hanbuna ogrodzeniem z ostrych sopli lodu. Ofiara chciała uciec przeskakując barykadę, ale byłam i szybsza i zwinniejsza. Rzuciłam się na wystraszoną istotę, uniemożliwiając jej wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Już miałam zadać ten śmiertelny cios, ale w ostatniej chwili zwierze przemówiło do mnie w myślach:''Błagam, nie!''. To powstrzymało mnie od zadania ostatecznego bólu. Wstałam, hanbun ukłonił mi się i znowu przemówił do mnie w myślach:''Dziękuję. W razie czego, poproś.''. Nic z tego nie zrozumiałam, skinęłam głową na znak pokoju i odwróciłam się z zamiarem odejścia. W moich myślach zabrzmiało jeszcze jedno, ostatnie słowo:''Przyjacielu.''.
Od czasu naszej (MoonLight i ja) wyprawy, Wyżyny Zadumy stały się nieco przyjemniejszym miejscem niż zazwyczaj. Postanowiłam się więc trochę rozerwać (w moim przypadku rozrywka oznacza polowanie bądź inne formy walki). Wcześnie rano zwlekłam się z mojego ulubionego głazu i ruszyłam na w.w. Wyżyny. Po drodze zachciało mi się upolować coś ''trudnego''. Dziś szczęście mi sprzyjało. Skradałam się bezszelestnie, poruszałam się szybko i zwinnie. Nagle między drzewami dostrzegłam jakby łapę. Nagle zza krzaków wychyliła się wysoka, szczupła sylwetka. To był rubinowy hanbun! Zwierze zauważyło mnie i rzuciło się do ucieczki. Wyrwałam za nim. Za pomocą telekinezy zaczęłam zbierać wszystko co leżało na ziemi i rzuciłam to pod nogi mojej ofiary. Ta nie zdążyła skoczyć i wyglebiła się o stertę patyków, kamyków i gałązek. Zrobiwszy zgrabny unik w bok, zarzuciłam tylnymi nogami i stanęłam oko w oko z rzadką odmianą hanbuna. Do tej pory myślałam, że te zwierzęta nie walczą tylko uciekają, ale właśnie przekonałam się, że tak nie jest. Okazało się, że te stworzenia mają żywioły i moce kamieni szlachetnych, od których pochodzą nazwy ich gatunków. Zwierze rozpoczęło pojedynek. Zaczęło od salwy promieni rubinowych wystrzelonych ze swoich oczu. Ledwo co udało mi się skryć za drzewem. Dobra, moja kolej, dzisiaj szybka piłka. Wyskoczyłam z kryjówki i okrążyłam hanbuna ogrodzeniem z ostrych sopli lodu. Ofiara chciała uciec przeskakując barykadę, ale byłam i szybsza i zwinniejsza. Rzuciłam się na wystraszoną istotę, uniemożliwiając jej wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Już miałam zadać ten śmiertelny cios, ale w ostatniej chwili zwierze przemówiło do mnie w myślach:''Błagam, nie!''. To powstrzymało mnie od zadania ostatecznego bólu. Wstałam, hanbun ukłonił mi się i znowu przemówił do mnie w myślach:''Dziękuję. W razie czego, poproś.''. Nic z tego nie zrozumiałam, skinęłam głową na znak pokoju i odwróciłam się z zamiarem odejścia. W moich myślach zabrzmiało jeszcze jedno, ostatnie słowo:''Przyjacielu.''.
sobota, 4 marca 2017
Od Isabelle C.D Moonlight
- Możesz latać? - zapytałam alfę
- Nie za bardzo - odpowiedziała
- Kiepsko - oceniłam
- Brawo Sherlocku - skomentowała Moony
- Nie przeszkadzaj, myślę - sprostowałam rozmowę
- Ha ha! Niezły żart! Ty myślisz!? - ryknęła śmiechem wadera
- I co cię tak dziwi? - odrzekłam
- Już nic - jak widać alfa teraz uświadomiła sobie, że drze się jak opętana
W tym momencie pod nami rozległ się donośny ryk i fala gorąca przeszła nam przez futra. Rozwścieczona hydra zionęła ogniem z kilku łbów na raz.
- Dobra, czas na nas - skomentowałam
- Zbieramy się! - zakomenderowała wadera
Skrzydła Moony były uszkodzone, nie mogła ich rozprostować, nie mówiąc już nawet o lataniu. Ja nie miałam skrzydeł, więc ciągle mogłam być w powietrzu. Szybko podniosłam się, przygotowałam, domierzyłam i skoczyłam, a raczej wzbiłam w powietrze. Z hukiem wylądowałam (wyrżnęłam) na półkę skalną MoonLight.
- Wszystko fajnie, ale lądować to ja cię muszę nauczyć - z przekąsem powiedziała alfa
- Okej, ale nie w tej chwili - pospieszyłam waderę - wskakuj! - dodałam wskazując Moony mój grzbiet.
- Lecimy! - rozkazała MoonLight
- Trzymaj się! - rzuciłam
Skoczyłam w dół. Spadałyśmy dobrą chwilę, aż nie złapałam równowagi. Nagle wystrzeliłam w górę jak z procy.
- Żyjemy! - ucieszyłam się lądując niezdarnie obok przepaści, jednocześnie zrzucając ze swego grzbietu alfę
- Auć! Dlaczego mam wrażenie, że kiedyś mnie zabijesz?! - zapytała zrzucona wadera
- Sorry - powiedziałam (ale OPR w stylu MoonLight pomyślałam)
- Dobra, nieważne wracajmy do watahy - ucięła rozmowę Moony
- Szykuje się naprawdę długa wędrówka - bez komentarza by się nie obyło
<Moonlight?>
- Nie za bardzo - odpowiedziała
- Kiepsko - oceniłam
- Brawo Sherlocku - skomentowała Moony
- Nie przeszkadzaj, myślę - sprostowałam rozmowę
- Ha ha! Niezły żart! Ty myślisz!? - ryknęła śmiechem wadera
- I co cię tak dziwi? - odrzekłam
- Już nic - jak widać alfa teraz uświadomiła sobie, że drze się jak opętana
W tym momencie pod nami rozległ się donośny ryk i fala gorąca przeszła nam przez futra. Rozwścieczona hydra zionęła ogniem z kilku łbów na raz.
- Dobra, czas na nas - skomentowałam
- Zbieramy się! - zakomenderowała wadera
Skrzydła Moony były uszkodzone, nie mogła ich rozprostować, nie mówiąc już nawet o lataniu. Ja nie miałam skrzydeł, więc ciągle mogłam być w powietrzu. Szybko podniosłam się, przygotowałam, domierzyłam i skoczyłam, a raczej wzbiłam w powietrze. Z hukiem wylądowałam (wyrżnęłam) na półkę skalną MoonLight.
- Wszystko fajnie, ale lądować to ja cię muszę nauczyć - z przekąsem powiedziała alfa
- Okej, ale nie w tej chwili - pospieszyłam waderę - wskakuj! - dodałam wskazując Moony mój grzbiet.
- Lecimy! - rozkazała MoonLight
- Trzymaj się! - rzuciłam
Skoczyłam w dół. Spadałyśmy dobrą chwilę, aż nie złapałam równowagi. Nagle wystrzeliłam w górę jak z procy.
- Żyjemy! - ucieszyłam się lądując niezdarnie obok przepaści, jednocześnie zrzucając ze swego grzbietu alfę
- Auć! Dlaczego mam wrażenie, że kiedyś mnie zabijesz?! - zapytała zrzucona wadera
- Sorry - powiedziałam (ale OPR w stylu MoonLight pomyślałam)
- Dobra, nieważne wracajmy do watahy - ucięła rozmowę Moony
- Szykuje się naprawdę długa wędrówka - bez komentarza by się nie obyło
<Moonlight?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)