sobota, 23 września 2017

Od Moonlight; Noc Szmaragdowego Księżyca [ZADANIE] cz.3

Zaczęłam zbierać wszystkie kawałki rozsypanego kamienia, ale robiłam to bardzo nieudolnie; moje łapy mi się trzęsły i ledwo co sprawowałam nad nimi kontrolę. Miałam wyrzuty sumienia, władcy cienia, którzy prowadzili watahę przede mną i chociaż ich czas już przeminął, nigdy nie zawiedli w obronie szmaragdu. Miałam ochotę zniknąć, po prostu- zniknąć, ale nie mogłam pozwolić sobie na chwilę słabości. Wydałam z siebie krótkie westchnięcie maskując moje wewnętrzne rozkojarzenie i położyłam kawałki rozbitego skarbu na jego prawowite miejsce, czyli piedestał znajdujący się w samym środku krypty. Isabelle nie odzywała się ani słowem i tkwiła w miejscu ze spuszczoną głową. Wiedziałam jak bardzo chciała wciąć udział w tej najpiękniejszej ze wszystkich nocy, w której księżyc uśmiecha się do nas tysiącami szmaragdowych świetlików. Draco nie wyglądał jakby się przejmował czymkolwiek.
-Podejdźcie- powiedziałam stanowczo na co oni popatrzyli się na mnie z wielkimi oczami.
-Przepraszam, Moonlight, ale nie sądzę, że możemy coś zrobić- orzekła Isabelle.
Basior przytaknął waderze.
-Nie chce się narzucać, ale powinniśmy się już chyba zbierać. Kamyk jest rozbity i co mamy z tym zrobić? Co się stało to się nie odczyni; powinnaś o tym wiedzieć. Ja tam wracam- oznajmił basior obracając się na pięcie.
-To idź nie zabraniam ci -skwitowałam- ale jeśli nie chcesz być pożarty żywcem przez duchy, a potem do końca swojej egzsten.......nie; wieczności tułać się bez celu tak jak strażnicy, którzy stracili naszyjnik to radzę ci zostać; nie damy rady same.
Draco zwrócił się w kierunku piedestału.
-To co masz zamiar zrobić?-spytał.
-Otóż.....-nie wiedziałam jak zacząć.
Isabelle popatrzyła się na mnie wzrokiem wyczekującym odpowiedzi.
-Dobrze, zacznijmy od początku. Na pewno wiecie, że niektóre wilk posiadają moce. To dlatego, że każdy z nas ma odrobinę magii w sobie. Nawet ludzie, tylko jedni rodzą się bardziej obdarowani od innych przychodząc na ten świat. Ta magia łączy świat i powstrzymuje go przed rozpadem, a zarazem sama go tworzy. To też liczy się owego szmaragdu.
Draco spoglądał a na Isabelle, a to na ścianę- przez cały mój zwięzły monolog.
-To co mamy zrobić?-spytała wadera.
-Stańcie wokół piedestału- oznajmiłam.
I tak zrobili.
-Mam plan za pomocą naszej magii złączyć to co zostało rozbite. Muszę was jednak poinformować o skutkach ubocznych..
Dwa wilki, jeden stojący po mojej prawej, a drugi po lewej popatrzyły na mnie jak na ducha.
-....Możecie umrzeć- uświadomiłam- ...ale jeśli nie spróbujemy wynik będzie ten sam-westchnęłam-....wchodzicie w to?- spytałam by się upewnić.
Isabelle pośpiesznie przytaknęła pyskiem, a Draco sam namysł zabrał kilka ładnych chwil. Pewnie chciałby uciec sobie jak najdalej stąd i żyć w nadziei, że duchy za nim nie pogonią; mimo to- zgodził się, a po jego dokonanej decyzji nie zauważyłam już po nim żadnej oznaki wahania.
-Dobrze, a więc zaczynajmy. Spróbujcie użyć jednej ze swoich mocy i utrzymać ją nad swoją łapą. Tylko bez podpalania niczyjego futra, proszę- popatrzyłam się na Draco.
-A co ja ci kiedy zrobiłem, że robisz taką minę, co?- burknął niezadowolony.
-No dobra...- westchnęłam- Czas zacząć.
Unieśliśmy łapy, Isabelle wytworzyła mały odłamek lodu, ja również, za to Draco w przeciwieństwie do nas przywołał wielką burzę ognia. No właśnie, co ja mówiłam o nie podpalaniu kogoś? Tak czy siak, nikt nie ucierpiał na skutek poparzeń. Pośrodku naszego kręgu wybuchła iskra jasnego światła, która oślepiła nas na krótki czas. Bałam się otworzyć oczu. Sama wizja w mojej głowie tego, co mogłam ujrzeć mnie ogromnie przerażała.
...
-Ej! Moonlight!- usłyszałam krzyk Isabelle- Udało się!
Rzeczywiście, na środku piedestału widniał świecący się na zielono kamień.
-...Udało się....Udało się!
-Ehem, fajnie- syknął Draco pocierając oczy- A tak właściwie to spać mi się chce...- oznajmił po raz kolejny zwracając się w stronę wyjścia.
-Właściwie to mi też..-ziewnęłam otępiale idąc w ślad Draco.
Nagle poczułam zimne ukłucie, tak jakby mój ogon miał zaraz odpaść na skutek odmrożenia. Przełknęłam ślinę i obróciłam głowę.
-Hejże, Moonlight- usłyszałam głos wilczycy- A co z tą informacją, którą ktoś nam zostawił?
-No tak! Jak mogłam o tym zapomnieć!- przypomniałam sobie- To do lasu mroku?
-Błagam nie...-załamał się basior.
-Nie narzekaj, idziemy!
-Chciałaś powiedzieć lecimy?-uśmiechnęła się Isabelle.
-A jakże- odpowiedziałam.
Wyszłyśmy z krypty i wzleciałyśmy w powietrze z taką szybkością, że za nami utworzyła się chmura kurzu, która poleciała w tył prosto na sennego basiora.
-No chyba wam coś walnęło, albo zaraz to ja was walnę jak zejdziecie na ziemię!- wykrzyczał rozwścieczony basior.
-O tak, Draco!- powiedziałyśmy równocześnie.
Wylądowałam i spojrzałam się na niego przepraszającym wzrokiem.
-Właź- wskazałam mu na mój grzbiet.
W odpowiedzi basior odwrócił łeb w przeciwnym kierunku.
-Wolisz biec?-zaśmiałam się.
Basior spojrzał się na mnie, a jego oczy mówił mi tylko dwa słowa-"zamknij się".
-Chyba nie mam wyboru....- sapnął- a już miałem zamiar ignorować cię do końca życia, ale jestem zmuszony przełożyć to na inny termin.
Po kilku minutach lotu wraz z Isabelle byłyśmy okropnie zmęczone. Zapewne była to wina rekonstrukcji szmaragdu.
Było cicho, bardzo cicho. Nikt z nas się nie odzywał, a odgłosem, który przerwał tą głuchą ciszę było szybkie świśnięcie powietrza. Tuż przy moim pysku coś przeleciało. Ktoś z dołu do nas mierzył.
-Co to było?- spytał się basior.
-Widocznie mamy towarzystwo- odpowiedziałam.
- I chyba nawet wiem kogo...-westchnęła Isabelle-...Ta Wataha basiorów północy, tylko dlaczego nie strzelali do nas ostatnim razem jak uciekaliśmy?
-....Pewnie byli zbyt oszołomieni naszą ucieczką?-gdybałam-Tak czy siak, nie będę w stanie unikać ich ataków z Draco na plecach, albo pozbywam się zbędnego balastu, albo lądujemy i załatwimy ich raz na zawsze- oświadczyłam- Osobiście wolę tą pierwszą wersję- zaśmiałam się.
-Że co!?- oburzył się basior.
-Tylko żartowałam, lądujemy.
Po kilku szybkich chwilach już byliśmy na ziemi, a przed nami stał szary wilk. Tak, to z pewnością była ta sama wataha. Otoczyli nas. Każdy z nich najwidoczniej używał magii ziemi bo mierzyli do nas skalnymi włóczniami. "I co teraz zrobimy?" syknęłam w myślach. Zaatakowali. W planach miałam stworzenie lodowej tarczy na kształt koła, a tu- nic. Rekonstrukcja szmaragdu teraz dawała się we znaki jeszcze bardziej niż dotychczas. Niestety, nie tylko ja byłam bezsilna w tej sytuacji. Kątem oka spojrzałam na moich towarzyszy. Bronie nieprzyjaciela już były w fazie lotu. Poszybować w górę? Nie, nawet jakby Isabelle wpadła na ten sam pomysł zostawiłybyśmy Draco, a jakbym go zabrała, i tak, jak wcześniej wspominałam nie udałoby mi się uniknąć ich ostrzału. Nie zdążylibyśmy uciec od ich wzroku. Zaszarżować? Nie, skończylibyśmy martwi szybciej niż obecnie. Zacisnęłam powieki i w ostatniej chwili wykonałam ruch.
"Może przynajmniej uda mi się uratować tych dwóch"-pomyślałam.
Rzuciłam się na waderę i basiora, a zaraz po tym poczułam kujący ból. Trzy włócznię wbiły mi się w plecy, a dwie kolejne w moje tylne łapy, a ostatnia zaś w przednią. O dziwo, nadal żyłam i nie wyglądało na to jakbym miała stracić przytomność.
-...Moonlight?- usłyszałam zmartwiony głos wadery.
Wstałam i kaszlnęłam krwią na trawę. Draco otworzył szeroko oczy. Naszyjnik, który mi podarował zaczął mieć się krystalicznie czystym światłem i odrobinę się unosił. Włócznie, które chwilę temu tkwiły głęboko w mojej skórze zaczęły wypadać. Nasi wrogowie patrzyli się na to wszystko osłupieni. "Czyli dlatego nadal żyję, to dzięki temu naszyjniku".
-Dziękuję- powiedziałam cicho po czym odwróciłam się do basiorów.
-Won-powiedziałam spokojnie.
Nie ruszyli się.
-Chyba powiedziałam....-zatrzymałam się w tym miejscu- Z Drogi!-wykrzyczałam.
Nadal stali w miejscu.
-Dobra, czyli trzeba będzie to załatwić inaczej- westchnęłam.
Nieprzyjaciele cofnęli się o parę kroków.
-Z drogi śledzie, ALFA JEDZIE!-zaszarżowałam na szarego wilka, a reszta rozeszła się jak woda przed Mojżeszem (gdzieś przeczytałam to porównanie i nie mogłam się powstrzymać by je tu użyć ;P) Isabelle i Draco wstali z gleby i rzucili się w wir walki. Wadera rzuciła się na dwóch wyższych od siebie basiorów, jednego czarnego, a drugiego siwego. Pierwszy został zepchnięty z impetem w stary pień drzewa, który niebezpiecznie zaświergotał, a potem przewalił się razem z koroną przed czym on ledwie uciekł. Drugi zaś w ucieczce potknął się o pień innego drzewa i pyskiem wylądował przed Draco, który już uporał się z jednym z jego towarzyszy. W tym czasie ja prowadziłam zaciętą walkę z szarym wilkiem.
-Jakim cudem udało ci się tamto przeżyć- spytał, nie dziwię się dlaczego to ja wygrywałam walkę, skoro mój przeciwnik skupiał się na zadawaniu mi pytań.
-Heh...-parsknęłam unikając jego ataku- No cóż...magia.
-Jak?- powtórzył pytanie tylko w krótszej formie.
W tamtym momencie wykorzystałam jego nieuwagę i przyszpiliłam go do podłoża.
-Walka skończona- oznajmiłam.
Obejrzałam się dookoła i zobaczyłam, że Draco i Isabelle pokonali wszystkie inne wilki.
-To żegnam- uśmiechnęłam się sarkastycznie.
Wtedy basior złapał za mój naszyjnik i ściągnął mi go z szyi.
-I tu cię mam- zaśmiał się.
Jak mogłam być tak nieuważna. Już miałam mu go wyrwać, ale przede mną zrobił to Draco, które rzucił się na basiora.
-Jak śmiesz nawet go dotykać!- wrzasnął Draco.
Z szybkością błyskawicy przejął naszyjnik, a jego pazur znalazł się tuż przy szyi wilka.
-Ciesz się, że nadal żyjesz- syknął na niego przerażająco mrużąc oczy w grymasie złości.
Przerażony alfa przeczołgał się do tyłu w ucieczce. Po minucie nie było już po nim śladu, ani po członkach jego watahy. Draco podszedł do mnie i zwrócił mi naszyjnik.
-Tylko następnym razem bardziej o niego uważaj- powiedział zawieszając mi go naszyje, jednak powstrzymałam go.
-Lepiej, żeby był w twoim posiadaniu.
-Mówię, po prostu bardziej na niego uważaj...-brzmiał tak jakby chciał się jego pozbyć, ale wiem, że bardzo go cenił.
-Dobrze...-dałam za wygraną.-Ale wiesz co?-spytałam żwawo.
-Hmmm...?-spytał się Draco poprzez mruknięcie.
-Teraz to Isabelle cię niesie!-tego basior na pewno się nie spodziewał-Isabelle?
-A gdzie ją wcięło?
-Jak to gdzie! Jest t....- obróciłam się w stronę miejsca, w którym wcześniej stała wadera.
-O, chyba ją jednak widzę.
-Gdzie?
Draco wskazał mi na niebo. Rzeczywiście już leciała. Przewidziała ten obrót zdarzeń? Czy po prostu nie chciała marnować czasu? Wiem tylko jedno, to, że utknęłam z balastem na moich plecach.
-Grrr....-warknęłam widząc jak mój piękny plan rozpada się w drobny mak.
-Hahaha!-roześmiał się basior- Gdybyś widziała swój pysk!
-Cicho! Lecimy!
Po paru chwilach nadgoniliśmy Isabelle. Do Lasu mroku było jeszcze daleko. Wadera badawczo się na mnie patrzyła przez większość drogi, a bardziej dokładnie w naszyjnik, który podarował mi Draco.
-Cały czas mnie zastanawia, co się wtedy stało...-patrzyła mi w oczy z nadzieją, że bez zadania pytania sama jej odpowiem.
Cisza.
-Jak przeżyłaś przebicie przez tamte włócznie?- zapytała z poważną miną.
Wszyscy mieli ponure wyrazy na pysku, co musiało wyglądać komicznie, przez fakt, że Draco leżał na mnie tak, że dyndały mu ogon, głowa i nogi- przednie z lewej, a tylne z prawej. 
-Czy to ten naszyjnik?
-Tak- nie ja odpowiedziałam, lecz Draco- Już raz mówiłem Moonlight, że ten kryształ ma lecznicze zdolności, ale pewnie jeszcze nigdy nie widziała jak działa w takim stadium.
-W takim stadium?- zdziwiłam się- Co to znaczy?
-Byłaś bardzo ciężko ranna, dlatego naszyjnik zaczął świecić- oznajmił- Tylko popatrz, poszarzał. Przez najbliższe kilka godzin nie będzie działać.
-Faktycznie zrobił się ciemniejszy- zauważyłam.
-Właściwie, to pewnie z jego powodu mogłaś wytrzymać w Skale Magmy- powiedział- Tamtejsze temperatury wystarczają by zabić każdego wilka, który nie posiada mocy ognia.
-Z tego co pamiętam, stale używałam mojej zdolności by wytworzyć ogromne zimno, ale mimo tego było tak gorąco, że miałam wrażenie jakbym stała w ogniu.
-O to mi chodzi, gdybym nie dał ci tego naszyjniku nawet z twoją mocą zmieniania temperatury powietrza wyszłabyś ze Skały Magmy z co najmniej wypalonym futrem.
-Tak czy siak, to było straszne jak się na nas rzuciłaś, bałam się o ciebie. Wiem, że chciałaś nas ochronić, ale nie poświęcaj się już tak dla nas- oświadczyła zmartwiona Isabelle, byłam jej ogromnie wdzięczna za te słowa.
-A mnie to nie obchodzi dopóty będę przez to żyw- oznajmił Draco.
-Ejjj, popsułeś!- warknęłam, po czym wszyscy zaczęliśmy się śmiać, nawet Draco.
Byłyśmy już zmęczone, więc wylądowałyśmy przy najbliższym stawie. Przy okazji wspólnie udało nam się upolować dwie sarny. Przez całą naszą podróż towarzyszyło nam białe światło księżyca, jednak teraz księżyc świecił na niebie barwą szmaragdu. Po kilku minutach było już kompletnie ciemno. Basior rozpalił małe ognisko, przy którym zasiedliśmy. Rozmawialiśmy normalnie, aż w końcu ktoś wpadł na pomysł byśmy opowiedzieli sobie nasze przygody po dołączeniu do watahy. Widziałam błysk w oczach Isabelle gdy opowiadała Draco o stworzeniach, które kryją się w Wyżynach Zadumy takich jak Chimery i Hydra, z którymi miałyśmy sposobność się zmierzyć i o tym jak w drodze powrotnej spotkałyśmy Cheonsę. Potem nadszedł czas na opowieści o Pałacu w Skale Magmy i o Voriganie. Opowiedziana została także historia o ratowaniu Lasu Anemone Nemorosa, Wilku Ziemi i Wilczej Wiedźmie. To niesamowite ile się stało w tak krótkim czasie. Tak czy siak, zasnęliśmy dopiero o świcie. Pewnie Asa i Cheonsa zaczęły się już o nas martwić. Wstałam druga, Isabelle siedziała przy stawie wpatrując się w taflę wody. Ziewnęłam przeciągle i spojrzałam w lewo. Basior nadal spał jak zabity skulony w kulkę. Podeszłam do wadery i usiadłam obok niej.
-Dobrze spałaś?-spytała przyciszonym głosem- Nie chcę go obudzić- wskazała na Draco.
-Racja, a jak podobał ci się szmaragdowy księżyc?- zadałam jej pytanie.
-Właściwie...to nie mogę tego opisać słowami, ale mam wrażenie, że już kiedyś go widziałam- odpowiedziała.
-Ach tak, rozumiem- uśmiechnęłam się do niej.
Usłyszałam kroki i odwróciłam się.
-Wstałeś już?-spytałam.
-Nie, śpię nadal, wiesz?- powiedział sarkastycznie co zmazało mi uśmiech z pyska.
Isabelle roześmiała się.
-Jak już wszyscy na nogach, to lecimy?-spytała.
-Ale ty tym razem niesiesz Draco!- oznajmiłam.
-Ehhhh...?-jęknęła- No dobrze...
Leciałyśmy; bardzo powoli ze względu na waderę, która nie przywykła do noszenia takich ciężarów, więc po jakimś czasie musieliśmy wylądować.
-Przepraszam Moonlight, ale nie dam rady-powiedziała.
-Czyli zostało nam iść na pieszo, mój kręgosłup również nie wytrzyma więcej- oznajmiłam.
-Dziękuję! Słodka ziemia!- westchnął Draco, który w czasie naszej podróży nieomal spadł kilka razy.
Szliśmy tak i szliśmy, przez krótką chwilę już myśleliśmy, że się zgubiliśmy, ale Isabelle poleciała na zwiady i okazało się, że jesteśmy już blisko do Lasu Wiecznego Mroku. Byliśmy głodni, więc postanowiliśmy pójść na polowanie. Znaleźliśmy jednego skrzydlatego zająca, ale nam uciekł. Potem na naszej drodze stanęła lisica. Rzuciliśmy się w pogoń. Otoczyliśmy ją, lecz nasza ofiara nagle się do nas odezwała.
-Proszę, nie zabijajcie mnie!
-Umiesz mówić językiem wilków?- spytałam przypominając sobie pewnego skrzydlatego zająca, z którym znalazłam się w identycznej sytuacji.
-Tak. Jeśli mnie oszczędzicie pomogę wam z polowaniem- zaproponowała.
-To co robimy, Moony?- głos wadery akompaniował dźwięk burczenia w brzuchu.
-No dobrze, oszczędzimy cię- odpowiedziałam po dłuższym namyśle.
-Dziękuję; nazywam się Lisa, a wy?
-Moonlight.
-Isabelle.
-Przecież przed chwilą chcieliśmy cię zjeść...jak możesz być taka otwarta?-palnął Draco.
-Miło mi was poznać Moonlight, Isabelle, Przecież przed chwilą chcieliśmy cię zje...
-To nie moje imię, głupie! Nazywam się Draco...-przerwał jej.
-To dlaczego wprowadzasz mnie w błąd?
-Żartujesz sobie, prawda?- burknął z pogardą w oczach.
-Oczywiście że nie, to idziemy coś upolować?
-Tak, chodźmy- skinęłam lisicy- Jestem okropnie głodna!
Po krótkim czasie naszą ofiarą padła młoda perłowa sarna, a następny był dzik. Po napełnieniu brzuchów postanowiliśmy ruszyć w dalszą drogę.
-Gdzie idziecie?- spytała nas lisica.
-Do lasu wiecznego mroku- odpowiedziałam.
-Mogę iść z wami?
-A to dlaczego?
-No bo.....No, bo! samotnie być samotnym!
Jedną rzecz musiałam przyznać, to była największa niedorzeczność jaką słyszałam od "Wiedz, że jeśli umrę to cię zabiję", ale jak mogłam jej odmówić.
-No dobrze...chodźmy.
Ruszyliśmy w dalszą drogę. Po paru minutach dotarliśmy do granicy Lasu Wiecznego Mroku. Spojrzałam się na Lisę.
-Jeśli chcesz się wycofać to teraz jest czas najwyższy.
-Nie, nie zamierzam- oznajmiła bez śladu strachu.
-To wchodzimy...
Muszę przyznać, dawno tu nie byłam i szczerze, nie tęskniłam za tym miejscem. Co kilka chwil po całym lesie roznosiło się pohukiwanie sów. Wszystkie drzewa były odrobinę ciemniejsze niż poza granicą lasu.
-Strasznie tu ciemno, nic nie widzę- powiedziała lisica.
-Ja widzę wszystko- oświadczył Draco.
-Ja też- dołączyła się Isabelle.
-"Dar Ciemności".
-Co to?- spytała Isabelle.
-Każdy członek naszej watahy widzi perfekcyjnie w tym lesie, to dzięki jednej z pierwszych Władczyni Cienia- Aleandodris.
-Ale jak ten "Dar Ciemności" właściwie działa?
-Szczerze? Sama nie wiem- oznajmiłam.
Ciekawe gdzie właściciel tamtej wiadomości ma na nas czekać...powiedział tylko o tym, że mamy przyjść do Lasu Wiecznego Mroku...Szukaliśmy go już jakiś czas, ale nawet nie znaleźliśmy żadnego tropu. Gdy przeszliśmy już pół lasu usłyszeliśmy jakiś dźwięk. Nie było to huczenie sów czy liście szeleszczące na wietrze. Ktoś do nas podchodził. Nie mogłam dokładnie zobaczyć kto to, ale posiadał sylwetkę wilka. Kiedy znalazł się bliżej mogłam określić, że to czarna wadera.
-Witam-przywitała nas.
-Po pierwsze- kim jesteś i dlaczego rozbiłaś szmaragd?
-Haha, nawet mnie nie powitasz? Dobrze, odpowiem na wasze pytania- zaśmiała się.
-Zatem mów- poganiałam ją.
-Pierwsze pytanie...no cóż, kim jestem? Wilkiem! A kim innym?-Znowu wybuchła śmiechem.
-Wiesz, że nie takiej odpowiedzi oczekiwaliśmy- Upomniała ją Isabelle.
-Ohhh? Naprawdę myśleliście, że aż tyle o sobie wam powiem? To zepsułoby całą zabawę!-uśmiechnęła się fałszywie.
Nasza trójka już ledwo co trzymała swój gniew na wodzy, mimo tego, że odezwała się do nas dopiero po raz czwarty- już mieliśmy jej dość.
-A jakie było to drugie pytanie? Ach! "I dlaczego rozbiłaś szmaragd", no cóż...otrzymałam taki rozkaz.
-Rozkaz? 
-Tak Rozkaz. Pewnie chciałabyś wiedzieć kto mi go wydał, ale niestety nie mogę ci tego powiedzieć- oznajmiła- A, tamta wiadomość nie miała być w planie, ale zostawiłam ją z własnej inicjatywy. Będę taka dobra i wam odrobinę pomogę.
-W jakim sensie pomożesz? Przez ciebie wylewaliśmy siódme poty!
-Szykuję się dla was coś o wiele większego, powiem, że ktoś...a dla was pewnie bardziej "coś" trzyma do was urazę. W skrócie to tylko początek.
-Co to znaczy, że dla nas ta osoba to bardziej "coś"?- domagałam się odpowiedzi.
Wadera skinęła głową na lewą.
-Nie wiem, a co to znaczy?- Odezwała się udając niewinną- Czas na mnie, do zobaczenia, Moonlight, Isabelle, Draco i....?
-Nazywam się Lisa.
-Lisa, piękne imię. To żegnam.
-Nie, czekaj!- próbowałam ją zatrzymać, ale nieznajoma rozpłynęła się w powietrzu.
-To co teraz-spytała Isabelle.
-Nie wiem...-odpowiedziałam-Ale bardzo chcę już iść z tego przeklętego lasu.
-Dobra- przytaknęła Isabelle.
W drodze do wyjścia z lasu Draco jakoś dziwnie się zachowywał, stanowczo przyśpieszył krok.
-Coś się stało- spytałam.
-Nie, nic.
-Hmmmm...?-domagałam się większej ilości informacji i udało mi się to przekazać tylko jednym mruknięciem.
-O co chodzi z tym "Hmmmm"?-a może jednak mi się to nie udało....albo po prostu mnie ignorował. Postanowiłam to sprawdzić.
-Naprawdę? Sądzę, że po prostu mnie ignorujesz.
-Często to robię, powinnaś się przyzwyczaić. Po prostu mi kogoś przypomniała, to tyle.
-A kogo?- to pytanie zadała tym razem Isabelle.
-Właściwie to nie pamiętam, ale mam wrażenie, że już kiedyś ją widziałem.
-To nie jest takie niemożliwe, przecież znała nasze imiona- oznajmiłam.
-Ciekawe...-powiedziała wadera.
-Isabelle, czy ty też ją skądś kojarzysz?
-Nie, ani trochę...
W końcu wyszliśmy z Lasu Wiecznego Mroku. Po drodze kilka razy zabłądziliśmy lub zgubiliśmy jakiegoś członka drużyny.
-W końcu coś widzę!-wykrzyczała triumfalnie Lisa.
-To co teraz- zapytała Isabelle.
-Wracamy do domu i opowiadamy wszystko reszcie- oznajmiłam- jestem ciekawa jak zareagowały Asa i Cheonsa jak zobaczyły szmaragdowy księżyc, już nie mogę się doczekać by je zapytać.
-Mogę iść z wami?- odezwała się lisica.
-Nie widzę problemu- odpowiedziałam jej.
-Tylko pamiętaj żebyś się do mnie nie zbliżała, bo cię zjem-uprzedził Lisę Draco po czym szturchnęłam go w bark.
-No co? Przecież sama najpierw chciałaś ją zjeść!-zaprotestował.
I po raz kolejny wszyscy zaczęliśmy się śmiać, oprócz lisicy, która była widocznie zdezorientowana.

...

-Naprawdę pokonaliście inną watahę we troje?- dopytywała się Cheonsa.
-Yhym- przytaknęła Isabelle.
-Naprawdę? Kiedy?- spytała Lisa.
-Jeszcze przed tym jak cię znaleźliśmy- powiedziałam.
-Aaaa, to dużo wyjaśnia.
-No, dużo- syknął Draco nadal na nią obrażony za nadanie mu dość przydługiego imienia.
Minęło już dwa dni od naszego powrotu, a wszyscy nadal mówią o szmaragdowej nocy, która zapisze się kartach historii watahy.
(Koniec Zadania Szmaragdowej Nocy)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz