Wadera popatrzyła się na mnie podejrzliwie.
-Niby jak?- spytała.
-A nie wiem, po prostu mi się podoba- odparłam- Coś w tym złego?
-Cóż, ciebie to się nie liczy- palnęła beznamiętnie.
Wybuchnęłam śmiechem.
-Właśnie o to mi chodzi.
Wilczyca westchnęła głośno.
-Tak czy siak, ja się już zbieram. Przepraszam za przezszkadzanie wam w waszym spotkaniu.
-Czekaj, czekaj. Chyba nie myślisz, że tak łatwo teraz nas opuścisz.
-O co ci chodzi?-rzuciła obojętnie.
-Dołączysz do nas- oznjamiłam.
-Nie widzę tego- rzuciła obojętnie przechodząc obok Blade i Asy zeskakując z kamienia.
Wzleciałam, wyskoczyłam przed nią i zagrodziłam jej drogę.
-Może najpierw nas poznasz?- zachęcałam.
-Dziękuję, ale spasuję- powiedziała monotonnie.
Wadera schodziła z kolei po kolejnych mniejszych skałkach aż w końcu jej łapy dotknęły pokrytej zieloną trawą ziemi. Popatrzyła w moją stronę i zobaczyła, że nadal za nią podążałam.
-Możesz tak za mną iść aż do mojego domu, mi to nie przeszkadza.
-I tak po spotkaniu miałam zamiar pójść na spacer- zahihotałam.
-Z czego się tak śmiejesz?
-Z niczego.
-To dobrze- przesłała mi grobowe spojrzenie.
Co było z nią nie tak? W sumie to ja jestem tą szaloną szantażystką namawiającą każdego nieznajomego do dołączenia do mojej watahy, więc nie miałam prawa wypowiadać się w takich sprawach. Jedynymi, które nie przybyły na spotkanie były Cheonsa i Lisa (która z dziwnych przyczyn ostatnio jest przez nas traktowana tak jak każdy inny z watahy). I właśnie na naszej drodze stanęła lisica. Nic by nie było w tym dziwnego gdyby nie reakcja nieznajomej...
<Anake?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz