- No rusz się w końcu! - wrzasnęła wadera.
- Ale no.. on.. on lata! - jęknąłem - Jak niby mam go złapać?!
- No normalnie! Biegnij za nim! - wskazała na małą plamkę znajdującą się w oddali, którą okazał się smok.
- Nie dosięgnę go, sama spróbuj go złapać - naburmuszyłem się.
- Czy ja na serio muszę wszystko za ciebie robić? - warknęła.
- Że co? - zmarszczyłem brwi. - Co ja ci niby zrobiłem, hm? -
- Ew! - pobiegła w stronę wyjścia - Smok!
Patrzyłem jak wadera odchodzi, wręcz tupiąc ze wściekłości. Cały czas mówiła coś pod nosem, jednak za cicho, żebym coś usłyszał.
- Okeeh - mruknąłem. - I teraz weź się domyśl, Draco..
Westchnąłem. Chyba czas wrócić do domu. Dawno tam nie byłem. W końcu jak Moonlight mnie ciągle gdzieś wyciągała na jakieś dzikie wyprawy, to zbytnio nie mogłem przebywać w mojej jaskini. O dziwo po takiej dawce adrenaliny jeszcze żyję. A gdyby tylko pomyśleć, że mógłbym teraz spokojnie spać na miękkim pierzu na moim terenie. Aw.. chyba już nigdy się nie wyśpię..
***
Po zaledwie dwóch godzinach dotarłem na tereny watahy. Aww.. Jak miło zobaczyć miejsce, w którym nie czyha na mnie żadne niebezpieczeństwo - Lasy wiecznej jesieni. Rozejrzałem się wokół. Ani jednego żywego stworzenia. Gdzie podziały się wszystkie wilki? Zwykle się tutaj od nich roi. W końcu Moonlight ma ten swój dar przekonywania. Przynajmniej nie będzie tu takiego zamieszania, do którego w sumie się już przyzwyczaiłem. Ruszyłem wprost do swojej jaskini.
Kiedy w końcu wszedłem do mojego domu, położyłem się na moim łożu składającym się z pierza dużego ptaka. Odetchnąłem z ulgą. W końcu spokój. Mam już powoli dość tych wypraw i ciągłych walk. Tak szczerze, to miło było zobaczyć znów miejsce, które znam od dawna. Jak dla mnie, doświadczyłem już zbyt wiele nowych doznań jak na tak mały okres czasu. Polowanie na Vorigana, ratowanie kryształu, ataki innych watah, gadające zwierzęta, interaktywne lekcje Moony na temat smoków. Nie sądzę, aby coś w życiu mogłoby mnie zaskoczyć bardziej niż te zwariowane rzeczy.. W sumie czasami się zastanawiam, co bym robił, gdybym nie spotkał tej zwariowanej wilczycy. Pewnie nadał wiódłbym spokojne życie, leżąc leniwie na moim kamieniu..
- Draco? - usłyszałem znajomy głos, który znam praktycznie od dzieciństwa.. Spojrzałem za siebie. Nikogo nie było. Właściciel tajemniczego głosu albo był niewidzialny, albo ja ślepy. Znając życie, pewnie to drugie..
- Gdzie jesteś? - spytałem zmieszany, rozglądając się na boki.
- Ee.. nie wiem - usłyszałem ten sam głos za sobą. Odwróciłem się, za mną stała tylko ściana.. - Nie widzisz mnie? Pff.. mówili, że mnie zobaczysz.
- Jesteś.. w ścianie? - zdziwiłem się. Usłyszałem cichy śmiech, zupełnie taki sam, jak za dawnych lat.- Ew.. wyjdź już z niej..
Przede mną ukazała się znajoma sylwetka wilka, którego nie widziałem już kilkanaście ładnych miesięcy - mojego brata.
***
- Nie rozumiem.. - mruknąłem, łapiąc się za głowę. - Święto czego?
- Święto tych, których już nie ma. - powtórzył - Myślałem, że znasz te wszystkie święta, w końcu mieszkasz tu od urodzenia..
- Aha.. więc dlatego cię widzę, tak? - skrzywiłem się.
- Yhym - kiwnął potwierdzająco głową. - Właśnie przyglądasz się prawdziwemu duchowi.
- Ty duchem, serio? Nie wiedziałem, naprawdę. - Bruno uśmiechnął się lekko.
- Zupełnie się nie zmieniłeś - zaśmiał się cicho - Nadal jesteś wkurzający.
Spojrzałem na niego karcąco, na co basior się zaśmiał głośniej.
- Heh, dzięki staram się - mruknąłem - Gdybym mógł cię dotknąć, to byś tego pożałował.
- Tak w ogóle.. - uśmiechnął się - to miło mi cię znów widzieć. Minęło tyle czasu..
- Wiesz, zwykle, gdy ktoś umiera, to się już go nigdy nie spotyka. - westchnąłem. - Wiec.. co cię tu sprowadza, hm?
- Aw, to już nie można przyjść pogadać z bratem? - jęknął. - Zawsze niby coś od ciebie chcę, tak?
- Zwykle, gdy duch cię odwiedza to raczej ma coś ważnego do powiedzenia, nie? - spojrzałem na niego, oczekując odpowiedzi.
- Wiesz.. - przystopował trochę, zbierając myśli. Westchnął zrezygnowany i w końcu powiedział - Ellie tu była.
- Żartujesz? - zapytałem po krótkiej chwil.
- A wyglądam jakbym żartował? - mruknął z wzrokiem wbitym w ziemię.
- Miałem nadzieję, że tego nie powiesz - westchnąłem, opierając się o ścianę. - Co chciała?
- Nie wiem, szukała tu czegoś - wzruszył ramionami.
Rozejrzałem się po całej jaskini, szukając jakiś uszkodzeń lub śladów. Wszystko wydawało się jakby było na swoim miejscu.. Oprócz szkatułki, która została wywrócona na ziemię.
- Pewnie szukała naszyjnika Crystal - odrzekł Bruno, podchodząc do zniszczonego kufra. - Wygląda na to, że go zabrała
- Co? Ah, nie. Dałem go Moonlight - oderwałem wzrok od pudełka.
- ...Moonlight? - spytał. - Kto to?
- Alfa watahy, do której teraz należę - odpowiedziałem.
- Uuuu - spojrzał na mnie z iskierkami w oczach - watahyy?
- Aw, proszę, nic nie mów - odwróciłem wzrok.
- Tyle razy powtarzałeś sobie, że do żadnej nie dołączysz, a tu proszę. - uśmiechnął się.
- ..skąd wiesz? - spojrzałem na niego podejrzliwie.
- Obserwowałem cię jak najdłużej mogłem. Po śmierci miałem na to kilka dni wędrówki.. - poszerzył swój uśmiech - Potem niestety musiałem już odejść.
- Ale wróciłeś przez to święto, tak? - zapytałem.
- Yhym - Zamyślił się na chwilę. - A to, że Ellie tu dziś była, to był niezły przypadek. Akurat dziś..
- Się powtarzasz - mruknąłem, ignorując to co mówił.
- Heh - uśmiechnął się i położył na moim łóżku.
- Duchy nie czują piór, po co ci na to włazić? - popatrzyłem na niego zirytowany. Wkurzam się już powoli, za bardzo się ze mną droczy. Nagle usłyszałem wielki huk, który zdawał się wydobywać z góry. Spojrzeliśmy po sobie. Postanowiłem wyjrzeć co się stało. Bruno poszedł tuż za mną. Na ziemi leżała Moonlight, zapewne znów zaliczyła glebę. Wyglądała na bardzo wkurzoną. Mój brat schował się szybko za drzewem i przyglądał się nam. Był na pewno bardzo ciekawy co z twego wyniknie. W sumie, ja też jestem ciekaw. Podszedłem niepewnie do wadery.
<Moonlight>
Event-"Ci..których już nie ma"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz