wtorek, 7 listopada 2017

Od Draco C.D Moonlight

Stałem w ciszy obok wadery, próbując uświadomić sobie co się właśnie stało. Więc.. Bruno przejął moje ciało i pocałował Moonlight? Takiego idioty w naszej rodzinie to ja się nie spodziewałem. W sumie.. podczas, gdy ja trenowałem, a Aaron się uczył, Bruno często wymykał się z zajęć na spotkania z innymi wilkami. Zawsze wolał zabawę od nauki. Mówił, że nie należy marnować czasu i trzeba korzystać z życia, póki jeszcze można. Ale z tym, co dzisiaj zrobił, to już przesadził. I jak ja mam to niby odkręcić? Mój brat ma szczęście, że już zniknął, bo jakbym go teraz znalazł to szybko by się nie pozbierał..
Stałem tak zanurzony w myślach, aż sobie uświadomiłem, że nadal stoję blisko wadery. Moonlight niepewnie na mnie spojrzała. Szybko się odsunąłem od nadal zmieszanej wilczycy. Nie wiedziałem, co jej powiedzieć. Przeprosić? Niee, za co niby? Przecież to nie moja wina, nie ja to zrobiłem. Staliśmy w krępującej ciszy, aż w końcu postanowiłem po prostu odejść. Chyba lepiej jest odejść, niż tak siedzieć i patrzeć na siebie nawzajem. Zamieniłem się w dym i wróciłem z powrotem do mojej jaskini, zostawiając waderę na wyspie. Położyłem się przed wejściem do jaskini, a dokładniej jego resztkami. Kiedyś trzeba będzie naprawić te drzwi.. 
Podleciał do mnie mały smok i usiadł na moim grzbiecie. Wtulił się w moje futro, wydając dziwny dźwięk. Pewnie było mu zimno przez noc.
- No i co? - powiedziałem, głaszcząc małego gada - Przeżyłeś jakoś sam te kilka godzin -
Spojrzałem się w niebo. Słońce już wstało, a ja nie śpię od prawie dwóch dni. Wstałem leniwie z ziemi i poszedłem położyć się na legowisku. Zamknąłem oczy zmęczony całym tym dniem i zasnąłem.

***

Obudził mnie dziwny hałas dochodzący z zewnątrz. Wstałem leniwie z legowiska, przeciągając łapy. Spojrzałem na wciąż śpiącego smoka i pogłaskałem go lekko. Wyszedłem na dwór w poszukiwaniu źródła hałasu. Rozejrzałem się po okolicy, ale nic niepokojącego nie zauważyłem. No cóż.. skoro już wstałem, to wypada wrzucić coś na ząb. Wyruszyłem w stronę lasu, szukając jakichkolwiek śladów zwierzyny. Po drodze widziałem kilka wilków z naszej watahy, którzy pewnie także próbowały złapać coś na śniadanie. Za każdym razem, jak kogoś spotykałem, zbaczałem mu z drogi. Wolałem nie przeszkadzać im w łowach i oczekiwałem od innych tego samego. Po kilkunastu minutach poszukiwań znalazłem ślady krwi, które zwiększały szansę na skróconą gonitwę i szybsze najedzenie się do syta. Ślady wskazywały na całkiem duże zwierzę, najprawdopodobniej jelenia lub łosia. Podążyłem ścieżką krwi, mając nadzieję na szybki powrót do domu. Wolałbym się nie wałęsać cały dzień za jakąś zwierzyną. Po kilku chwilach, ścieżka zaczęła się rozszerzać. To stworzenie musiało stracić dużo krwi, na pewno jest już blisko. Usłyszałem szelest i głośne rozmowy innych wilków dochodzące z pobliskich krzaków. Nie znalazłem żadnej znanej mi osoby spośród ich głosów. Ktoś obcy musiał wtargnąć na nasz teren. Wszedłem szybko na drzewo i zacząłem przyglądać się przybyszom. Jeden z wilków, najprawdopodobniej basior, był masywnej postury, z czarną niczym noc sierścią i błyszczącymi w ciemności oczami. Stojąca obok niego wadera miała puszyste, jasne, lekko zzieleniałe futro. Jej złote oczy spojrzały w moją stronę. Wstrzymałem oddech, modląc się, że mnie nie zauważyła. Po krótkiej chwili wilczyca powróciła do rozmowy z basiorem. 
- Nie rozumiem, po co ona nas tu przysłała - mruknęła wadera, przechodząc przez kolejną część gąszczu. 
- Dostałaś rozkaz to nie marudź. Przynajmniej nie musisz siedzieć w domu, nudząc się po wsze czasy. Nie zazdroszczę tym, którzy zostali. - odpowiedział jej towarzysz.
- Aw.. nie o to mi chodzi - żaliła się dalej - Nie ma sensu przeszukiwać znów tę jaskinię, skoro byliśmy już tam kilka dni temu. Nie sądzę, aby jakiś wisior był warty naszego czasu. -
- Podobno ma jakąś wielką moc, czy coś w tym stylu. Nie słuchałaś co mówiła alfa, gdy zlecała nam to zadanie? - rzucił basior. 
- Powiedziała nam, że może być warty więcej od naszych żywotów. Jak czasami chciałabym coś jej zrobić. Eww. - warknęła głośno. - Przynajmniej przegryźliśmy coś po drodze. Mieliśmy szczęście, że znaleźliśmy tego nieżywego jelenia. - westchnęła.
- Mój jeleń! - krzyknąłem pół głosem, uświadamiając sobie, że szukałem darmowej przekąski nadaremno. Szybko zamknąłem się, gdy usłyszałem przycichającą rozmowę. 
- Słyszałeś to? - spytała wadera, nasłuchując dźwięku. 
- Co niby? - basior rozejrzał się szybko - O co ci chodzi? Przecież tu nikogo nie ma. -
- Słyszałam głosy! - oznajmiła wilczyca.
- Jesteś chora psychicznie? - wilk uśmiechnął się złowieszczo w stronę wadery.
- Sam jesteś! Słyszałam je naprawdę i to nie były żadne głosy z mojej głowy - warknęła znowu. 
- Taak, taak. Mów sobie co chcesz. Ja nic takiego nie słyszałem. - zaśmiał się. Wadera spojrzała na niego zirytowanym wzrokiem. 
- Czyli to tak wyglądamy z Moony jak się kłócimy? - pomyślałem i uśmiechnąłem się sam do siebie. Już wiem dlaczego Bruno się tak śmiał jak przysłuchiwał się naszym rozmowom. 
- Zamknij się i chodźmy już do tej cholernej jaskini. - wilczyca szybko zakończyła temat i pobiegła w stronę Lasu Wiecznego Mroku, a tym samym mojej jaskini. I wtedy właśnie uświadomiłem sobie, o czym byłą ta rozmowa. Oni idą znów demolować moją jaskinię?! Spojrzałem na nich z daleka i postanowiłem potowarzyszyć im podczas wyprawy, przysłuchując się ich rozmowie przy okazji. Zmieniłem się w dym i chowając się po cieniach drzew, podążałem za nimi.
- A te głosy w głowie to masz od dawna? - basior nie dawał za wygraną.
- Uważaj na słowa, bo zaraz stracisz język - wilczyca wysłała mu wyraźne ostrzeżenie.
- Oh, jak się boję - odpowiedział wilk, udając strach.
- Oj, bój się, bój. - warknęła wadera.
Reszta wędrówki przebiegła spokojnie. Intruzi przedrzeźniali się od czasu do czasu, rzucając jakieś oschłe drwiny i wkurzając się nawzajem. Kiedy byliśmy już blisko mojej jaskini, usłyszałem za mną szelest liści. Odwróciłem się i zobaczyłem Moonlight, wyglądającą zza krzaków. Zatrzymałem się, aby powstrzymać wilczycę przed nagłym atakiem na nieznajomych. Wolałem najpierw dowiedzieć się jakiś szczegółów dotyczących ich zlecenia. Zmieniłem się z powrotem w wilka i złapałem waderę za łapę, gdy szykowała się już do ataku. Wilczyca błyskawicznie odwróciła się w moją stronę i wystrzeliła kilka kryształów lodu we mnie. Nieliczne z nich wbiły mi się głęboko w skórę. Syknąłem z bólu, łapiąc się za zranione miejsce. Wadera wysłała przepraszające spojrzenie.
- Co ty tu robisz? - spytała.
- A nic, umieram sobie powoli, a co? - odpowiedziałem.
<Oj jak boli, oj jak boli. Moony?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz