-No cóż, zazwyczaj- odpowiedziałam.
-Zazwyczaj?- uśmiechnął się Draco.
-No, Może częściej...- przechyliłam głowę na bok.
Bruno wyglądał na widocznie zaciekawionego.
-Czyli dla Draco niekoniecznie się sprawy zmieniły- oznajmił.
-No co ty nie powiesz- powiedział wychodząc na brzeg- Z wami to zawsze był ten sam problem co teraz mam- sapnął głośno.
-O, dziękuję, ależ ty szczodry bracie. Tak długo się nie widzieliśmy, a ty nazywasz mnie problemem- palnął w teatralnym geście po czym się uśmiechnął- Moje serce! Ono pęka z goryczy!
Cała ta scena, jakkolwiek żenująca, wydała mi się niewyobrażalnie komiczna.
-Heh...- basior wypuścił dźwięk podobny do zduszonego śmiechu.
-Bruno, to ty nie idziesz do wody?- spytałam.
-Nie, ja spasuję- oświadczył,
-A to dlaczego?- dopytywałam.
-Duchy nie mogą utrzymać się na powierzchni wody i od razu idą na dno- oświadczył- drugi raz nie umrę, ale to niszczy całą ideę pływania.
-Rozumiem...
-No chyba że...- popatrzył się na Draco- ktoś użyczy mi ciało.
-Co się tak na mnie patrzysz?- basior cofnął się nieznacznie.
-Możesz tu podejść?- skinął za bratem.
-Jeszcze nie odpowiedziałeś na moje pytanie!
-Chodź, to ci na nie odpowiem- chrząknął.
-Alee nooo!- wybraniał się.
-Alee taaak!
Patrzyłam tak na nich, w ogóle się tym nie nudząc. Wiedziałam jednak, że to chwilowe, a pojednanie dwóch braci skończy się wraz ze świętem, czyli- o zachodzie słońca. Nie wiedziałam, czy któryś z nich zdawał sobie z tego sprawę, ale nie zamierzałam im tego mówić.
-Alee nieee!- Bruno już nie odpowiedział- Dobra...-westchnął.
Duch odwrócił się w stronę lasu po czym zniknął za jednym z drzew, a po czym to samo zrobił jego brat.
Czekałam....i czekałam. Minęło dobre kilka minut, a ja nadal czekałam. Aż w końcu zza drzew wyszła sylwetka Draco.
-No w końcu- popatrzyłam się w jego kierunku- A gdzie Bruno.
-Bruno? Powiedział, że musi coś załatwić. To idziemy popływać?
-Czyli jednak użyczyłeś mu ciała- uśmiechnęłam się- Jestem ciekawa czy teraz mnie słyszysz czy nie, Draco.
-Było aż tak oczywiste?
-Tak, przecież mówiłeś, że duch może pływać tylko za użyciem jakiegoś ciała.
-Mogłem to lepiej rozpracować- zaczął mierzwić swoje futro na głowie- Element zaskoczenia poszedł w dyby- uśmiechnął się.
Podeszłam do wody. Łapa basiora zetknęła się ze zwierciadłem wody.
-Czyli tak to jest...
-Nic wcześniej nie czułeś?
-Nie, nic a nic- popatrzył się na mnie.
-To jestem ciekawa czy nadal umiesz pływać- zachichotałam.
-Pffff! Oczywiście że tak!- prychnął.
-To pokaż jak dobrze pływasz, jak jesteś taki odważny- zadrwiłam.
Basior wszedł do wody po pas i zatrzymał się.
-Wiesz, chyba jednak zapomniałem, a Draco wrzeszczy mi, że mam go nie utopić, więc mam dylemat...-uśmiechnął się do mnie, a ja w odpowiedzi się zaśmiałam.
-Po pierwsze, nie stój tak. Najpierw spróbuj wejść po szyję i rób to co ja- powiedziałam skacząc do wody.
Oddaliłam się trochę od brzegu i spojrzałam w kierunku Bruno.
-Spróbuj tu podpłynąć.
-To chyba nie był za dobry pomysł, Moony. Mogę tak do ciebie mówić?
-Jasne- odpowiedziałam- Ale nie wymiękaj teraz!
-Naaaehhh!- jęknął przeciągle.
-No nie przesadzaj, na pewno nie będzie aż tak źle.
Basior stęknął donośnie po czym zaczął wiosłować nogami jak poparzony co wywołało we mnie falę śmiechu, który pozbawiła mnie całego powietrza w płucach przez co ledwo utrzymywałam się na wodzie.
-Co się tak śmiejesz? Niedługo to będę mógł przepłynąć od źródła do ujścia Rzekę Tysiąca Mil jak tak dobrze będzie mi iść!- zażartował.
-Szczerze w to nie wątpię!- wykrztusiłam przez śmiech.
-Drwisz ze mnie. Ja wiedziałem, że taka jesteś, jak śmiesz!- powiedział po czym zakrztusił się wodą.
-Uważaj, bo jeszcze swojej wielkiej wyprawy nie dożyjesz.
Zaczęłam oddalać się w środek jeziora, aż w końcu wylądowałam na małej wysepce na jej środku. Po paru chwilach Bruno też się na niej znajdował.
-Ja już na drugi brzeg nie wracam!- zadeklarował wypluwając wodę nagromadzoną w pysku- Draco prawdopodobnie też by tego nie chciał, póki ja kieruję jego ciałem.
-Nie dziwię się, prawie się przez ciebie udusiłam, wiesz?
-Nie moja wina, że przez cały czas rżałaś jak koń!
-Właśnie, że twoja!- powiedziałam.
-No dobrze, moja- zaśmiał się.
-Pryhh- syknęłam.
-Ale nie powiedziałem co.
-Jak to "co"?
-Nie powiedziałem co jest moje.
-O, a więc co twoim zdaniem jest twoje?
-No, nie wiem, ty możesz być...-uśmiechnął się.
-Heeh?!- wzdrygnęłam się, wkurzyłam i jednocześnie zarumieniłam się.
-Hahahaha!- wybuchnął śmiechem- Tylko popatrz na siebie.
-Pfff! Lepiej by było jakbyś zobaczył jak tam się topiłeś- obdarowałam go fałszywym uśmiechem- Od zawsze jesteś taki irytujący?
-Jak najprawdopodobniej już zauważyłaś, to rodzinne- oświadczył- A ty wydajesz się być niezłą manipulantką, słyszałem coś o jakimś zakładzie, a może to też rodzinne?
Biorąc pod uwagę całą moją rodzinę będącą zgrają rozkazującym wszystkim naokoło bufonów, to tak, miał rację. Widząc moją z lekka podirytowaną minę poszerzył swój uśmiech.
-Przed tym jak poznałaś Isabelle byłaś sama, prawda?
-A kto powiedział, że byłam sama? A po drugie co cię to tak interesuje.
-Nie wiem, po prostu- oznajmił- Ciekawi mnie również to, co się stało z twoją rodziną.
-To nie twój interes!- warknęłam i zwiesiłam głowę- Ja.....i tak.
Basior przestał się odzywać i popatrzył na mnie ze współczuciem.
-Chyba nawet- nie pamiętam. I tak, nie byliśmy jedną wielką szczęśliwą, zgraną rodzinką. Jedyny wilk, który był dla mnie ważny już nie żyje.
-Wiem jak to jest, od mojej śmierci ani razu nie było mi dane ujrzeć mojego drugiego brata ani siostry- powiedział - Co się z nim stało?- zapytał.
-Nie wiem, zamiast wspomnień została mi jedna wielka wyrwa.
-Rozumiem- spojrzał się w niebo - Słońce już zaczyna zachodzić- sapnął.
-....!- jego wyraz pyska zmienił się kompletnie w ułamku sekundy- Lubisz świetliki?- zapytał z promiennym uśmiechem.
-No...- poczułam się zrzucona z tropu przez to pytanie- Fajne są...
-To popatrz się za siebie!- rzucił.
Powoli odwróciłam się. Przede mną jaśniała kaskada złotych światełek. Niezwykłą rzeczą w tym było to, że było jeszcze dosyć jasno, a ich było tysiące, a może nawet miliony.
-Moja matka mawiała, że jeśli złapiesz w świetlika w Święto tych, których już nie ma, spełni jedno twoje życzenie- oświadczył.
Moje oczy zabłysnęły po czym zaczęłam bić w powietrze, z nadzieją, że uda mi się złapać jedną z istotek w nim latających. Aż w końcu złapałam jednego prawie uderzając w drzewo po środku wyspy.
-Bruno popatrz!- zawołałam podekscytowana.
-Świetnie!- uśmiechnął się po czym po kilku sekundkach w jego łapie znajdowało się małe stworzonko- To jakie jest twoje życzenie?- zapytał z ciekawością.
-Pomyślmy.....Chciałabym wiedzieć co stało się z Umbrą- oznajmiłam- A jakie jest twoje życzenie?
-Chyba już wiem- podszedł do mnie- Ja...
Przez chwilę patrzył się w moje oczy w ciszy.
-...Chciałbym, abyś nigdy mnie nie zapomniała.
Przez chwilę jego słowa do mnie nie docierały. Byłam pewna, że to był kolejny z jego żartów, do chwili kiedy jego pysk zetknął się z moim. Tak właśnie minęło kilka następnych sekund. Próbowałam się od niego odsunąć, ale poczułam, że na mojej drodze stało drzewo.
I wtedy zaszło Słońce. Miałam wrażenie, że widziałam jak z ciała Draco ulatuje poświata jego brata i odlatuje ku niebu razem ze świetlikami.
<Nawet nie wiesz jak napisanie tego opo było trudne, Dracpie~>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz