sobota, 23 grudnia 2017

Rozpoczęcie eventu Iglastych Drzew! + info

"Wilki obdarowują się prezentami, w tym czasie wszystkie przedmioty w sklepie są za połowę ceny."

Wilki, które napisały opowiadanie o event'cie: ... (100 MK)

Wilk, który dał innym najwięcej prezentów: ... (500 MK)

Opowiadania do eventu będą liczone jeśli były wysłane do 31.12.17!

+

Nie będę w stanie wejść na watahę od 25.12.17 do 08.01.18 przez co opowiadania będą wstawione najwcześniej 09.01.18, ale zachęcam do pisania opowiadań w tym czasie

niedziela, 3 grudnia 2017

Od Moonlight C.D Isabelle

W ciemnej jaskini nie było śladu po leśnej strażniczce w formie węża. Szczerze- nie szczególnie wyczekiwałam chwili naszego następnego spotkania, jeśli kiedykolwiek ujrzę jej przerażające ślepia ponownie. 

***

Przeszukałyśmy całą jaskinię i nie znalazłyśmy już wężowej pani.
-Pewnie tu jej nie ma, szukałyśmy jej wszędzie i przeszłyśmy całą długość tej jaskini wzdłuż i wrzesz.
-Chodziło ci o "wszerz"?- spytała zaciekawiona.
-Nie- mrugnęłam do niej. Ta zaś zasłoniła swoją łapą pysk i parsknęła z nutką rozbawienia. Na uwadze miała to, że jej duma i pozycja Zaufanej Bety nie pozwalają jej śmiać się z tak prymitywnych żartów.
-Twój komizm na poziome szczeniaka jak zawsze, Moony- oznajmiła odsłaniając swój pysk.
-Nie masz talentu do prawienia komplementów, Moja Droga- Te dwa ostatnie słowa mocno zaakcentowałam.
Wtedy wadera wybuchła z początku powstrzymywanym śmiechem, a ja do niej dołączyłam.
-Dobra, chodźmy już. Nikogo tu nie ma.
-Nie mów mi, że się poddajemy!- zaprotestowała Isabelle.
-Nie powiedziałam nic takiego- uśmiechnęłam się siarczyście- Chyba wiem, gdzie może być.
-Ooo! I to rozumiem!- odwzajemniła uśmiech wadera wykonując pozę, którą manifestowała swoją gotowość do walki.
-To strażniczka Anemone Nemorosa, więc to oczywiste, że uda się tam, by zregenerować swoje moce. Strażnicy, którzy nie są już spójni ze swoim naszyjnikiem mają ogromne problemy z utrzymaniem stabilnej formy. Na pewno wróci tam by energię lasu zamienić na swoją.
-A co z wilkiem ziemi, którego znalazłyśmy na naszej pierwszej wspólnej misji?- zamurowało mnie.
-W sumie...teraz jest czymś na styl zastępczego strażnika, więc...- nagle dopadła mnie nawałnica strasznych myśli-"A co jeśli strażniczka zabije wilka ziemi i przejmie jego miejsce? Ona przecież nie wie o wilczej wiedźmie, która przeklęła tą ziemię! Jeśli wilk ziemi teraz przestanie utrzymywać energię życiową lasu staną się katastroficzne rzeczy! Przecież strażniczka, która ledwo co może się zmaterializować nie poradzi NIC w tej sytuacji, może umie stawać do walki przez jej gniew, ale nie ma już pewnie w niej ani krzty uzdrowicielskiej duszy, a nie sądzę, że uda nam się znaleźć kolejną istotę, która tak dobrze włada nad mocami natury..."
-Moony? Wyglądasz na przerażoną- zmartwiła się wilczyca.
-Musimy udać się do lasu Anemone Nemorosa...i to szybko!- oświadczyłam.
-Jasne!- przytaknęła Isabelle.
<Isabelle?>

sobota, 2 grudnia 2017

Od Isabelle C.D Moonlight

- To strażnik Anemone Nemorosa. Wielki wąż z łuską twardą jak stal, jest szybki i sprytny. Nie odnosi żadnych obrażeń podczas kontaktu z ogniem.
- Czego od was chciał?
- Nie wiem, przeszliśmy do ofensywy.
- Nie sądzę, żeby przybywał bez powodu.
- W sumie to masz rację. To aż dziwne.
- Trzeba by się zorientować o co mu chodzi.
Wadera spojrzała na mnie spode łba, ale załapała, że nie żartowałam.
- Draco!! - zawołała basiora
- C.c.o.o? - odpowiedział przestraszony wilk - Mam tam iść? O nie, nie...
- Nie ty tylko my - sprostowała alfa - Pilnuj Cheonsy, a my ruszamy.
Mówiąc to odwróciła się w stronę jaskini i podeszła do jej wejścia. Kiwnęła na mnie i poczekała, aż do niej dojdę. Chwilę potem już byłyśmy w środku.
<MoonLight>

piątek, 1 grudnia 2017

Od Moonlight C.D Draco

-Wiedziałem- zaśmiał się basior pod nosem.
-Ja tylko...- nie wiedziałam co powiedzieć.
Basior spojrzał się na mnie zmieszany, po czym uśmiechnął się do mnie.
-Spokojnie, nie mam ci tego za złe- ulżyło mi- ale to nie zmienia tego, że musimy go znaleźć jak najszybciej.
-Jasne!- przytaknęłam zdeterminowana.
Draco ruszył przed siebie, a ja za nim. Podeszłam do pierwszego krzaka. Przeszukałam każdą jego gałąź, ale nie zauważyłam ani śladu po naszyjniku.
-U mnie nie ma- oznajmiłam.
-U mnie też- nic- powiedział wyglądając zza pnia drzewa.
Odbiłam się od ziemi i wzbiłam się w powietrze. Przecież leciałam, więc moja zguba mogła nadal siedzieć w koronie jednego z pobliskich drzew. 
-Masz coś?- krzyknął basior.
-Nie- oświadczyłam.
-Jesteś pewna, że to tu go upuściłaś?- spytał.
-Chyba tak...-odpowiedziałam.
Po sprawdzeniu kilkunastu koron drzew zniżyłam lot i podeszłam do Draco.
-Na pewno nie kryje się w liściach.
-Tutaj też go nie ma- westchnął- zmieńmy lokację. Pokaż mi którędy leciałaś- przytaknęłam mu.

***

Poprowadziłam basiora drogą, którą leciałam, w tym czasie szukając naszyjnika.
-Moonlight, chyba go znalazłem- oświadczył.
-Naprawdę? Gdzie?
-Tam- wskazał gałąź, a na niej gniazdko, w którym siedział pisklak z naszyjnikiem w dziobie.
Szybko podleciałam do ptaka chcąc wyrwać mu jego zdobycz, ale on sam ją wypluł.
-Blee- jęknęłam.
-Wiesz, jakbyś nie zgubiła tego...
-Zamknij się!- przerwałam mu.
-Meeh- westchnął po czym zaśmiał się- to wracamy?
-Gdzie?
-Na wysepkę na Wielkim Jeziorze Przymierza?
-Niby dlaczego? To nie ja zostałam wypędzona ze swojej jaskini!
-Pewna jesteś? Dzielimy przecież tą samą jaskinię tylko, że ty mieszkasz po jej drugiej stronie. Nie polecam ci tam wracać z naszyjnikiem.
-A możemy chociaż znaleźć jakieś inne miejsce?
-Hmmmm? A to dlaczego?
-Bo wiesz...ostatnio...- wyjąkałam przypominając sobie święto tych, których już nie ma.
Basior przez chwilę się nie odzywał zaciekawiony, po czym na jego pysku wymalował się nieznany mi wyraz. Czy był zmieszany, zawstydzony? Tego nie wiem, ale okiem wyobraźni zauważyłam, że jego futro odrobinę poróżowiało.
-Ykhym...!- odchrząknął- Jeśli chcesz powiedzieć, że mój brat jest idiotą to już to wiem- sapnął- Teraz to ja również będę miał traumę...
Czyli wiedział o co chodzi. Czy przez całe życie będę przypominać sobie o tej niezręcznej chwili? Już bałam się powrotu tego święta...
-To nie wiem...Masz jakiś pomysł?- spytał. W odpowiedzi pokręciłam przecząco głową- Powinniśmy znaleźć jakieś miejsce, w którym nie znajdzie nas Ellie.
-Odległy kraniec Lasu Wiecznego Mroku?- zaproponowałam- Mamy tam nieograniczone pole widzenia, a las ten jest tak rozległy, że odszukanie tam nas mogłoby trochę zająć.
-Dobry pomysł- przytaknął mi basior.

***

Do Lasu Wiecznego Mroku poszliśmy przez środek Lasu Wiecznej Jesieni omijając jaskinię szerokim łukiem. W końcu, po dosyć długiej wędrówce dotarliśmy na miejsce docelowe. Ciężko stąpając po glebie. Prawie wpadłam na smoka- smoczycę, która wpadła tuż pod moje łapy.
-A skąd tu ona?- zdziwiłam się.
-Pewnie przyszła za nami- oznajmił.
Usiadłam i oparłam się o pobliskie drzewo, a smok podleciał do mnie i ułożył się pod moimi łapami. Podrapałam ją za uchem po czym owe słodkie stworzonko wydało z siebie dźwięk podobny do skrobania pazurem po korze.
-Jak sądzisz, jak ją nazwać?
<Draco?>

Koniec eventu kwitnięcie Róży Miłości

Wilk który napisał najwięcej opowiadań w trakcie event'u
1- Draco
2- Isabelle

Wilk który napisał najwięcej opowiadań na temat event'u (kategoria na 101% nieosiągalna)
1-
2-

Wystąpienie w obu kategoriach oznacza wygranie event'u (tiaaaa...about it, ya' know...)
Wystąpienie w kategorii- 100 MK

czwartek, 30 listopada 2017

Od Isabelle C.D Draco

-Uhgh... MoonLight miała rację - powiedziałam cofając się dwa kroki
- Że co? - odpowiedział zbity z tropu basior
- Weź umyj zęby - odpowiedziałam mu
- Yh?! Aargh! Idźże się czepiać kogoś innego! - warknął wkurzony Draco - Poza tym, co ty tu robisz?
- Tak tylko przyszłam - powiedziałam z nieco spuszczoną głową
- To teraz sobie tak tylko pójdź - powiedział stanowczo omega
- Już spadam - odpowiedziałam mu i skierowałam się w przeciwną stronę
Opuszczając teren należący do Draco usłyszałam, że przyszedł trochę dalej za mną. Nie odwróciłam się jednak. Odeszłam na skraj naszej polany, po czym zatrzymałam się. Zamknęłam na chwilę oczy rozkoszując się promieniami słońca i wietrzykiem, który rozwiewał mi grzywkę. Otworzyłam oczy i wyrwałam pędem do przodu. Tak bardzo lubiłam to robić. 


<Draco?>

niedziela, 26 listopada 2017

Od Draco; Zamrozić czas cz.1

- Aw.. gdzie ty jesteś? - warknąłem, przechodząc przez kolejną gęstwinę krzewów. - No nie wierzę, że go zgubiłem! -
- Co zgubiłeś? - usłyszałem cienki głosik za sobą. Odwróciłem się i zauważyłem prawie o połowę mniejszą ode mnie postać pokroju wilka. 
- Zdobycz, zgubiłem zdobycz, Lisa - powtarzałem.
- Zdobycz? - Młoda lisiczka lekko przechyliła głowę - A na co polowałeś? -
- Coś, czego raczej byś nie złapała.. - ciągnąłem. 
- To znaczy? - Właścicielka długiego, złotego ogona spojrzała na mnie pytająco. 
- Szafirowy jeleń, Liso. Szafirowy! - Zauważyłem ślady kopyt w błocie. W końcu, może uda mi się go jeszcze wytropić.
- A skąd niby wiesz? Może bym mogła go złap..- Lisiczka nie zdążyła dokończyć, bo natychmiastowo jej przerwałem.
- Może. Muszę iść, do zobaczenia~ - rzuciłem szybko i pobiegłem za śladami, które miały zaprowadzić mnie do mojego przyszłego obiadu.
- Oh, o-okej. Do zobaczenia! - usłyszałem z oddali niepewny głos Lisy.
Biegłem ile sił, aby nadrobić stracony czas. Szukałem tego głupiego jelenia przez kilka godzin, ale nie chciałem stracić okazji na złapanie takiego okazu. Przystopowałem, gdy zobaczyłem, że powoli zbliżam się do miejsca zwanego Lanterneaux Dragnet. Z tego co pamiętam, Moonlight opowiadała mi o tym miejscu. Powtarzała, żeby nie wchodzić tam bez odpowiedniego przygotowania, bo można tam się łatwo zgubić. Reszty sobie nie przypominam. Chyba mówiła, że tam jest niebezpiecznie...? Ew, nie pamiętam. niezbyt uważałem, gdy opowiadała o terenach obejmujących naszą watahę. Część z tych miejsc pamiętałem na pamięć, w końcu mieszkam tu od urodzenia. Ale nigdy nie zapuszczałem się dalej, niż Lasy Wiecznej Jesieni, Las Wiecznego Mroku, czy Anemone Nemorosa. Przynajmniej jeśli nie musiałem. Westchnąłem. Przecież tam nie musi być tak, jak wszyscy mówią. W końcu prawie nikt tam nie był. Nikt do końca nie zbadał tego lasu. Popatrzyłem znów na ślady, które zostawiła moja ofiara. Szafirowy jeleń.. Coś czuję, że będzie warto. Przeszedłem przez granicę, opuszczając Anemone Nemorosa. Byłem ciekaw, co mnie tam spotka.


C.D.N

wtorek, 21 listopada 2017

Rozpoczęcie event'u- kwitnięcie Róży miłości

Event kwitnięcie Róży miłości; w tym czasie Róże miłości kwitną, jeśli basior da waderze ten kwiat lub na odwrót właśnie w tym okresie, zamiast bezwarunkowego zakochania się w danym wilku, wyzna mu swoje szczere uczucia, nawet jeśli już kiedyś otrzymał ten kwiat.

Wilk który napisał najwięcej opowiadań w trakcie event'u
1-
2-

Wilk który napisał najwięcej opowiadań na temat event'u (tiaaa, kategoria nieosiągalna)
1-
2-

Wystąpienie w obu kategoriach oznacza wygranie event'u
Wystąpienie w kategorii- 100 MK

Od Draco C.D Moonlight

Wadera spojrzała na mnie z przerażeniem w oczach. Wisiała tuż nad nieznajomymi, a gałąź wyraźnie nie wytrzymywała jej ciężaru. Wilczyca mocno trzymała się drzewa w obawie przed upadkiem. Przyjrzałem się obcym. Rozglądali się w poszukiwaniu śladów, które wskazywałyby na obecność innych. Na szczęście, nie zauważyli nas pośród gęstwiny liści. Ich uwagę odwrócił jakiś szmer w krzakach. Z nich wyłoniła się wilczyca o białym jak śnieg futrze zaopatrzonym w czarną odmiankę wokół oczu, pyska, ogona i łap. Zwróciła się w stronę wilków. Te spuściły wzrok, widząc jej błyszczące ze złości czekoladowe oczy. Tak, to na pewno Ellie.
- Tak trudno jest znaleźć jeden, durny wisiorek?! - wydarła się, podchodząc bliżej ich.
- My szukaliśmy i.. nie ma go tu - próbowali się wytłumaczyć.
- I niby tak po prostu zniknął?! - krzyczała dalej. 
- Kto to jest? - wyszeptała Moonlight, uśmiechając się złowieszczo. Podskoczyłem przestraszony, nawet nie zauważyłem jak przeniosła się ze swojej gałęzi na moją.
- Ew.. możesz się tak nie przepychać? - mruknąłem, wracając do słuchania rozmowy.
- Znaaasz jąą? - celowo przeciągała litery, aby mnie zirytować. I w sumie, udało jej się to.
- Moonlight - zacząłem - Proszę cię, nie teraz.. -
- To Ellie? - przyglądała się wilczycy.
Zignorowałem kolejne pytanie wadery. Zaraz nas odkryją, zaczynamy mówić coraz głośniej. A w dodatku gałąź, na której jesteśmy długo nie wytrzyma naszego ciężary, będę musiał zejść na dół.
- Moony? - zacząłem - Nie wychylaj się, ok? I nie schodź pod żadnym pozorem. - Wadera spojrzała na mnie zdziwiona. Czekałem, aż odpowie mi. Nie odpowiedziała. Wzdychnąłem dość głośno i zszedłem z drzewa, najciszej jak tylko mogłem. Nie zauważyli mnie, no cóż. Będę musiał zwrócić na mnie ich uwagę.
- EKHEM, EKHEM - odchrząknąłem głośno, wychodząc z ukrycia. - Mogę się dowiedzieć, czego szukacie na MOIM terenie? - przedostatnie słowo mocno zaakcentowałem.
- Miło znów cię widzieć, Draco - uśmiechnęła się, jej uśmiech wydawał się wymuszony. 
- Komu miło, temu miło. Odstawmy sobie grzeczności na później, a teraz odpowiedz na moje pytanie - podszedłem powoli do wilków. Zawarczały, gdy zbliżyłem się dość blisko ich przywódczyni. Wadera skinęła głową, aby ich uspokoić. Jej podwładni natychmiast się uciszyli. Pewnie chciała ode mnie wyciągnąć gdzie jest naszyjnik. Niedoczekanie..
- Szukam czegoś. Ty akurat masz tą rzecz - odpowiedziała po chwili.
- Hm? Jesteś pewna? Czego szukasz? - udałem zdziwionego.
- Kryształu - powiedziała surowo. Wiedziała, że się z nią droczę.
- Nie ma go tu - W sumie to powiedziałem prawdę. Kryształu tu nie ma, Moonlight go nosi. 
- Nie kłam - uniosła głos.
- Nie ma go tu. - powtórzyłem. - To nie jest kłamstwo -
- Zatem gdzie jest, hm? - okrążyła mnie powoli - Byłeś ostatnim, który go widział -
- Naprawdę myślisz, że nawet jeślibym wiedział, to bym to wyjawił? - zakpiłem z niej. 
- Coś czułam, że to powiesz - Podeszła do mnie bliżej, odsunąłem się odruchowo. - Jesteś strasznie przewidywalny -
- Zdaję sobie z tego sprawę - Posłałem jej sztuczny uśmiech - Ale nawet przewidywalne może zaskoczyć -
- No właśnie - Popatrzyłem na nią nieznacznie, nie wiedząc do czego zmierza. Wilczyca wykonała jakiś gest. Sekundę później, nie mogłem się ruszyć z miejsca. Ledwo co mogłem oddychać, o mówieniu nie wspominając.
- Wiem, że gdzieś ukryłeś ten kryształ. Na pewno jest gdzieś w pobliżu, hm? - obserwowała mnie spokojnie. Lekko się uśmiechnąłem. Lepiej jest ją naprowadzić na fałszywy trop, niż żeby szukała dalej. Byłem pewien, że po jakimś czasie w końcu znajdzie Moonlight. Ale wolałem ją od niej odciągnąć. Alfa nie zdaje sobie sprawy, ile siły posiada wilczyca, która właśnie przede mną stała.
- Nie jesteś tak sprytna, jak ci się wydaje, Ellie - pomyślałem, widząc jak rozmyśla - Złapie się na ten haczyk - 
Wilczyca zmierzyła mnie wzrokiem. Stała tak chwilę, czekała i wypatrywała u mnie jakiś innych znaków.
- Szukajcie dalej - powiedziała, przerywając ciszę - To musi być gdzieś tu -
Wilczyca w końcu przestała mnie więzić. Ulżyło mi, już zaczynało mi się kręcić w głowie z powodu braku powietrza. 
- Radzę ci, nie prowokuj mnie więcej - syknęła, odchodząc w stronę mojej jaskini. Odprowadziłem ją nieufnie wzrokiem. Gdy weszła do środka wraz ze swoimi kompanami, spojrzałem w górę. Moonlight nadal tam siedziała. Wyglądała na trochę zmieszaną. Popatrzyłem znów w stronę jaskini. Znów będę musiał nocować poza domem. Westchnąłem i poszedłem w stronę Wielkiego Jeziora Przymierza. Pomyślałem, że tą noc spędzę właśnie tam. Usłyszałem cichy szelest skrzydeł. Moonlight podbiegła do mnie.
- Gdzie idziesz? - zapytała, próbując dotrzymać mi kroku.
- Znaleźć miejsce, gdzie będę mógł się przespać. - powiedziałem niechętnie.
- Chcesz ich tak zostawić.. w twojej jaskini? - wadera nie dowierzała. 
- Yhym - mruknąłem potwierdzająco.
- Ale.. dlaczego? - zawahała się lekko - Dlaczego ich nie wypędzisz? -
- Lepiej to przeczekać - westchnąłem. Dotarliśmy nad rzekę. Wszedłem powoli do zimnej wody. Wadera przystanęła przy brzegu, lecz po chwili dołączyła do mnie. Przebierała szybko łapami, starając się mnie dogonić. Gdy dopłynęliśmy do wysepki, zauważyłem smoka. Biedny, przespał tu całą noc.. Położyłem się obok niego. Moonlight patrzyła się na nas chwilę, chyba rozmyślała. Po jej minie domyślałem się, że zaraz zada mi jakieś strasznie trudne pytanie. Czekałem aż w końcu coś powie.
- Draco? - mruknęła niepewnie. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Miałem racje.
- Hm? - Popatrzyłem się w jej stronę. Wyglądała zmartwiona.
- Chodzi im o mój naszyjnik, tak? - zaczęła.
- Yhym - potwierdziłem. Chyba jednak się myliłem. To nie było żadne trudne pytanie. Chciała się tylko upewnić. Ale o co jej chodzi?
- Więc.. - Spuściła niepewnie wzrok. - Ja.. - 
- Heh - zaśmiałem się cicho - Wykrztuś to z siebie -
- Ja go zgubiłam - Ostatnie słowo powiedziała ciszej.
- Co? - Nie mogłem uwierzyć. Zgubić tak cenną rzecz... - Gdzie go zgubiłaś? -
- Gdzieś koło tych drzew - powiedziała. 
Chyba wiedziała, jak bardzo ważny dla mnie jest ten kryształ. 
- Ja nie chciałam, wybacz - dodała po chwili, spuszczając wzrok.
- Muszę wracać - Wstałem szybko z podłogi - Muszę go znaleźć zanim oni zrobią to pierwsi - 
- Pójdę z tobą, w końcu to moja wina - powiedziała.
- Nie, zostań tu - rzuciłem szybko i nie czekając na odpowiedź, rzuciłem się do wody. Po wyjściu z rzeki, usłyszałem jak Moonlight weszła do wody. Zapewne pójdzie za mną i tak. No cóż, warto było chociaż spróbować.

<Dziwne to opow ;v Moony?>

niedziela, 19 listopada 2017

Od Moonlight C.D Anake

Już kilka dni minęło od kiedy Anake zaczęła mieszkać na naszych terenach. Rzadko kiedy ją widuję, ponieważ większość czasu spędza albo na dosyć rzadkich polowaniach z Lisą lub drzemaniem na niskich drzewach. Dzisiaj jednak udało mi się ją spotkać. Idąc przez Las Wiecznej Jesieni udało mi się wytropić parę jeleni. Pościg trwał zaledwie kilka sekund, gdyż nagle nowo przybyła wadera wbiegła na mnie z prędkością huraganu i przewaliła mnie na glebę. Prawdopodobnie upatrzyła sobie tą samą zwierzynę co ja. Zanim zdążyłam się otrząsnąć i wstać z ziemi, po jeleniach nie było już śladu.
<Anake?>

środa, 8 listopada 2017

Od Anake C.D Moonlight

Szłam patrząc pod nogi, po czym usłyszałam głos, którego dawno nie słyszałam. Jak to możliwe? To nie mogła być ona! Usłyszałam ten sam głos ponownie i spojrzałam się na nią. 
-Anake? To ty?- Jej słowa do mnie nie docierały-Czy to naprawdę ty?
-Co?-wypadłam z transu.
Tylko sekundę potem lisica wtuliła się we mnie. Jej futro było niewiarygodnie miłe w dotyku.
-Jak to możliwe? Co ty tu robisz?- obrzuciłam ją stertą pytań.
-A tak sobie tu jestem.
-To nie jest odpowiedź, Lisa!
-No, tak jakoś przypadkiem- powiedziała.
-Przypadkiem? Myślałam, że nie żyjesz!
-Ale jednak żyję, prawda?
-Prawda. Dobra. Nieważne! Nie wiem co tu się dzieję, ale nie podoba mi się cały ten natłok, który powstał wokół mnie przez ostanie 10 minut! Zaledwie 10 minut!
-Nie Akane, zostań, proszę!
Odwróciłam wzrok od siostry i napotkałam Alfy. Wyglądała na dość zainteresowaną tą konwersacją.
-Proszę....
Naprawdę, to nie chciałam zostawać, ale nie mogłam tego zrobić Lisie.
-No dobra...
-To ustalone!- oznajmiła nam alfa- Dołączasz do naszej watahy!
-Hola, hola! Mogę tu zostać, ale do żadnej watahy nie dołączam.
-W sumie...to Lisa też nie jest oficjalnym członkiem watahy, ale tu mieszka, więc dla ciebie może zrobię też taki wyjątek, ale jeśli jednak kiedyś będziesz chciała do nas dołączyć, to tylko powiedz!
<Moonlight?> 

Koniec event'u "Kwiaty"!

Wilk, który napisał najwięcej opowiadań na temat event'u
1 miejsce: Munlajt
2 miejsce: ~~
Wilk, który napisał najwięcej opowiadań w trakcie event'u
1 miejsce: Munlajt
2 miejsce: Drako

Zakwalifikowanie się do dwóch kategorii liczy się jako "wygranie eventu"( jedna musi być pierwszym miejscem)
Jedna kwalifikacja oznacza 100 MK.

Od Moonlight C.D Draco

Co się przed chwilą stało? Sama nie wiem. Stałam w bezruchu w tej nadzwyczaj dziwnej i niecodziennej sytuacji. Patrzyłam się tylko w pustą przestrzeń przede mną. Po dłuższej chwili zauważyłam, że basiora już nie ma, a ja zostałam sama na wysepce. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, przypomniałam sobie, że przed chwilą zakończyło się święto, tych, których już nie ma. Zatem normalnym tokiem rzeczy mamy teraz kolejne- kwiaty. Według mnie dosyć, a może i nawet bardzo niecodzienna nazwa dla święta, choć ma dużo wspólnego z jego obchodzeniem. W ten czas w pobliżu naszych legowisk zostawiamy różnego rodzaju piękne rośliny.
Przepłynęłam szybko jezioro i znalazłam się na brzegu. Było ciemno, ale światło moich oczów rozjaśniało mi drogę. Postanowiłam udać się do lasu Anemone Nemorosa. Oczywiście wilkiem, dla którego chciałam ofiarować te kwiaty była Umbra, dlatego miałam zamiar tam pójść by nazbierać zawilce- jej ulubione rośliny. Po drodze usłyszałam szelest, które dobiegał z mojej lewej. Nagle zobaczyłam, że zza niskiego krzaku wyrasta para długich i szpiczastych uszu. Właśnie w porę na kolację! Przygotowałam się do skoku i chwilę potem ofiara znajdowała się w moim pysku. Pożywiłam się i ruszyłam w dalszą drogę. Kiedy dotarłam na miejsce zaczęło się już przejaśniać. Wzięłam ze sobą parę zawilców i udałam się w drogę powrotną do mojej jaskini. Gdy już do niej dotarłam było kompletnie jasno. Położyłam kwiaty przed jej wejściem. Chciałam położyć się w mym domu- nie zasnąć, ale po prostu po odpoczywać, ale usłyszałam jakąś rozmowę. Nie znałam tych głosów, więc poszłam to sprawdzić. Rozmówcy zdążyli oddalić się już na tyle bym ich nie słyszała. Postanowiłam obejść moją jaskinię by zobaczyć czy może na nich nie wpadnę. 

***

To z pewnością byli oni, mieli te same głosy. Czarny basior i jasnego ubarwienia wadera. Ciekawe co tu robili? Podążałam za nimi z dobrą godzinę, a może trochę więcej. Wilki, które śledziłam przez ten cały czas kłóciły się bez chwili na oddech. Słuchanie takich rozmów nie było dla mnie niczym dziwnym. Sama często tak właśnie kłóciłam się z Draco. Z trudem powstrzymywałam nagły wybuch śmiechu. Po długiej wędrówce zatrzymali się. Po chwili uświadomiłam sobie, że stali pod jaskinią basiora- omegi z mojej watahy. Co oni kombinowali? Z tego co udało mi się usłyszeć czegoś szukali, prawda? Ich obecność zaczęła mnie niebanalnie irytować. Przybrałam pozę do ataku, na wszelki wypadek jakby chcieli coś wykręcić.
Wtedy zauważyłam Draco, który znajdował się w krzaku tuż przede mną. Szybko odwrócił się w moją stronę i złapał mnie za łapę. Trochę się go wystraszyłam... tak, że skończył z kilkoma parami lodowatych kolców pod skórą. Pewnie myślał, że zaraz się na nich rzucę- co nie byłoby takie dalekie od prawdy, gdybym miałam tam stać i ich obserwować choć minutę więcej.

***

-To po co tu są?- spytałam.
-Z tego co na razie udało mi się usłyszeć szukają jakiegoś wisiorka- basior popatrzył się na moją szyję- Pewnie tego- wskazał na mój naszyjnik.
-Ale dlaczego?- Draco odwrócił wzrok i popatrzył się na nieznajomych- Najlepiej byłoby się tego dowiedzieć.
Nagle przybysze znikli w ciemnościach jaskini.
-Podejdźmy trochę bliżej- zaproponował.
Kiedy zrobił dwa kroki jęknął przyciszonym głosem.
-Nic ci nie jest?-spytałam.
-Nie, wcale...z tymi kolcami to się urodziłem-odpowiedział sarkastycznie- Następnym razem wolałbym, żebyś była bardziej delikatna.
-Czyli zakładasz, że znowu zmienię ciebie w jeża?
-Po tobie można się chyba wszystkiego spodziewać- oświadczył.
-Ależ ty miły- skrytykowałam basiora.
-Przecież wiem, nie musisz mówić- wyglądał na nad wyraz zadowolonego mówiąc te słowa. 
-Ja nie wiem jak ty to robisz!
-Co?
-To, że jesteś tak irytują...!-Przesłonił mi pysk łapą.
Wtedy z jaskini basiora wyszli nieznajomi. Na swoich szyjach mieli poobwieszane pióra jakiegoś ptaka.
-No bez jaj!-jęknął basior.
Próbowałam powiedzieć słowo "co", ale przez łapę basiora z mojego pyska wydobyło się tylko dziwne mruknięcie.
-Oni zabierają moje posłanie!
-Pfff....-Strąciłam łapę Draco i próbowałam powstrzymać się od śmiechu.
-To wcale nie jest śmieszne!- wrzasnął.
Wilki najprawdopodobniej nas usłyszały, bo popatrzyły się w naszym kierunku, po czym powoli zaczęli się do nas zbliżać.
-Co teraz?
-Chowamy się!- oznajmił.
Wtedy wskoczyłam na gałąź pobliskiego drzewa osłoniętą przez liście. Basior parę sekund potem znalazł się na sąsiadującej. Nagle gałąź wydała pode mną dźwięk łamanego drewna. Popatrzyłam się ze zgrozą na Draco. Najgorsze było to, że nieproszeni goście byli tuż pod drzewem, na którym się znajdowaliśmy. 
<Dracps?>

wtorek, 7 listopada 2017

Od Draco C.D Moonlight

Stałem w ciszy obok wadery, próbując uświadomić sobie co się właśnie stało. Więc.. Bruno przejął moje ciało i pocałował Moonlight? Takiego idioty w naszej rodzinie to ja się nie spodziewałem. W sumie.. podczas, gdy ja trenowałem, a Aaron się uczył, Bruno często wymykał się z zajęć na spotkania z innymi wilkami. Zawsze wolał zabawę od nauki. Mówił, że nie należy marnować czasu i trzeba korzystać z życia, póki jeszcze można. Ale z tym, co dzisiaj zrobił, to już przesadził. I jak ja mam to niby odkręcić? Mój brat ma szczęście, że już zniknął, bo jakbym go teraz znalazł to szybko by się nie pozbierał..
Stałem tak zanurzony w myślach, aż sobie uświadomiłem, że nadal stoję blisko wadery. Moonlight niepewnie na mnie spojrzała. Szybko się odsunąłem od nadal zmieszanej wilczycy. Nie wiedziałem, co jej powiedzieć. Przeprosić? Niee, za co niby? Przecież to nie moja wina, nie ja to zrobiłem. Staliśmy w krępującej ciszy, aż w końcu postanowiłem po prostu odejść. Chyba lepiej jest odejść, niż tak siedzieć i patrzeć na siebie nawzajem. Zamieniłem się w dym i wróciłem z powrotem do mojej jaskini, zostawiając waderę na wyspie. Położyłem się przed wejściem do jaskini, a dokładniej jego resztkami. Kiedyś trzeba będzie naprawić te drzwi.. 
Podleciał do mnie mały smok i usiadł na moim grzbiecie. Wtulił się w moje futro, wydając dziwny dźwięk. Pewnie było mu zimno przez noc.
- No i co? - powiedziałem, głaszcząc małego gada - Przeżyłeś jakoś sam te kilka godzin -
Spojrzałem się w niebo. Słońce już wstało, a ja nie śpię od prawie dwóch dni. Wstałem leniwie z ziemi i poszedłem położyć się na legowisku. Zamknąłem oczy zmęczony całym tym dniem i zasnąłem.

***

Obudził mnie dziwny hałas dochodzący z zewnątrz. Wstałem leniwie z legowiska, przeciągając łapy. Spojrzałem na wciąż śpiącego smoka i pogłaskałem go lekko. Wyszedłem na dwór w poszukiwaniu źródła hałasu. Rozejrzałem się po okolicy, ale nic niepokojącego nie zauważyłem. No cóż.. skoro już wstałem, to wypada wrzucić coś na ząb. Wyruszyłem w stronę lasu, szukając jakichkolwiek śladów zwierzyny. Po drodze widziałem kilka wilków z naszej watahy, którzy pewnie także próbowały złapać coś na śniadanie. Za każdym razem, jak kogoś spotykałem, zbaczałem mu z drogi. Wolałem nie przeszkadzać im w łowach i oczekiwałem od innych tego samego. Po kilkunastu minutach poszukiwań znalazłem ślady krwi, które zwiększały szansę na skróconą gonitwę i szybsze najedzenie się do syta. Ślady wskazywały na całkiem duże zwierzę, najprawdopodobniej jelenia lub łosia. Podążyłem ścieżką krwi, mając nadzieję na szybki powrót do domu. Wolałbym się nie wałęsać cały dzień za jakąś zwierzyną. Po kilku chwilach, ścieżka zaczęła się rozszerzać. To stworzenie musiało stracić dużo krwi, na pewno jest już blisko. Usłyszałem szelest i głośne rozmowy innych wilków dochodzące z pobliskich krzaków. Nie znalazłem żadnej znanej mi osoby spośród ich głosów. Ktoś obcy musiał wtargnąć na nasz teren. Wszedłem szybko na drzewo i zacząłem przyglądać się przybyszom. Jeden z wilków, najprawdopodobniej basior, był masywnej postury, z czarną niczym noc sierścią i błyszczącymi w ciemności oczami. Stojąca obok niego wadera miała puszyste, jasne, lekko zzieleniałe futro. Jej złote oczy spojrzały w moją stronę. Wstrzymałem oddech, modląc się, że mnie nie zauważyła. Po krótkiej chwili wilczyca powróciła do rozmowy z basiorem. 
- Nie rozumiem, po co ona nas tu przysłała - mruknęła wadera, przechodząc przez kolejną część gąszczu. 
- Dostałaś rozkaz to nie marudź. Przynajmniej nie musisz siedzieć w domu, nudząc się po wsze czasy. Nie zazdroszczę tym, którzy zostali. - odpowiedział jej towarzysz.
- Aw.. nie o to mi chodzi - żaliła się dalej - Nie ma sensu przeszukiwać znów tę jaskinię, skoro byliśmy już tam kilka dni temu. Nie sądzę, aby jakiś wisior był warty naszego czasu. -
- Podobno ma jakąś wielką moc, czy coś w tym stylu. Nie słuchałaś co mówiła alfa, gdy zlecała nam to zadanie? - rzucił basior. 
- Powiedziała nam, że może być warty więcej od naszych żywotów. Jak czasami chciałabym coś jej zrobić. Eww. - warknęła głośno. - Przynajmniej przegryźliśmy coś po drodze. Mieliśmy szczęście, że znaleźliśmy tego nieżywego jelenia. - westchnęła.
- Mój jeleń! - krzyknąłem pół głosem, uświadamiając sobie, że szukałem darmowej przekąski nadaremno. Szybko zamknąłem się, gdy usłyszałem przycichającą rozmowę. 
- Słyszałeś to? - spytała wadera, nasłuchując dźwięku. 
- Co niby? - basior rozejrzał się szybko - O co ci chodzi? Przecież tu nikogo nie ma. -
- Słyszałam głosy! - oznajmiła wilczyca.
- Jesteś chora psychicznie? - wilk uśmiechnął się złowieszczo w stronę wadery.
- Sam jesteś! Słyszałam je naprawdę i to nie były żadne głosy z mojej głowy - warknęła znowu. 
- Taak, taak. Mów sobie co chcesz. Ja nic takiego nie słyszałem. - zaśmiał się. Wadera spojrzała na niego zirytowanym wzrokiem. 
- Czyli to tak wyglądamy z Moony jak się kłócimy? - pomyślałem i uśmiechnąłem się sam do siebie. Już wiem dlaczego Bruno się tak śmiał jak przysłuchiwał się naszym rozmowom. 
- Zamknij się i chodźmy już do tej cholernej jaskini. - wilczyca szybko zakończyła temat i pobiegła w stronę Lasu Wiecznego Mroku, a tym samym mojej jaskini. I wtedy właśnie uświadomiłem sobie, o czym byłą ta rozmowa. Oni idą znów demolować moją jaskinię?! Spojrzałem na nich z daleka i postanowiłem potowarzyszyć im podczas wyprawy, przysłuchując się ich rozmowie przy okazji. Zmieniłem się w dym i chowając się po cieniach drzew, podążałem za nimi.
- A te głosy w głowie to masz od dawna? - basior nie dawał za wygraną.
- Uważaj na słowa, bo zaraz stracisz język - wilczyca wysłała mu wyraźne ostrzeżenie.
- Oh, jak się boję - odpowiedział wilk, udając strach.
- Oj, bój się, bój. - warknęła wadera.
Reszta wędrówki przebiegła spokojnie. Intruzi przedrzeźniali się od czasu do czasu, rzucając jakieś oschłe drwiny i wkurzając się nawzajem. Kiedy byliśmy już blisko mojej jaskini, usłyszałem za mną szelest liści. Odwróciłem się i zobaczyłem Moonlight, wyglądającą zza krzaków. Zatrzymałem się, aby powstrzymać wilczycę przed nagłym atakiem na nieznajomych. Wolałem najpierw dowiedzieć się jakiś szczegółów dotyczących ich zlecenia. Zmieniłem się z powrotem w wilka i złapałem waderę za łapę, gdy szykowała się już do ataku. Wilczyca błyskawicznie odwróciła się w moją stronę i wystrzeliła kilka kryształów lodu we mnie. Nieliczne z nich wbiły mi się głęboko w skórę. Syknąłem z bólu, łapiąc się za zranione miejsce. Wadera wysłała przepraszające spojrzenie.
- Co ty tu robisz? - spytała.
- A nic, umieram sobie powoli, a co? - odpowiedziałem.
<Oj jak boli, oj jak boli. Moony?>

sobota, 4 listopada 2017

Od Moonlight C.D Draco

-No cóż, zazwyczaj- odpowiedziałam.
-Zazwyczaj?- uśmiechnął się Draco.
-No, Może częściej...- przechyliłam głowę na bok.
Bruno wyglądał na widocznie zaciekawionego. 
-Czyli dla Draco niekoniecznie się sprawy zmieniły- oznajmił.
-No co ty nie powiesz- powiedział wychodząc na brzeg- Z wami to zawsze był ten sam problem co teraz mam- sapnął głośno.
-O, dziękuję, ależ ty szczodry bracie. Tak długo się nie widzieliśmy, a ty nazywasz mnie problemem- palnął w teatralnym geście po czym się uśmiechnął- Moje serce! Ono pęka z goryczy!
Cała ta scena, jakkolwiek żenująca, wydała mi się niewyobrażalnie komiczna.
-Heh...- basior wypuścił dźwięk podobny do zduszonego śmiechu.
-Bruno, to ty nie idziesz do wody?- spytałam.
-Nie, ja spasuję- oświadczył,
-A to dlaczego?- dopytywałam.
-Duchy nie mogą utrzymać się na powierzchni wody i od razu idą na dno- oświadczył- drugi raz nie umrę, ale to niszczy całą ideę pływania.
-Rozumiem...
-No chyba że...- popatrzył się na Draco- ktoś użyczy mi ciało.
-Co się tak na mnie patrzysz?- basior cofnął się nieznacznie.
-Możesz tu podejść?- skinął za bratem.
-Jeszcze nie odpowiedziałeś na moje pytanie!
-Chodź, to ci na nie odpowiem- chrząknął.
-Alee nooo!- wybraniał się.
-Alee taaak!
Patrzyłam tak na nich, w ogóle się tym nie nudząc. Wiedziałam jednak, że to chwilowe, a pojednanie dwóch braci skończy się wraz ze świętem, czyli- o zachodzie słońca. Nie wiedziałam, czy któryś z nich zdawał sobie z tego sprawę, ale nie zamierzałam im tego mówić.
-Alee nieee!- Bruno już nie odpowiedział- Dobra...-westchnął.
Duch odwrócił się w stronę lasu po czym zniknął za jednym z drzew, a po czym to samo zrobił jego brat. 
Czekałam....i czekałam. Minęło dobre kilka minut, a ja nadal czekałam. Aż w końcu zza drzew wyszła sylwetka Draco.
-No w końcu- popatrzyłam się w jego kierunku- A gdzie Bruno.
-Bruno? Powiedział, że musi coś załatwić. To idziemy popływać?
-Czyli jednak użyczyłeś mu ciała- uśmiechnęłam się- Jestem ciekawa czy teraz mnie słyszysz czy nie, Draco.
-Było aż tak oczywiste?
-Tak, przecież mówiłeś, że duch może pływać tylko za użyciem jakiegoś ciała.
-Mogłem to lepiej rozpracować- zaczął mierzwić swoje futro na głowie- Element zaskoczenia poszedł w dyby- uśmiechnął się.
Podeszłam do wody. Łapa basiora zetknęła się ze zwierciadłem wody.
-Czyli tak to jest...
-Nic wcześniej nie czułeś?
-Nie, nic a nic- popatrzył się na mnie.
-To jestem ciekawa czy nadal umiesz pływać- zachichotałam.
-Pffff! Oczywiście że tak!- prychnął.
-To pokaż jak dobrze pływasz, jak jesteś taki odważny- zadrwiłam.
Basior wszedł do wody po pas i zatrzymał się.
-Wiesz, chyba jednak zapomniałem, a Draco wrzeszczy mi, że mam go nie utopić, więc mam dylemat...-uśmiechnął się do mnie, a ja w odpowiedzi się zaśmiałam.
-Po pierwsze, nie stój tak. Najpierw spróbuj wejść po szyję i rób to co ja- powiedziałam skacząc do wody.
Oddaliłam się trochę od brzegu i spojrzałam w kierunku Bruno.
-Spróbuj tu podpłynąć.
-To chyba nie był za dobry pomysł, Moony. Mogę tak do ciebie mówić?
-Jasne- odpowiedziałam- Ale nie wymiękaj teraz!
-Naaaehhh!- jęknął przeciągle.
-No nie przesadzaj, na pewno nie będzie aż tak źle.
Basior stęknął donośnie po czym zaczął wiosłować nogami jak poparzony co wywołało we mnie falę śmiechu, który pozbawiła mnie całego powietrza w płucach przez co ledwo utrzymywałam się na wodzie.
-Co się tak śmiejesz? Niedługo to będę mógł przepłynąć od źródła do ujścia Rzekę Tysiąca Mil jak tak dobrze będzie mi iść!- zażartował.
-Szczerze w to nie wątpię!- wykrztusiłam przez śmiech.
-Drwisz ze mnie. Ja wiedziałem, że taka jesteś, jak śmiesz!- powiedział po czym zakrztusił się wodą.
-Uważaj, bo jeszcze swojej wielkiej wyprawy nie dożyjesz.
Zaczęłam oddalać się w środek jeziora, aż w końcu wylądowałam na małej wysepce na jej środku. Po paru chwilach Bruno też się na niej znajdował.
-Ja już na drugi brzeg nie wracam!- zadeklarował wypluwając wodę nagromadzoną w pysku- Draco prawdopodobnie też by tego nie chciał, póki ja kieruję jego ciałem.
-Nie dziwię się, prawie się przez ciebie udusiłam, wiesz?
-Nie moja wina, że przez cały czas rżałaś jak koń!
-Właśnie, że twoja!- powiedziałam.
-No dobrze, moja- zaśmiał się.
-Pryhh- syknęłam.
-Ale nie powiedziałem co.
-Jak to "co"?
-Nie powiedziałem co jest moje.
-O, a więc co twoim zdaniem jest twoje?
-No, nie wiem, ty możesz być...-uśmiechnął się.
-Heeh?!- wzdrygnęłam się, wkurzyłam i jednocześnie zarumieniłam się.
-Hahahaha!- wybuchnął śmiechem- Tylko popatrz na siebie.
-Pfff! Lepiej by było jakbyś zobaczył jak tam się topiłeś- obdarowałam go fałszywym uśmiechem- Od zawsze jesteś taki irytujący?
-Jak najprawdopodobniej już zauważyłaś, to rodzinne- oświadczył- A ty wydajesz się być niezłą manipulantką, słyszałem coś o jakimś zakładzie, a może to też rodzinne?
Biorąc pod uwagę całą moją rodzinę będącą zgrają rozkazującym wszystkim naokoło bufonów, to tak, miał rację. Widząc moją z lekka podirytowaną minę poszerzył swój uśmiech.
-Przed tym jak poznałaś Isabelle byłaś sama, prawda?
-A kto powiedział, że byłam sama? A po drugie co cię to tak interesuje.
-Nie wiem, po prostu- oznajmił- Ciekawi mnie również to, co się stało z twoją rodziną.
-To nie twój interes!- warknęłam i zwiesiłam głowę- Ja.....i tak.
Basior przestał się odzywać i popatrzył na mnie ze współczuciem.
-Chyba nawet- nie pamiętam. I tak, nie byliśmy jedną wielką szczęśliwą, zgraną rodzinką. Jedyny wilk, który był dla mnie ważny już nie żyje.
-Wiem jak to jest, od mojej śmierci ani razu nie było mi dane ujrzeć mojego drugiego brata ani siostry- powiedział - Co się z nim stało?- zapytał.
-Nie wiem, zamiast wspomnień została mi jedna wielka wyrwa.
-Rozumiem- spojrzał się w niebo - Słońce już zaczyna zachodzić- sapnął.
-....!- jego wyraz pyska zmienił się kompletnie w ułamku sekundy- Lubisz świetliki?- zapytał z promiennym uśmiechem.
-No...- poczułam się zrzucona z tropu przez to pytanie- Fajne są...
-To popatrz się za siebie!- rzucił.
Powoli odwróciłam się. Przede mną jaśniała kaskada złotych światełek. Niezwykłą rzeczą w tym było to, że było jeszcze dosyć jasno, a ich było tysiące, a może nawet miliony.
-Moja matka mawiała, że jeśli złapiesz w świetlika w Święto tych, których już nie ma, spełni jedno twoje życzenie- oświadczył.
Moje oczy zabłysnęły po czym zaczęłam bić w powietrze, z nadzieją, że uda mi się złapać jedną z istotek w nim latających. Aż w końcu złapałam jednego prawie uderzając w drzewo po środku wyspy.
-Bruno popatrz!- zawołałam podekscytowana.
-Świetnie!- uśmiechnął się po czym po kilku sekundkach w jego łapie znajdowało się małe stworzonko- To jakie jest twoje życzenie?- zapytał z ciekawością.
-Pomyślmy.....Chciałabym wiedzieć co stało się z Umbrą- oznajmiłam- A jakie jest twoje życzenie? 
-Chyba już wiem- podszedł do mnie- Ja...
Przez chwilę patrzył się w moje oczy w ciszy.
-...Chciałbym, abyś nigdy mnie nie zapomniała.
Przez chwilę jego słowa do mnie nie docierały. Byłam pewna, że to był kolejny z jego żartów, do chwili kiedy jego pysk zetknął się z moim. Tak właśnie minęło kilka następnych sekund. Próbowałam się od niego odsunąć, ale poczułam, że na mojej drodze stało drzewo.

I wtedy zaszło Słońce. Miałam wrażenie, że widziałam jak z ciała Draco ulatuje poświata jego brata i odlatuje ku niebu razem ze świetlikami.
<Nawet nie wiesz jak napisanie tego opo było trudne, Dracpie~>